6 lis 2020

Od Emily CD Elizabeth

  - Ona chce zacząć karierę aktorską, cały czas chełpi się swoimi osiągnięciami, ale nie udało jej się jak dotąd zdobyć znaczącej roli. No, moim skromnym zdaniem, im prędzej stąd zniknie, tym lepiej, więc zdarza się, że podsuwam jej info o najbliższych castingach. A ona - palec Lucy wskazał na stojącą bardziej z boku brunetkę, która zdezorientowanym wzrokiem błądziła po sali. Lucy dyskretnie nachyliła się w moją stronę. - Młode pokolenie. Na nie to zawsze trzeba uważać, nigdy nie wiadomo co im strzeli do głowy. Mają pieniążki, urodę i już myślą, że należy im się wszystko! - Lucy z przejęciem pokręciła głową, a jej bujne, krótkie loczki zabujały się, na co nie mogłam powstrzymać uśmiechu. 

Spojrzałam na brunetkę, która niedbale owijała kosmyki włosów na palec i wciąż rozglądała się po sali. Gdy nasze oczy się spotkały, wzdrygnęła się i dołączyła do rozmowy dwóch śmiejących się bez przerwy dziewczyn, które stały najbliżej niej. 

 - Nie wygląda na niebezpieczną. Zresztą, my też jesteśmy młodym pokoleniem - zawołałam do Lucy, która zajęta była obserwowaniem tego, co dzieje się za parawanem. Przewróciłam oczami i dołączyłam do niej, akurat w momencie, w którym Maggie brutalnie ciągnęła za sobą małą dziewczynę. Byłam zajęta dziękowaniem niebiosom, za to, że była dzisiaj tak zajęta, gdy nagle magicznie pojawiła się tuż przede mną. 

 - Do roboty! - zaklaskała w ręce, przerywając rozmowy pozostałych modeli i objęła mnie wyjątkowo silnym ramieniem. - To ty się pozbyłaś naszego fotografa wczoraj, co nie? - wyszeptała w moje ucho zatrważającym głosem, choć na jej twarzy wciąż widniał szeroki uśmiech. 

 - Nie sądziłam, że trafi do szpitala - jęknęłam, przeklinając w duszy wczorajszy dzień. - I że tak szybko znajdziesz zastępstwo - spojrzałam na dziewczynę, rozstawiającą prędko swój sprzęt, która przygotowywała się do cykania zdjęć. 

Sabotowanie sesji zdjęciowych, w których miałam brać udział było moją grzeszną przyjemnością. Patrzenie, jak Maggie zwija się z paniki i na szybko próbuje naprawić to, co ja psułam, napawało mnie satysfakcją. W końcu to przez nią nadal pracuję w tym miejscu. 

Nasza nowa pani fotograf stała przy swoim aparacie, dając do zrozumienia, że jest już gotowa do pracy. W przeciwieństwie do niej, ja nie byłam gotowa. Maggie już jednak zdążyła odejść i zacząć wywoływać kolejnych modeli ze swojego królewskiego tronu. Czas płynął niemiłosiernie naprzód. 

 - Lubię tą dziewczynę - skomentowała Lucy po swojej kolejce, kiwając głową w stronę fotografki. - Widać, że lubi, to co robi, chociaż dzisiaj wydaje się być trochę rozkojarzona... W każdym razie, wolę ją niż naszego starego lalusia. Myślisz, że mogliby zatrudnić ją na stałe? Jakby szepnąć komuś gdzieś coś na uszko... 

 - CHICHI! - wydarła się Maggie przez megafon, na co większość osób zatkało sobie uszy. Lucy poklepała mnie po plecach, życząc powodzenia, a potem odbiegła w podskokach w stronę bufetu, zostawiając mnie w rękach diabła aka Maggie. 

Reszta sesji przebiegła sprawnie, więc zaraz w pośpiechu ruszyłam do stołów obficie zastawionych pysznościami.

 - Dobra robota, Chichi - jakaś długowłosa blondyneczka poklepała mnie po plecach, biorąc jednorazowy talerzyk i nakładając sobie jeden mały, symboliczny kawałek ciasta. - Szczerze to już nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam cię w pracy - roześmiała się, pokazując bielutkie i równiutkie zęby. - Za każdym razem miałaś jakieś wymówki... a agencja nadal cię uwielbia.

Próbowałam przypomnieć sobie imię tej dziewczyny, ale jej twarz przywodziła mi na myśl jedynie nazwę popularnej wybielającej pasty do zębów, więc pokiwałam tylko głową i uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Odwróciłam się, by sięgnąć po talerzyk, ale zamiast tego z kimś się zderzyłam albo raczej - ktoś na mnie wpadł.

 - Eee... przepraszam? Nic ci nie jest? Niezdara ze mnie.

Otóż to, nasza nowa fotografka na zleceniu! Zerknęłam na jej plakietkę, ale mój wzrok przykuł talerz w jej ręce i momentalnie przypomniało mi się, jak bardzo jestem głodna. Od sięgnięcia po jedzenie powstrzymał mnie w ostatniej chwili głośny śmiech Maggie, która teraz była pochłonięta rozmową. Nie chciałam zostać wplątana w tę dziwną imprezkę, więc chwyciłam fotografkę za łokieć i dyskretnie wyciągnęłam z sali. 

 - Hej! - dziewczyna oczywiście nie wydawała się być zachwycona całą tą sytuacją, ale drzwi windy zamknęły się zanim zdążyłaby uciec. 

 - Wybacz - złożyłam ręce w przepraszającym geście, próbując przybrać budzący współczucie wyraz twarzy. - Elizabeth Sawir, mam ogromną prośbę. Ostatnimi czasy jestem straaasznie przepracowana, robię sesja za sesją, a to jedzenie - spojrzałam na talerz, który dziewczyna nadal trzymała uparcie w dłoniach, a którego nie zdołała jeszcze nawet tknąć. - Jest okropne! - oparłam się w dramatycznej pozie o ścianę, wciskając ukradkiem przycisk na parter. 

Elizabeth chwilę przyglądała się talerzowi, ale widocznie nie znalazła nic podejrzanego, bo tylko wzruszyła ramionami. 

 - Nie widzę tu nic takiego, wygląda ładnie, pachnie ładnie... 

 - Ostatni fotograf też tak myślał - mruknęłam, jakby od niechcenia. - A biedaczek teraz leży w szpitalu, olaboga!

W myślach przybijałam kolejne piątki sama ze sobą za to, że tak pięknie imituję Maggie. Może to naprawdę był początek mojej kariery aktorskiej, kto wie? W każdym razie ziarno zwątpienia zostało zasiane, więc teraz powinno pójść z górki. Wzięłam talerz od dziewczyny z obietnicą, że uwolnię ją tym od koszmarnego losu i po prostu wysypałam zawartość na podłogę. 

 - To jest marnowanie jedzenia! - zawołała Elizabeth w sprzeciwie, akurat gdy winda zatrzymała się na parterze.

 - Chodźmy do jakiejś restauracji - zaproponowałam. - A potem może jakieś winko. Znam parę spoko miejsc - mrugnęłam flirciarsko do zdezorientowanej dziewczyny.

Obie opuściłyśmy budynek i stanęłyśmy przed białym mustangiem, należącym do fotografki. Gdy dziewczyna wyciągnęła klucze, ja zbliżyłam się nieco i kaszlnęłam znacząco. Elizabeth zatrzymała się i spojrzała na mnie pytająco. 

 - Wieeesz... nie byłoby wygodniej, gdybym to ja prowadziła? - spytałam, utkwiwszy wzrok na kluczach. 

 - Żartujesz, prawda? Ja cię nie znam. - Odparła z lekkim uśmiechem. - No i to mój samochód - dodała po chwili.

 - Ale obie umieramy z głodu, a to ja nas prowadzę do restauracji z dobrym jedzonkiem - wyciągnęłam otwartą dłoń w oczekiwaniu na zgodę. 

Elizabeth przez chwilę się zawahała, co od razu wykorzystałam. Z uśmiechem wyrwałam klucze i usiadłam za kierownicą, nie dając dziewczynie innego wyboru. 

 - Matulu - gdy odpalałam, Elizabeth patrzyła się z trwogą w oczach przed siebie. Chyba miała jakiś kryzys wewnętrzny i po chwili uświadomiłam sobie, że wcale jej się nie dziwię. Po szybkiej analizie ostatnich minut stwierdziłam, że nie zachowałam się najlepiej, ale teraz było już za późno, by cokolwiek zmienić. 

 - Obiecuję, jesteś w dobrych rękach - próbowałam podnieść jakoś Beth na duchu, bo nie mogłam zrobić nic więcej. Za to w ramach przeprosin wyjątkowo mocno skupiłam się na drodze, by jakoś wzbudzić jej zaufanie.

Beth?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz