Jak Jasona kocham, ta dziewczyna naprawdę miała coś z głową. Nie dość, że najpierw porywa mnie na korytarz jakby chciała zaciągnąć mnie do jakiejś toalety czy Jason wie gdzie i prawdopodobnie wykorzystać, a potem bezpodstawnie wyrwała mi talerz z rąk i wyrzuciła to smaczne jedzenie. Czy ona nie rozumie, że żołądki artystów tak jak i ich mózgi są nieokiełznanie i po prostu nie można sobie tak o marnować to pysznie pachnące jedzenie? Czy ją ten ktoś na górze do reszty opuścił?
Kiedy wspomniała o jedzeniu poczułam jak moje kiszki nucą marsz imperialny, więc totalnie olałam jej flirciarskie gesty względem niej i jak potulny baranek wspólnie z nią opuściłam budynek, w którym jeszcze przed chwilą wykonywałam jedno ze swoich nowych zleceń. Wyciągnęłam z kieszeni kluczyki do mustanga i z wielkim "watafak" patrzyłam, jak usilnie próbowała przekonać mnie do oddania jej przedmiotu. Jak na złość moja niewielka pewność siebie schowała się za rogiem i spowodowała, że modelka zasiadła od strony kierowcy w moim samochodzie, a ja potulnie zasiadłam po stronie pasażera, uprzednio chowając w bagażniku swój sprzęt.
Wariackim tempem zasuwałyśmy po opustoszałych już nieco ulicach Avenley River. Z przerażeniem wbiłam paznokcie w fotel i modliłam się w duchu, byśmy bezpiecznie dotarły na miejsce. Miałam tylko nadzieję, że kobieta, której imienia nawet jeszcze nie poznałam nie zamierzała wywieźć mnie do lasu i zgwałcić. Ten pierwszy jak i ostatni raz ma należeć wyłącznie do Jasona, a jeśli ta żyrafa mi coś zrobi, to na miliard i jeden procent zrobiłby coś jej nie patrząc na konsekwencje.
- A tak w ogóle - przełknęłam głośno ślinę. - To jak masz na imię?
Dziewczyna spojrzała się na mnie z miną jakby totalnie czegoś zapomniała. Przez chwilę patrzyła się na mnie, przez co zaczęła zjeżdżać z pasa. Starając się zachować spokój złapałam za kierownicę i powróciłam na prawidłowy tor jazdy.
- Poje... - zaczęłam, jednak ona mi przerwała.
- Jestem Emily! Na śmierć zapomniałam ci się przedstawić! - krzyknęła. - Oczywiście nie na moją śmierć.
Obiecałam sobie, że jeśli wyjdę cało z tej jazdy naszym kolejnym punktem wycieczki będzie szpital psychiatryczny. Miałam tylko nadzieję, że będzie dla niej jakiekolwiek miejsce. W końcu takie przypadki powinno się leczyć, prawda?
Po kilkunastu minutach na szczęście dojechałyśmy całe do restauracji znajdującej się kilkanaście dzielnic dalej restauracji położonej na obrzeżach miasta. Nie wyglądała źle, miała swój klimacik. Z niemrawym uśmiechem na ustach weszłam do środka zaraz za kobietą, która od razu zajęła jakiś stolik przy oknie.
- Więęęc - odezwała się po niedługiej chwili ciszy Emily. - Na co masz ochotę?
- Um... - rzuciłam kątem oka na menu. - Naleśniki. Wezmę naleśniki.
- Pani kelner! - zawołała moja współtowarzyszka, a kiedy kobieta podeszła do naszego stolika Em mając na twarzy wielki uśmiech powiedziała: - Biorę wszystko.
Zatkało mnie. Jak taka chudzinka miała to wszystko zmieścić w tym swoim małym żołądku? Ze zgrozą spoglądałam na nią, a ta jak gdyby nigdy nic patrzyła sobie przez okno. Żyć nie umierać.
Po kilkudziesięciu minutach kelnerka położyła przede mną talerz z naleśnikami, a po chwili zaczęła wykładać z wózka coraz to kolejne talerze przed Emily. Dłubiąc w swoim daniu zerkałam na dziewczynę, która ze stoickim spokojem zajadała kolejne posiłki.
- O, mam nadzieję, że zapłacisz za mnie - powiedziała z wypchanymi przez pulpety policzkami. Gdyby nie zachowanie stoickiego spokoju moje oczy zmieniły by swój rozmiar na wielkość talerzy. No naprawdę, co z nią jest nie tak?
Jakieś dwie godziny później wyszłyśmy z restauracji. Moja współtowarzyszka była w świetnym nastroju i przez większość czasu opowiadała o wielu mało istotnych rzeczach. Na całe szczęście zaliczka, którą otrzymałam od Maggie wystarczyła na opłacenie rachunku i na drugie całe szczęście odzyskałam swoje kluczyki do samochodu. Nie za bardzo wiedząc gdzie mam odstawić Emily podjechałam do sklepu znajdującego się niedaleko mojego mieszkania i weszłam do środka, wiedząc o tym, że dziewczyna dalej szła za mną krok w krok. Błądząc myślami koło Jasona w ciszy wkładałam kolejne produkty do koszyka, aż nagle nie zaczepił mnie jeden z pracowników sklepu. Pomimo otrzymanego ode mnie niedawno kosza mężczyzna w dalszym stopniu oferował mi swoje łóżkowe usługi, jednakże tym razem był bardziej nachalny. I nikt, dosłownie nikt nie przechodził obok by uratować biedną niewiastę z rąk oprawcy.
- Ej, ty! - usłyszałam obok siebie głos Emily. - A słyszałeś, że ona lubi dziewczyny? I wyobraź sobie, że ona jest zajęta!
Dziewczyna zerknęła na mnie jakby chciała mi coś przekazać, jednak ja nie zrozumiałam jaką wiadomość chciała mi przekazać.
- Elizabeth, mam nadzieję, że ten człowiek nic ci nie zrobił - powiedziała najczulszym głosem jakim tylko potrafiła i przytuliła mnie do siebie. - Nie chciałabym, żeby mojej kizi-mizi się coś wydarzyło.
I po tym wszystkim cmoknęła mnie w czoło. Ze zdziwieniem zerknęłam w górę i dostrzegłam, jak wystawiła język w stronę pracownika, który klnąc pod nosem odszedł od nas. Emily puściła mnie z pytaniem, czy wszystko w porządku. Kiwnęłam głową i w tym samym czasie sięgnęłyśmy po butelki czegoś mocniejszego. Chwilę później stałyśmy przy kasie rozmawiając o naszych preferencjach trunkowych i z powrotem znalazłyśmy się w samochodzie, którym ruszyłyśmy w stronę mojego mieszkania.
- Czuj się jak u siebie - powiedziałam do dziewczyny otwierając drzwi. Miałam tylko nadzieję, że nie weźmie tych słów głęboko do siebie i nie zacznie się zachowywać jak wariatka, którą dla mnie była od pierwszego wypowiedzianego przez nią słowa.
Emily?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz