Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Charlie&Lucia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Charlie&Lucia. Pokaż wszystkie posty

18 gru 2018

Od Charlie cd. Lucia

         Tępym wzrokiem wpatrywałam się w scenę rozgrywającą się na korytarzu. Doskonale znałam jednego z nich. Drugiego zaś mijałam niekiedy na korytarzu. Był wyraźnie młodszy, celowałam w podstawówkę bądź pierwsze klasy liceum, zawsze była opcja, że zwyczajnie wolniej dojrzewał. Finn nie dawał mu szans na ucieczkę, ciągnął go z całej siły. Reszta stała, niektórzy krzyczeli i dopingowali, w oczach innych zauważyć było można strach, który paraliżował ich na tyle, by nie ruszyć na pomoc koledze. Taka sama sytuacja miała miejsce dwa lata temu, kiedy zaczynaliśmy przygodę z nową szkołą. Trafiłam do klasy, gdzie wysoko cenione były markowe ubrania, drogie telefony, dobry sprzęt. Często słyszałam przechwalanki, które głosiły na przykład o liczbie zaliczonych dziewczyn. Niespecjalnie mieszałam się w ten tłum, byłam w pełni świadoma pewnego odtrącenia i wyśmiania. Wolałam nie narażać się pozostałym, choć, fakt faktem, w sumie było to nieuniknione. Na lekcjach często robiłam notatki (dzięki czemu te mijały o wiele szybciej), przerwy spędzałam gdzieś na uboczu, za schodami na ławce, w toaletach albo w klasie, w której mieliśmy mieć lekcje na kolejnej godzinie. Generalnie, nikt nie zwracał na mnie uwagi. I to było świetne, miałam czas na zebranie myśli i przygotowanie się na kolejne zajęcia. Tak błogo upłynął wrzesień, październik i niemalże cały listopad. Niezwykle ciężki okres w moim życiu, śmierć ojca pogrążyła matkę w żałobie. Czułam się coraz gorzej, odtrącona od własnej rodziny, zaszyta we własnym świecie. Tak właściwie… wtedy nie było nikogo, komu faktycznie mogłam się wygadać i powiedzieć o troskach, tutaj nie znałam nikogo, poza szkołą także. Przestałam się uczyć, przykładałam mniejszą wagę do mojego wyglądu, unikałam lekcji, stawałam się coraz bardziej “dziwna”. I tutaj do akcji wkroczyła grupa chłopców z mojej klasy, wpierw zaczęło się od nich, już kilka dni później oficjalnie okrzyknięto mnie największym dziwadłem pierwszych klas. Zastanawiałam się, co zrobiłam, by zaskarbić sobie taki tytuł. Łudziłam się, że ludzi nie interesuje moje życie. I wtedy usłyszałam od jednej z dziewczyn coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Krążyła plotka o patologicznej rodzinie, zaś między uczniami przepływał mem dotyczący mojej osoby. Nie dane było mi poznać jego treść, pozostaje dla mnie zagadką do dziś. I ten jeden miesiąc wpłynął na całą resztę, ludzie traktowali mnie na dwa sposoby: albo jak powietrze, albo jak odrzutka. Jakiekolwiek chęci do życia spłynęły ze mnie niczym woda podczas kąpieli. Nakładające się problemy rodzinne tylko dodawały goryczy do mojej egzystencji, problemy z pieniędzmi, mama, która miała mnie za obcą. Błagałam, by ten koszmar zakończył się po wakacjach. Było poniekąd lepiej, ale… tylko trochę. W drugiej klasie trochę odpuścili. Dlaczego te wspomnienia tak nagle wróciły? Proste. Na czele całej bandy stał Finn, ten Finn, który aktualnie był blisko przyłożenia dzieciakowi.
         — Hej, Charlie. — Usłyszałam szelest paczki.
         Spojrzałam w stronę dziewczyny i uśmiechnęłam lekko, zaciskając usta w wąską kreskę. Ach, no tak, Lucia i reszta świata przecież istnieje. Sięgnęłam dłonią po małe ciastko z solą i podziękowałam skinieniem głowy. Poczułam, jak burczy mi w brzuchu. Ponownie sięgnęłam po kanapkę i wzięłam kęs, powolny, mały kęs. Długo walczyłam ze sobą, żeby go przełknąć. Czułam, jak coś rośnie mi w gardle i uniemożliwia to. W chwili zakręciło mi się w głowie, zaś żołądek wyraźnie zaprotestował dalszemu jedzeniu. Szybko podniosłam się i wzięłam torbę, umykając w stronę toalet. Wsunęłam się do jednej z nich i natychmiastowo nachyliłam nad toaletą.
         Do końca przerwy nie wychodziłam z kabiny, czekając, aż wszyscy opuszczą łazienkę. Bezgłośnie prosiłam, żeby nikt nie był świadkiem tej sytuacji. Kiedy wróciłam do klasy, było prawdopodobnie pięć minut po dzwonku. Korytarze były puste, jakby wszyscy nagli się rozpłynęli. Lekcja biologii przeminęła spokojnie, choć nie obyło się bez dociekliwego wypytywania o spóźnienie i uwagi, trzeciej w tym miesiącu. Każda z nich z powodu spóźnień.
         Ogłoszenie o konkursie zawisło na dużej tablicy w głównym korytarzu. Czytałam ulotkę, kiedy poczułam jak moja torebka staje się “cięższa”. Odwróciłam głowę. Lucia przeciskała się przez tłum, nie puszczając skóry od torby.
         — Och, cześć — przywitałam się, próbując ukryć niechęć do rozmowy.

LUCIA?
Chciałaś odpis po roku, domagałaś się po miesiącu, przypomniałaś mi kiedyś i masz. Po czterech miesiącach.

24 sie 2018

OD Lucii C.D Charlie

    Kolejne promienie słońca, wpadające przez okno do pomieszczenia i zwiastując nadejście poranku, obudziły mnie wręcz natychmiastowo. Przetarłam powieki wierzchem dłoni i obróciłam się na drugi bok, nie chcąc przyjąć do swojej świadomości, iż nastał nowy dzień. Jednak z mojego marzenia wyrwał mnie głośny dźwięk budzika, który był w stanie obudzić nawet mojego psa, śpiącego w pokoju obok. Wyłączyłam go szybko i powoli podniosłam się do siadu, ziewając przeciągle. Nadszedł kolejny, zwykły, szary dzień. Codziennej rutynie czas stać się zadość.
    Ogarnęłam się, zrobiłam sobie śniadanie, nakarmiłam psa i wykonałam jeszcze wiele, wiele innych czynności, które robi się rano. Czym prędzej spakowałam resztę potrzebnych mi rzeczy do szkoły i wybiegłam z mieszkania w pośpiechu, nie zwracając uwagę na to, że ubrałam na stopy dwie różne pary skarpet. No cóż, zdarza się nawet najlepszym.
    Dzień w szkole mijał mi jak zawsze, mnóstwo pisania, konwersacje z moim katechetą na bardzo interesujące tematy takie jak między innymi homoseksualizm, jeszcze więcej pisania, wzory matematyczne, kolejna tura pisania. Pisanie, pisanie i jeszcze raz pisanie. Śmiało można było powiedzieć, że moją ręką już umierała i ledwo co trzymałam w niej moje książki. Nie tylko ja tak miałam. Było też parę osób znajdujących się w takiej sytuacji i na pewno byli to ci, którzy rzeczywiście coś pisali w swoich zeszytach. Tak tu już było. W tym budynku roiło się od dziewczyn, nie spuszczających wzroku ze swoich nowiutkich telefonów. Od chłopców, którzy nie kryli się w ogóle z tym, że oglądają pornosy na każdym kroku. Z tego gimnazjum z chwili na chwilę robiła się coraz to większa kpina. Takie osoby jak ja, w pewnym sensie kujony, albo inne szare myszki nie były tu traktowane dobrze. Nie byłam wyjątkiem, tylko mnie jakoś tak częściej unikali, potrafiłam się wtapiać w tło i w tej szkole była to całkiem przydatna sztuka.
    Schowałam podręczniki do swojej torby i zarzuciłam ją sobie na ramię, idąc dalej wzdłuż korytarza. Umiejętnie omijałam wszystkie lalunie, by tylko nie zwróciły na mnie uwagi, dopóki nie doszłam do swojego ulubionego miejsca siedzącego, niedaleko szkolnego sklepiku. Zawsze siadałam na podłodze i nie ruszałam nawet ławki, która była niedaleko obok, bo już chwilę później usłyszałabym takie wieśniackie odzywki, jak: to nie dla plebsu, bydło ma miejsce gdzie indziej. Zdążyłam już do tego przywyknąć, ale żeby ludzie tak totalnie schodzili na psy… nie urażając oczywiście tych pięknych zwierząt.
    Usiadłam na moim odwiecznym miejscu, tuż obok dziewczyny w kolorowych włosach. Pierwszy raz ją tu widziałam… a może chodziła tutaj cały czas, tylko nigdy jej nie zauważyłam? Ale… jak mogłabym nie zauważyć tej rzucającej się w oczy czupryny? Nie wiem, ja jestem do wszystkiego zdolna.
     - Hej - przywitałam się cicho. Przydałoby mi się mieć jakichś znajomych i byłam na dobrej drodze. - Jestem Lucia. - Podałam jej dłoń z uśmiechem. Dziewczyna spojrzała na mnie na samym początku zdezorientowana, a dopiero chwilę później nieśmiało uścisnęła moją rękę.
     - Charlie. - Uśmiechnęła się do mnie nieznacznie i wzięła ostatni gryz swojej kanapki, chowając ją do swojego plecaka. Zrobiła to akurat wtedy, gdy wyciągnęłam z torby małą paczkę ciasteczek. Były tanie, na promocji, więc pomyślałam, że mogę sobie na nie pozwolić. Otworzyłam je powoli i podsunęłam dziewczynie opakowanie ciasteczek pod nos, z pytaniem:
     - Chcesz jednego?
    Nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, na korytarzu zrobił się zgiełk. Widziałam, jak jeden z chłopaków z mojej klasy ciągnie innego, chyba o dwa lata od siebie młodszego za kołnierz, prosto do łazienki. Większość osób wokół zaczęła go dopingować. Nie wiem, jak do tego doszło i co musiał tamten dzieciak zrobić, żeby zostać tak potraktowanym. Pewnie była to kolejna błahostka, którą Finn uznał za obrazę stanu i musiał go ukarać, bo jakżeby inaczej?



< Charlie? Odpisz za rok, jeśli chcesz XD >