18 lis 2020

Od Olivii CD Ivpetera

 - Co ty, nie śpisz o tej godzinie? - mruknęłam widząc rozmazaną sylwetkę brata znajdującą się zaraz obok otwartych drzwi do mojego pokoju. Przymrużyłam oczy i z przytłumionym buczeniem w głowie delikatnie przejechałam dłonią po fioletowych włosach. Było chyba wcześnie, lecz próba rozszyfrowania tykającego niczym bomba zegara powodowała u mnie zawroty głowy.


- Wszystko w porządku? Wybiegłaś wczoraj tak nagle, bez słowa - z mózgiem zachowującym się jak galaretka bezmyślnie spojrzałam w stronę Ivpetera. Przymrużyłam delikatnie oczy i otworzyłam usta na kilka milimetrów tak jakbym chciała coś powiedzieć, jednakże szare czy innego koloru komórki odpowiadające za składanie zdań chyba poszły spać. Dlatego też po niedługiej chwili mentalnego laga wzruszyłam ramionami.
- Projektuję tę suknię dla Rachin, jak chciałeś. Idź się zajmij sobą, czy coś - odparłam szorstko, zamykając drzwi prosto przed jego może nie tak długim nochalem. Upewniając się, że ten nie czatował pod wejściem do pokoju starając się cokolwiek podsłuchać padłam na łóżko i zapadłam w krótką drzemkę, przerywaną co jakiś czas głośniejszym dźwiękiem wydobywającym się zza okna.
Po jakimś czasie wygłodniała wypełzłam z mojej twierdzy z zamiarem spałaszowania czegokolwiek. Trzymające mnie emocje przez całą noc nie pozwoliły mi wciągnąć w siebie nic innego oprócz kanapki pozostawionej dnia poprzedniego na stoliku. Z ogromnym zamyśleniem wyciągnęłam najpotrzebniejsze składniki do wykonania jednego z najprostszych dań - jajecznicy. Na blacie leżały trzy jajka, kawałek szynki, która nie pachniała już zbyt świeżo i pomidor. Te dwie ostatnie rzeczy po niedługim czasie znajdowały się na rozgrzanej patelni, a kiedy uznałam, że są wystarczająco obrobione zajęłam się jajkami. Postukałam kilka razy skorupką o blat i jak gdyby nigdy nic białko wraz z żółtkiem wylądowały w koszu na śmieci, a skorupka znalazła się na patelni wraz z resztą składników. Powtórzyłam to samo z pozostałymi jajkami i patrząc w otchłań mieszałam rzekomą jajecznicę przez dobre kilka minut. Po tym czasie paćka znalazła się na talerzu i mrucząc bliżej nieokreślone słowa w blisko nieokreślonym języku zasiadłam do stołu i zaczęłam spożywać swój posiłek. I wszystko szło naprawdę w porządku, dopóki pomiędzy moimi zębami nie znalazły się twarde odłamki skorupek. W ułamku sekundy wróciłam myślami na ziemię i wyostrzyłam swój wzrok by dostrzec, że moja jajecznica stała się skorupnicą.
- Kurwa! - jęknęłam, wypluwając z ust jedzenie. Mało brakowało, a talerz z resztkami wylądowałby na podłodze. Mrucząc pod nosem wyrzuciłam "danie" do kosza, a kiedy talerz wylądował z brzdękiem w zlewie dojrzałam Ivpetera, który z bliżej nieokreśloną miną spoglądał na mnie. Uniosłam brew i pokręciłam głową, co w tajemnym języku wymyślonym przeze mnie chwilę wcześniej znaczyło po prostu co?.
- Po prostu coś zamówię, okej? - to była moja odpowiedź na brak reakcji ze strony brata. A chwilę później na potwierdzenie swoich słów głośno ziewnęłam potwornie otwierając paszczę. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wcale nie upuszczając go na ziemię odpaliłam odpowiednią aplikację i po długim zastanowieniu wybrałam tak ubóstwiany przez siebie makaron z kurczakiem. Starając się nie narobić większego bałaganu umyłam po sobie naczynia i na chwilę zaszyłam się w swoim pokoju, by wyciągnąć z terrarium Karmelka. Kameleon, który uwielbiał spanie i całą mnie w kameleonowy sposób zawinął się na moim ramieniu i z ciekawością rozglądał się po reszcie mieszkania, której nie zwiedzał tak często jak mój pokój. Z zadowoleniem usiadłam na krześle i wkręciłam się w dialog wraz ze swoim pupilem. Karmel, będący dość inteligentnym stworzeniem, co jakiś czas zawzięcie kiwał lub kręcił głową. Ze względu na mój niewyspany stan, a zawsze kiedy zarwę nockę błądziłam myślami po różnych fantastycznych krainach, cieszyło mnie niczym dziecko każdy gest ze strony pupila. Kilkanaście minut później, które trwały niczym godziny do drzwi rozległ się dzwonek oznajmiający przybycie dostawcy z jedzeniem. Z wielkim uśmiechem odebrałam zamówienie i trzasnęłam drzwiami, przy okazji obracając się na pięcie. Nawet nie zauważyłam, kiedy Ivpeter zniknął. Chyba poszedł do pracy.
Przez kolejne kilka godzin na zmianę dorysowałam i zmazywałam kolejne kreski na projekcie sukni dla Rachin. Każde moje zlecenie było wykonywane przeze mnie z wielką dokładnością i profesjonalizmem. A biorąc pod uwagę, że to konkretne było zlecone przez najlepszą przyjaciółkę mojego brata to wszystko musiało być idealnie. Nic nie mogło wytrącić mnie z równowagi, zwłaszcza wtedy, kiedy byłam w swoim artystycznym szale. Potrafiłam zatonąć całymi godzinami w swojej pracowni projektując, szyjąc czy też planując wszelakie ozdoby. Miałam tylko nadzieję, że Rachin z tym Lekucem czy jak mu tam było zrobili jakikolwiek research sal. Nie od wczoraj wiadome jest, że wygodniej się organizuje ozdoby widząc dane pomieszczenie. Ale z drugiej strony, sama też jeszcze nie przejrzałam żadnych lokali, pomimo tego, że minął już jeden dzień od rozpoczęcia zlecenia. 
Wzięłam głęboki oddech. Przepracowywałam się i czasami nie miałam czasu na odpoczynek czy też zwykłego wyjścia do kina lub baru. Z innej zaś strony chyba nie przeszkadzało mi przesiadywanie w pokoju, w końcu od dnia wyprowadzki moimi jedynymi znajomymi byli zleceniodawcy, z którymi nie utrzymywałam kontaktu po otrzymaniu od nich pieniędzy. Jedynie raz na jakiś czas otrzymywałam zdjęcia z ceremonii jak i filmiki z pierwszych tańców. Takich klientów zawsze wspomina się miło.
Odkąd tylko zaczęłam działalność w branży ślubnej byłam zadowolona, że mogłam zajmować się na co dzień swoimi ulubionymi zajęciami. Sporo reklam puszczanych w szkołach średnich opowiadała o tym, by w życiu zarabiać z pasji i... i coś tam jeszcze tego było. Nie należałam do najpilniejszych uczennic, więc i tak dużym plusem było to, że cokolwiek z tego jeszcze trzymało się w mojej głowie pomimo tego, że szkołę skończyłam dobre kilka lat temu.
I zatraciłabym się w swoich myślach jeszcze bardziej, gdyby nie to, że mój telefon zaczął śpiewać pieśń swego ludu zwiastując mi niespodziewane połączenie. Nigdy nie wiedziałam kto znajdował się po drugiej stronie, chyba, że miałam dany numer zapisany w kontaktach. Bez wahania wcisnęłam zieloną ikonę i już chciałam się przedstawić, jednak słysząc znajomy głos ścisnęło mi gardło praktycznie zabraniając mi wydobywania z siebie jakiegokolwiek słowa.
- Nie mam jeszcze pieniędzy - powiedziałam stłumionym szeptem, wciskając telefon między ucho a ramię. Słuchając co kobieta po drugiej stronie ma do powiedzenia zaczęłam siłować się z manekinem stojącym w szafie. Stojak był tak mocno obładowany, przez co po jednym mocniejszym szarpnięciu wyleciał i po prostu się połamał.
- Daj mi wreszcie spokój! - krzyknęłam do telefonu, starając się powstrzymać łzy. To ciekawe, że człowiek, który nie spał przez całą noc inaczej odczuwał emocje.
Jedno z moich najważniejszych narzędzi pracy zostało zniszczone. Nigdy nie lubiłam w nieskończoność naprawiać rzeczy, więc w oczekiwaniu na powrót Ivpetera wzięłam prysznic i ogarnęłam się, by nie wyglądać jak pracująca po dwanaście godzin dziennie pracownica magazynu. To nie tak, że nie szanowałam takich ludzi, bo żadna praca nie hańbi, ale zakupy w moim ulubionym sklepie, gdzie byłam klientką numer jeden wymagały wyglądania ładnie.
- Braciszkuuuuuuuuu! - wyleciałam z pokoju jak oparzona, kiedy tylko usłyszałam, że drzwi do mieszkania otwierają się. - Bo... no bo no!
- Bo co? - spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Bo ogólnie mi się auto zepsuło, a oprócz niego zepsuł mi się manekin, a jeśli mam zrobić sukienkę dla Rachin to potrzebuję go. Teraz - założyłam ręce na piersiach. - Podrzucisz mnie do mojego sklepu? Proszę?

Ivpeter?

1 komentarz: