Źródło: Pinterest, jednakże dopomógł mi również Imgur, Reddit oraz Grafika Google. Każda fotografia przedstawia Scarlett Rose Leithold.
Motto: Dziewczyna nie posiada swojej ulubionej złotej myśli, która należycie odzwierciedlałaby jej podejście do życia, aczkolwiek upodobała sobie wers z jednej z lubianych piosenek, a mianowicie – „Sometimes it's better to let someone go”. Pochodzi z utworu „Older” w wykonaniu Sashy Sloan, której głos odpręża blondynkę.
Imię: Decyzję o nadaniu dziecku imienia „Michaela” rodzice podjęli już w pierwszych tygodniach ciąży pani Toretto, zatem owoc ich gorącej miłości po dziś dzień przedstawia się takim też mianem.
Nazwisko: Banalna, nazbyt popularna, powszechnie znana nazwa rodowa, która brzmi Toretto.
Wiek: Jasnowłosa ma na karku już dwie pełne dekady wraz z jedną piątą dziesiątej części ze stu lat, zatem jest ona dwudziestodwuletnią mieszkanką zmodernizowanego miasta Avenley River.
Data urodzenia: Przyszła na świat dokładnie pięć minut po godzinie dziewiątej, dnia czternastego września – 14.09
Płeć: Nie ulega wątpliwościom, że Michaela godnie reprezentuje płeć piękną, aczkolwiek w razie wątpliwości – serdecznie zapraszam do spędzenia z nią nocy przeplatanej licznymi fantazjami.
Miejsce zamieszkania: Niedroga, wynajmowana klitka w jednym z bloków mieszkalnych metropolii Avenley River w dzielnicy Nashleen. Aby się tam dostać, należy doczołgać się na czwarte piętro bądź też skorzystać z wadliwej windy. Mieszkanie to nie charakteryzuje się luksusem typowym dla młodych pracowników prestiżowych korporacji, nie wskazuje również na zamożność lokatorów – ot co, najzwyklejszy w świecie, skromny własny kąt, jaki składuje się na stosunkowo wąski korytarz, na którego końcu widnieją białe drzwi do tyciej łazienki, gdzie znajduje się prysznic, toaleta z wolnoopadającą deską oraz umywalka, nad którą zawieszona została szafka z lustrem.
Po wejściu do lokum i skierowaniu się na lewo ujrzeć można całkiem przestronny salon z rozkładaną kanapą, na której zmieści się co najmniej trójka osób. W pokoju dziennym ustawiona jest także "lustrzana" szafa, znajdująca się za uprzednio wspomnianą miękką sofą. Na ścianie naprzeciwko tapczanu powieszony jest telewizor marki Samsung, który tylko zbiera kurz; wyposażenie tego pokoju nie wyróżnia się niczym specjalnym. Na kilku metrach kwadratowych ulokowana jest również kuchnia z całkiem nowoczesnym sprzętem, a obok niewielkiej łazienki znajduje się niegrzesząca monumentalnymi rozmiarami sypialna, która obecnie służy jako garderoba i komórka na bambetle, chaotycznie porozrzucane po całym mieszkaniu.
Orientacja: Nie ulega wątpliwościom, iż jest ona heteroseksualna, jednakże żaden z przedstawicieli płci brzydkiej nie zajmował miejsca w jej życiu na dłużej niż kilka miesięcy.
Praca: Michaela nie zagrzała nigdzie stołka, ponieważ jest studentką prawa. Jednakże dorywczo dorabia w rzadko uczęszczanej kawiarence, zajmując posadę zgrabnej kelnerki, dzięki tej pracy udaje jej się wiązać koniec z końcem. Natomiast przy każdej możliwej okazji zajmie się podrzuconymi dziećmi czy pupila i swoich znajomych, co niekiedy nagradzane jest kilkoma avarami na wagę złota.
Charakter: “Kobieta” – to jedno słowo prawdopodobnie najtrafniej oddaje całą esencję skomplikowanej osobowości, która tkwi w niepozornym ciele. Charakter tej osoby to plątanina zróżnicowanych cech, do jakich trzeba dojść drogą zawiłej dedukcji, a zarazem mieszanka trudnych do przełknięcia oraz zrozumienia nawyków, które sporadycznie dają się we znaki społeczeństwu, gdyż Michaela umiejętnie stwarza pozory jednostki sielankowo pochodzącej do trudów żmudnej ludzkiej egzystencji.
Blondynkę tę cechuje niezłomna determinacja w parciu do określonego celu, dlatego też z tego powodu wszystko zazwyczaj suwerennie planuje, co może być przejawem jej pedantyzmu. Michaeli z trudem przychodzi stawienie czoła porażce, która za każdym razem silnie na nią oddziałuje. Ponadto jest ona osobą, jakiej ciężko przełknąć opinię wystawioną przez drugiego człowieka, co dodatkowo komplikuje normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Jasnowłosa przykłada nadmierną wagę do zdania innych na temat swojej osoby, biorąc głęboko do siebie każdą pojedynczą zjadliwość, jednakże stara się z całych sił, aby surowe i bolesne słowa nie zachwiały jej całym, starannie poukładanym życiem. Przed nowymi ludźmi zazwyczaj pragnie wypaść jak najlepiej, więc stara się sprawiać wrażenie tej uprzejmej oraz wyrozumiałej, aczkolwiek warto napomnieć o niebywałej dociekliwości, jaką poniekąd grzeszy, gdyż uwielbia łączyć wszelkie fakty i interpretować je na różne sposoby, lecz ma pojęcie, kiedy powinna zaprzestać wiercenia dziury w brzuchu drugiej osoby. Michaeli niekiedy zdarza się nagiąć granicę dobrego wychowania, jednakże potrafi zatuszować swój wybryk poprzez rozluźnienie atmosfery drętwym żartem bądź też ofertą małoprocentowego drinka. W środowisku pracy uchodzi za godną zaufania pracowniczkę, suwerennie wywiązującą się ze swoich obowiązków i z pieczołowitością podchodzącą do sprawowanej przez siebie funkcji, natomiast w oczach innych to dziewczyna z monumentalnymi pokładami anielskiej cierpliwości oraz w miarę pozytywnym podejściem do świata. Stała w swoich przekonaniach i dokładna w wykonywaniu powierzonych jej poleceń, dzięki czemu zaszła aż... No właśnie, skończyło się na tym, że uwija się w pocie czoła w niezbyt popularnej, a dodatkowo zadłużonej po uszy kawiarni. Zamartwianie się na śmierć, czy aby na pewno podoła stawianym wymaganiom swojego pracodawcy z każdym dniem łamie blondynkę, a ukojenie odnajduje dopiero w lichych czterech ścianach mieszkania – wówczas odrywa się od przykrej codzienności.
Hobby:
> Młoda Torettówna rysuje. Nieudolnie i amatorsko, aby tylko przez ułamek sekundy odciąć się od szarej rzeczywistości, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, iż znajdziesz jej cienki szkicownik pod niechlujnie zasłanym łóżkiem.
> Eksperymentowanie w kuchni również można nazwać jej zajawką. Zazwyczaj skłania się ku przygotowywaniu sycących naleśników, podanych na białym talerzu i przyzdobionych owocami leśnymi, aczkolwiek to nie oznacza, że nie umie przyrządzić bardziej treściwego dania.
> Michaela niekiedy potrafi sklecić kilka w miarę sensownych zdań, które rzekomo podchodzą pod prozę i mają na celu wyciśnięcie wiadra słonych łez z czytelnika jej godnego politowania tekstu. Wszystkie zapiski blondynki znalazły swe miejsce na stronicach barwnego brulionu, trzymanego pod łóżkiem, bo jakżeby inaczej.
> Dwudziestodwulatka jakąś część swojego życia spędziła w siodle, zatem zamiłowanie do jazdy konnej pozostaje w niej po dziś dzień. Co prawda, rzadko ma sposobność, by beztrosko pokłusować na jakimkolwiek wierzchowcu, jednakże pewien strzępek nabytych w dzieciństwie umiejętności jeździeckich nieustannie w niej drzemie.
> Przepada za odgłosem silników w motorach, zatem nietrudno wywnioskować, iż szczególnie przypodobała sobie enduro czy chociażby pozornie niewinne wyścigi ze znajomymi w mętnym świetle ulicznych latarni.
Aparycja|
– wzrost: Dziewczyna ta – ku jej uciesze – zasługuje na miano długonogiej blondynki, gdyż ma ona 175 centymetrów wzrostu.
– waga: W miarę adekwatna do jej wzrostu, zatem – 55 kilogramów.
– opis wyglądu: Michaela jest niebywale dumna z tego, że może poszczycić się długimi nogami, które wraz z wąską talią i szerokimi, genetycznie uwarunkowanymi biodrami tworzą kształtną sylwetkę.
Podczas gdy sympatyczna twarz o łagodnych rysach nie jest przysłonięta przez blond kłaki, można dostrzec, że pokryte misternym makijażem lico dziewczyny zdobi para dużych, szaro-niebieskich tęczówek należycie komponującymi się z prostym nosem oraz pełnymi ustami, które zazwyczaj zostają muśnięte delikatną, jasnoróżową szminką.
– pozostałe informacje: > Kark, na który najczęściej opadają sypkie blond włosy, naznaczony jest niewielką blizną biegnącą wzdłuż kilku pierwszych kręgów szyjnych.
> Niegdyś – jeszcze jako młodociana melepeta – wygoliła sobie lewy bok głowy, gdzie postanowiła wykonać tatuaż przedstawiający krzyż. Na chwilę obecną miejsce to zarosło grubymi, jasnymi kudłami, aczkolwiek te kilka kresek czarnego tuszu pozostało po dziś dzień.
– głos: Spomiędzy jej warg wydobywa się chrapliwy, a zarazem nieprzyzwoicie kuszący głos z nutą melancholii, jakim to tak uwielbia musztrować oraz ganić inne persony nawet za najmniejsze przewinienia bądź bycie nieogarniętą fujarą.
Historia: Toretto nie jest sylwetką, jaka miałaby szczególnie dramatyczną, ciekawą bądź usłaną różami historię za sobą. W przeszłości nie szwendała się po ścieżce wyścielanej płatkami różnobarwnych kwiatów, a raczej utartym, wąskim szlakiem wśród tajemnic oraz wielu niewiadomych kwestii. Od najmłodszych lat zaaobsorbowana była ciągłą wędrówką przez bestialski świat, a to dlatego, że rodzicom dziewczyny z trudem przychodziło odnalezienie dogodnego miejsca bytowania, zatem po kilku miesiącach przychodziło im przygotowywać się do kolejnej z rzędu przeprowadzki w celu osiedlenia się tam, gdzie uznają za słuszne. Po paru dłuższych latach postanowili już na stałe zamieszkać w samym centrum miasta Avenley River i na tym zakończmy te wywody. Życie złoiło grzbiet blondynki wystarczającą ilość razy, aby w końcu wpoiła sobie do głowy, że nieopłacalnym przedsięwzięciem jest rozdrapywanie wydarzeń mających miejsce w młodszych latach jej dojmującego życia.
Rodzina:
> Państwo Evie i Thomas Toretto – wymarzeni rodzice każdego dzieciaka, ale to właśnie Michaela miała szczęście, by ta dwójka sprawiedliwych ludzi wychowywała małego ancymona, którym była ich córka.
> Dominic "Dom" Toretto – starszy o trzy lata brat szarookiej. Mimo iż utrzymują sporadyczny kontakt, są zżytym rodzeństwem, zawsze gotowym, by dopomóc drugiej stronie, jeżeli ta tego potrzebuje.
> Adrien Helvsen – zaufany przyjaciel jasnowłosej, niegdyś jej były chłopak, jednakże na chwilę obecną ograniczają się do głębokiej, niezachwianej przyjaźni, która jest w stanie przetrwać niejeden poważniejszy konflikt. Prawdę powiedziawszy, nie mają innego wyboru, gdyż dzielą ze sobą skromne mieszkanko, które bardzo wątpliwe, że uszłoby całe z kolejnej awantury pomiędzy tą życzliwą dwójką ludzi.
Partner: Brak i zapewne pozostanie tak do końca jej marnego żywotu. Bardzo wątpliwe, że Michaela przywiąże się do jakiejkolwiek osoby na dłużej niż na upojną noc.
Potomstwo: Na chwilę obecną to miejsce zieje rażącymi w oczy pustkami, ale kto wie? Może kiedyś tej dziewczynie dane będzie wieść szczęśliwe, pozbawione trosk życie przy boku opiekuńczego męża, z którym założy pełną ciepła i zrozumienia rodzinę. Jednakże te plany pozostają tylko i wyłącznie odległymi i jakże nieosiągalnymi marzeniami.
Ciekawostki:
> Ma zamiar nauki gry na gitarze.
> Ubóstwia skoczne piosenki o ogniu.
> Stosunkowo często na nadgarstek lewej ręki zakłada czarną gumkę do włosów.
> Cierpi na koitalne bóle głowy.
> Masochistka.
Inne zdjęcia: x x x x x x x x x
Zwierzęta: Blondynka to właścicielka wielorasowej psiny, łaskawie przygarniętej z żałosnego przytułku dla zwierząt. Ta czarna masa futra i mięśni nosi spektakularne miano, jakim jest imię jednego z ulubionych detektywów Michaeli, a mianowicie – „Sherlock”. Pupilowi dziewczyna poświęca więcej atencji niżeli swoim nieszczęsnym znajomym.
Pojazd: Torettówna nie jest posiadaczką żadnego pojazdu w przeciwieństwie do jej współlokatora, który podbija miasto swym Volvo XC60. Blondynka niekiedy załapie się na przejażdżkę z chłopakiem, aczkolwiek preferuje poruszać się po mieście tanim autobusem, taksówką czy chociażby pordzewiałym rowerem.
Kontakt: Zazwyczaj przesiaduję na mediach społecznościowych, do których przykładowo zalicza się Discord (Verinn#0958), jednakże można mnie złapać na wielbionej przez tłumy gierce, jaką jest Howrse (Luna1235), a w razie jakichkolwiek komplikacji jestem skłonna podać numer na GG.
11 sty 2020
9 sty 2020
8 sty 2020
Od Keyi do Ashtona
Westchnęłam, nakładając na tacę kolejne filiżanki z gorącą kawą. Zawsze w takich momentach bałam się, że moja niezdarność się pokaże i narobię bałaganu. Na szczęście udało mi się odstawić napoje przy odpowiednich stolikach i nic nie zepsuć. Moje rozkojarzenie sięgało dzisiaj dziwnie wysokiego poziomu i skutecznie przeszkadzało.
Słonce bardzo chętnie dziś się pokazywało, odpędzając nieco ujemne temperatury na zewnątrz. Dzięki temu pojawiało się też więcej klientów, a szefowa ponaglała nas do pracy. Niedzielne południe zawsze niosło ze sobą ogrom zamówień i nie pozwalało na chwilę wytchnienia. Jednak kwestia pieniężna mile to wynagradzała i nie warto było narzekać.
Zastanawiałam się czy już do końca życia pozostanę kelnerką bez perspektyw. Skończona szkoła nie dała mi nic co umożliwiłoby fajny start, ale nie miałam finansów na opłacenie studiów. Planując najbliższe lata widziałam u siebie jedynie rozczarowanie własnym życiem. Przerażała mnie myśl, że mogę do końca życia nie czerpać przyjemności z pracy.
Takimi myślami niepotrzebnie mąciłam sobie sama w głowie. Czasami snucie scenariuszy wychodziło mi lepiej niż życie realne. Niepokojące, ale i dodające mnie samej otuchy. Bo nie ma to jak zadowalać siebie samego, jakkolwiek to brzmi.
- Klient czeka… - poczułam lekkie szturchnięcie w prawe ramie i natychmiast powróciłam do stanu trzeźwości.
Słonce bardzo chętnie dziś się pokazywało, odpędzając nieco ujemne temperatury na zewnątrz. Dzięki temu pojawiało się też więcej klientów, a szefowa ponaglała nas do pracy. Niedzielne południe zawsze niosło ze sobą ogrom zamówień i nie pozwalało na chwilę wytchnienia. Jednak kwestia pieniężna mile to wynagradzała i nie warto było narzekać.
Zastanawiałam się czy już do końca życia pozostanę kelnerką bez perspektyw. Skończona szkoła nie dała mi nic co umożliwiłoby fajny start, ale nie miałam finansów na opłacenie studiów. Planując najbliższe lata widziałam u siebie jedynie rozczarowanie własnym życiem. Przerażała mnie myśl, że mogę do końca życia nie czerpać przyjemności z pracy.
Takimi myślami niepotrzebnie mąciłam sobie sama w głowie. Czasami snucie scenariuszy wychodziło mi lepiej niż życie realne. Niepokojące, ale i dodające mnie samej otuchy. Bo nie ma to jak zadowalać siebie samego, jakkolwiek to brzmi.
- Klient czeka… - poczułam lekkie szturchnięcie w prawe ramie i natychmiast powróciłam do stanu trzeźwości.
7 sty 2020
Od Amy C.D Hangagog
Stałam w kuchni i gotowałam rosół. Miałam dzień wolny, postanowiłam zrobić zupę, której bardzo dawno nie jadłam.
Poza tym od rana siedziałam w piżamie. Zwykłą granatową za dużą koszulkę „idealnie” dobrałam do czarnych dresów z białymi mordkami kotów. Przynajmniej było mi ciepło.
Z telewizora w kącie leciała losowa piosenka z kanału muzycznego i Cezar, już nieco większy biało-czarny łaciaty szczeniak, nie byłby sobą, gdyby nie zaczął wyć. Siedział na środku pokoju, ogon latał mu jak u wiatraczka i „śpiewał” do sufitu.
Poza tym od rana siedziałam w piżamie. Zwykłą granatową za dużą koszulkę „idealnie” dobrałam do czarnych dresów z białymi mordkami kotów. Przynajmniej było mi ciepło.
Z telewizora w kącie leciała losowa piosenka z kanału muzycznego i Cezar, już nieco większy biało-czarny łaciaty szczeniak, nie byłby sobą, gdyby nie zaczął wyć. Siedział na środku pokoju, ogon latał mu jak u wiatraczka i „śpiewał” do sufitu.
6 sty 2020
Od Brianne C.D Ken
Cały dzień spędzony na wylegiwaniu się w łóżku okazał się zbawienny i bardzo potrzebny mojemu organizmowi. Mimo, że początkowo nie chciałam i wzbraniałam się przed tym rękami i nogami, to koniec końców, gdy w końcu wyłożyłam się na miękkim materacu odzianym w beżowe prześcieradło, niespodziewanie odpłynęłam w niebyt. Poczucie wyspania okazało się najlepszym uczuciem, jakie doświadczyłam przez ostatnie kilka dni albo tygodni. Sińce pod oczami nieco straciły na swoim kolorze, ja stałam o wiele pewniej na nogach i ogólnie rzecz biorąc, lekko odżyłam. Było tak, jak powinno być, pewnie nie przez długi czas, ale zostało mi cieszyć się chwilą.
Następnego dnia wszystko działo się bardzo szybko, wstałam dosyć późno, a potem ucięłam sobie jeszcze na dodatek drzemkę i takim sposobem wszystko odbywało się na wariackich papierach. Nie cierpiałam spóźniać się na umówione wcześniej spotkania, a na domiar złego, całkowicie zapomniałam o próbie z Kenem, na którą umówiła mnie pani Vibes, abym zdążyła nadrobić moją część. Jakby nie było, pewnie poradziłabym sobie i bez tego, ale skoro miałam dodatkową możliwość, aby poćwiczyć, to jasne było, że zamierzałam to wykorzystać. Prób nigdy za dużo.
– Bilet poproszę – powiedział mężczyzna po czterdziestce, machając mi przed nosem legitymacją kanara, na co przewróciłam oczami, w pośpiechu szukając skrawka papieru. Prawa przednia kieszeń - pusto, lewa - pusto. Tylne obie - puste! A przecież kupowałam. To, że miałam pieniądze, nie znaczyło, że codziennie będę płaciła mandat. W końcu znalazłam mój bilet w kieszeni torby, podając mu go. Mamrotał coś pod nosem, kasując ten nieszczęsny bilet, a kiedy zeszło mu się z tą czynnością dość długo, i kiedy kasował go, gdy podjechaliśmy na mój przystanek, wybiegłam z autobusu. Nie gonił mnie, więc zapewne udało mu się uporać z moim biletem i stwierdził, że jest poprawny.
Po drodze do teatru prawie zabił mnie samochód, aż w końcu wbiegłam do niego, mniej więcej w jednym kawałku. Jedyne, co mogłam zgubić, to godność, ewentualnie telefon, ale kiedy wymacałam go w tylnej kieszeni moich jasnych jeansów okazało się, że nie. Że tylko godność. Czułam też nieprzemożne wrażenie, że jej akurat już nie odzyskam.
Sala i Ken stojący przed nią majaczyli na horyzoncie, aż w końcu podbiegłam do chłopaka, wyraźnie zdyszana. Przywitał się ze mną, na ramieniu miał przerzuconą torbę. Miał w dłoni klucz, którym otworzył drzwi sali.
– Wczoraj pominęli kwestię twoją i tamtej drugiej dziewczyny i skupili się na czymś innym – powiedział do mnie, cofając się w stronę sceny, aż w końcu na niej usiadł. – Ja swoje zdania pamiętam, więc został tylko twój taniec. Jak się czujesz? Ale mów szczerze.
– Dobrze – powiedziałam z lekkim uśmiechem, po krótkiej chwili zastanowienia. – Nie kłamię.
Zniknęłam na chwilę, aby się przebrać. Wróciłam po kilku minutach, przysiadając na scenie obok chłopaka, po czym zaczęłam wiązać różowe tasiemki pointów, gdy ten ze znudzeniem przeglądał scenariusz. Podeszłam do niego, już w pełni ubrana, zerkając przez ramię. Nawet nie wiedziałam co powinnam zatańczyć, więc dobrze by było chociażby sprawiać wrażenie rozeznanej.
– Idź puść muzykę – zagaiłam, na co skinął głową podchodząc do konsoli, a ja zaczęłam rozciągać się na szybko.
Muzyka rozbrzmiała w całej sali, więc wstałam szybko na równe nogi, przypominając sobie jak ma to wyglądać. Na pewno byłoby lepiej, gdybym przećwiczyła to z innymi, ale teraz chodziło tylko o moje kroki, a nie zgranie z resztą. Na to drugie będzie jeszcze dużo czasu. Stanęłam w rogu pomieszczenia, zatoczyłam krąg i wykonałam szybki ruch jako wprowadzenie do piruetu. Potem wszystko było bardziej odruchowe, niż wyuczone. Dwa skoki, w tym na jednej nodze z ruchem za nogę pracującą, a na sam koniec ciąg obrotów. Nie było to nic trudnego, z czym nie poradziłabym sobie, ale to nadal miłe, że pani Vibes ustaliła dla mnie krótką próbę. Mimo, że ściągnęła tu także Kena.
– Jest w porządku – podsumowałam, schodząc ze sceny. Czułam, jak moje policzki różowieją z wysiłku, postanowiłam porozciągać się jeszcze chwilę, kiedy na salę weszła znajoma nam kobieta, o której myślałam minutę temu. Wymieniliśmy się uprzejmościami, spytała też jak mi idzie, na co uśmiechnęłam się i powiedziałam, że dobrze. Wtedy zarządziła rozpoczęcie próby, a do sali zaczęły schodzić się tancerki i aktorzy.
– Dzięki, że ze mną tu przyszedłeś – podeszłam do chłopaka, posyłając mu lekki uśmiech. – Nawet, jeśli tylko dlatego, że ci kazali – zaśmiałam się.
Następnego dnia wszystko działo się bardzo szybko, wstałam dosyć późno, a potem ucięłam sobie jeszcze na dodatek drzemkę i takim sposobem wszystko odbywało się na wariackich papierach. Nie cierpiałam spóźniać się na umówione wcześniej spotkania, a na domiar złego, całkowicie zapomniałam o próbie z Kenem, na którą umówiła mnie pani Vibes, abym zdążyła nadrobić moją część. Jakby nie było, pewnie poradziłabym sobie i bez tego, ale skoro miałam dodatkową możliwość, aby poćwiczyć, to jasne było, że zamierzałam to wykorzystać. Prób nigdy za dużo.
– Bilet poproszę – powiedział mężczyzna po czterdziestce, machając mi przed nosem legitymacją kanara, na co przewróciłam oczami, w pośpiechu szukając skrawka papieru. Prawa przednia kieszeń - pusto, lewa - pusto. Tylne obie - puste! A przecież kupowałam. To, że miałam pieniądze, nie znaczyło, że codziennie będę płaciła mandat. W końcu znalazłam mój bilet w kieszeni torby, podając mu go. Mamrotał coś pod nosem, kasując ten nieszczęsny bilet, a kiedy zeszło mu się z tą czynnością dość długo, i kiedy kasował go, gdy podjechaliśmy na mój przystanek, wybiegłam z autobusu. Nie gonił mnie, więc zapewne udało mu się uporać z moim biletem i stwierdził, że jest poprawny.
Po drodze do teatru prawie zabił mnie samochód, aż w końcu wbiegłam do niego, mniej więcej w jednym kawałku. Jedyne, co mogłam zgubić, to godność, ewentualnie telefon, ale kiedy wymacałam go w tylnej kieszeni moich jasnych jeansów okazało się, że nie. Że tylko godność. Czułam też nieprzemożne wrażenie, że jej akurat już nie odzyskam.
Sala i Ken stojący przed nią majaczyli na horyzoncie, aż w końcu podbiegłam do chłopaka, wyraźnie zdyszana. Przywitał się ze mną, na ramieniu miał przerzuconą torbę. Miał w dłoni klucz, którym otworzył drzwi sali.
– Wczoraj pominęli kwestię twoją i tamtej drugiej dziewczyny i skupili się na czymś innym – powiedział do mnie, cofając się w stronę sceny, aż w końcu na niej usiadł. – Ja swoje zdania pamiętam, więc został tylko twój taniec. Jak się czujesz? Ale mów szczerze.
– Dobrze – powiedziałam z lekkim uśmiechem, po krótkiej chwili zastanowienia. – Nie kłamię.
Zniknęłam na chwilę, aby się przebrać. Wróciłam po kilku minutach, przysiadając na scenie obok chłopaka, po czym zaczęłam wiązać różowe tasiemki pointów, gdy ten ze znudzeniem przeglądał scenariusz. Podeszłam do niego, już w pełni ubrana, zerkając przez ramię. Nawet nie wiedziałam co powinnam zatańczyć, więc dobrze by było chociażby sprawiać wrażenie rozeznanej.
– Idź puść muzykę – zagaiłam, na co skinął głową podchodząc do konsoli, a ja zaczęłam rozciągać się na szybko.
Muzyka rozbrzmiała w całej sali, więc wstałam szybko na równe nogi, przypominając sobie jak ma to wyglądać. Na pewno byłoby lepiej, gdybym przećwiczyła to z innymi, ale teraz chodziło tylko o moje kroki, a nie zgranie z resztą. Na to drugie będzie jeszcze dużo czasu. Stanęłam w rogu pomieszczenia, zatoczyłam krąg i wykonałam szybki ruch jako wprowadzenie do piruetu. Potem wszystko było bardziej odruchowe, niż wyuczone. Dwa skoki, w tym na jednej nodze z ruchem za nogę pracującą, a na sam koniec ciąg obrotów. Nie było to nic trudnego, z czym nie poradziłabym sobie, ale to nadal miłe, że pani Vibes ustaliła dla mnie krótką próbę. Mimo, że ściągnęła tu także Kena.
– Jest w porządku – podsumowałam, schodząc ze sceny. Czułam, jak moje policzki różowieją z wysiłku, postanowiłam porozciągać się jeszcze chwilę, kiedy na salę weszła znajoma nam kobieta, o której myślałam minutę temu. Wymieniliśmy się uprzejmościami, spytała też jak mi idzie, na co uśmiechnęłam się i powiedziałam, że dobrze. Wtedy zarządziła rozpoczęcie próby, a do sali zaczęły schodzić się tancerki i aktorzy.
– Dzięki, że ze mną tu przyszedłeś – podeszłam do chłopaka, posyłając mu lekki uśmiech. – Nawet, jeśli tylko dlatego, że ci kazali – zaśmiałam się.
Od Brianne C.D Camerona
Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że mój Sylwester zawierać będzie chodzenie w wentylacji. A raczej, czołganie się. Nie wpadłabym też na to, że utkniemy w piwnicy, że nie będzie w niej światła, a co najbardziej zaskakujące - że spędzę to święto z Cameronem.
Po wszystkim włączamy jakiś film, a kiedy okazuje się być nim jakieś tanie romansidło ze słabą akcją w tle, czuję wszechogarniające mnie znużenie. Nakrywam się kocem po uszy, a do połowy pełny kieliszek odstawiam na podłogę pod kanapą, na której leżę. Cameron siedzi rozwalony na fotelu, z nogami wyłożonymi na stoliku oraz z rękoma zaplecionymi pod głową. Spogląda na telewizor spod przymkniętych powiek, też powoli zasypiając. Wzdycham, mając w zamiarze pójście do łazienki. Zachciało mi się siku. Siadam koślawo, wstając, jednak nie zauważam jednej rzeczy - moje nogi splątane są przez koc, przez co, nagle tracę równowagę. Spadam z kanapy, wyciągam przed siebie obie ręce myśląc, że to w jakiś sposób załagodzi mój upadek, kiedy wnętrze lewej dłoni brutalnie spotyka się z kieliszkiem. Ten pęka pod moim ciężarem, jego zbite szkło wbija się w dywan oraz w moją rękę, a kiedy czuję ból, z mojego gardła wydobywa się głuchy, urywany krzyk. Siadam nieporadnie, plecami opierając się o tył kanapy.
– Brianne? – Patrzy na mnie spod zmrużonych oczu. – Mogłabyś być ostrożniejsza? – Wstaje z fotela, podchodząc bliżej. – Co ty zrobiłaś?
Po wszystkim włączamy jakiś film, a kiedy okazuje się być nim jakieś tanie romansidło ze słabą akcją w tle, czuję wszechogarniające mnie znużenie. Nakrywam się kocem po uszy, a do połowy pełny kieliszek odstawiam na podłogę pod kanapą, na której leżę. Cameron siedzi rozwalony na fotelu, z nogami wyłożonymi na stoliku oraz z rękoma zaplecionymi pod głową. Spogląda na telewizor spod przymkniętych powiek, też powoli zasypiając. Wzdycham, mając w zamiarze pójście do łazienki. Zachciało mi się siku. Siadam koślawo, wstając, jednak nie zauważam jednej rzeczy - moje nogi splątane są przez koc, przez co, nagle tracę równowagę. Spadam z kanapy, wyciągam przed siebie obie ręce myśląc, że to w jakiś sposób załagodzi mój upadek, kiedy wnętrze lewej dłoni brutalnie spotyka się z kieliszkiem. Ten pęka pod moim ciężarem, jego zbite szkło wbija się w dywan oraz w moją rękę, a kiedy czuję ból, z mojego gardła wydobywa się głuchy, urywany krzyk. Siadam nieporadnie, plecami opierając się o tył kanapy.
– Brianne? – Patrzy na mnie spod zmrużonych oczu. – Mogłabyś być ostrożniejsza? – Wstaje z fotela, podchodząc bliżej. – Co ty zrobiłaś?
Subskrybuj:
Posty (Atom)