11 lis 2019

Od Amy C.D Hangagog

Najpierw postanowiłam rozpakować zakupy. Wszystkie produkty wyłożyłam na stół. Ziemniaki, marchewkę, groszek, udka z kurczaka i jedną przyprawę, którą niemal zawsze dodawałam do mięsa. Kupiłam ją tylko na wszelki wypadek, gdyby Hangagog nie miał jej w domu. Odwróciłam się do czajnika, do którego zaraz wlałam wodę i nastawiłam na coś gorącego dla mnie i chłopaka. Kubki znalazłam w drugiej otwartej przeze mnie szafce, a herbatę wraz z kawą w trzeciej.
- Jakbyś nie wiedziała, gdzie co jest, to pytaj – usłyszałam za sobą głos bruneta.
- Raczej dam sobie radę! - odpowiedziałam mu, wsypując sobie kawę do kubka. Z tego, co zauważyłam wcześniej, oba psy siedziały wraz z właścicielem. I dobrze, nie muszę się martwić, że mi wejdą pod nogi. Jednak jeśli o to chodzi, to większe psy łatwiej zauważyć i raczej śmiało się nie pchają tak, jak moje zwierzaki. Zwłaszcza Cezar. I ewentualnie Ginger, gdy ma humor. Uśmiechnęłam się, wyciągając miskę z szafki na dole. Trochę źle zrobiłam, nawet nie wchodząc do domu, żeby z nimi wyjść na dwór nawet na chwilę, ale miałam czas ograniczony. Zrekompensuje się w najbliższy weekend, pójdziemy na cały dzień do parku.
Zajęłam się najpierw kurczakiem. I to w ciszy. Niestety. U mnie w domu już dawno grałaby muzyka i towarzyszyłoby mi wycie Cezara. Normalnie mogłabym znowu sobie nucić pod nosem, ale wtedy niepełnosprawny mężczyzna nieco dalej najpewniej by się przyglądał temu, jak tańczę. A tego po ostatnim razie wolałam uniknąć. Nigdy nie lubiłam, jak ktoś mi się przyglądał.
Trochę minęło, nim wstawiłam udka do piekarnika. Żaroodporne naczynie cudem znalazłam po wskazówkach Niebieskookiego. Nie były za dokładne, a on sam nie wiedział, gdzie było. Przy okazji miałam też garnek. Nawet dwa.
- Masz może obieraczkę? - zwróciłam się znowu do niego, gdy nie dostrzegłam przedmiotu w szufladzie ze sztućcami. Hangagog odwrócił się do mnie.
- Nie, wybacz – zaśmiał się, na co odpowiedziałam mu wyciągniętym językiem. No to będę musiała poradzić sobie z nożem.
- Nie wystawaj języka, bo ci krowa nasika – usłyszałam za sobą jego odpowiedź. Sama się zaśmiałam.
- A masz krowę? - odrzekłam, słysząc tylko śmiech chłopaka. Wzięłam się za obieranie marchewki, a potem ziemniaków. Zrobić purée czy pokroić je na ćwiartki?
- Hangagog, chcesz purée czy pokrojone ziemniaki? - zagadałam do niego, nastawiając warzywa do gotowania w jednym ze znalezionych wcześniej garnków.
- Mam uczulenie na mleko. Pokrojone – usłyszałam. Momentalnie skamieniałam, tępo wpatrując się w tył jego głowy.
- Masz uczulenie na mleko? - zapytałam, chcąc jakby usłyszeć potwierdzenie jego słów. W odpowiedzi skinął głową. Aha. To fajnie, że mówi. Dobrze, że w ogóle powiedział, bo inaczej byłoby purée!
Dalsze gotowanie znowu zajęła cisza. Choć miałam ogromną ochotę się rozgadać, powstrzymałam to. Miałam głupie wrażenie, że brunet nie byłby zadowolony ze słuchania mojej „katarynki”. Spojrzałam na zegarek umieszczony w piekarniku. Minęło półtorej godziny, jeszcze jakieś pół, może trochę więcej. Kurde, znowu za wcześnie zajęłam się warzywami. No nic, mówi się trudno… Wyszłam z części kuchennej i szłam powoli w stronę kanapy. Po drodze zmierzwiłam włosy mężczyzny tak, że każdy ustawiony był w inną stronę. Istna dżungla. Lub mop. Co kto woli. Usiadłam obok niego, odgarniając różowe włosy z twarzy i spojrzałam na jego twarz. Miał zamknięte oczy i spokojnie oddychał. Spał? Przybliżyłam się nieco do niego i pomachałam ręką przed twarzą. Zasnął jak dziecko. Delikatnie się uśmiechnęłam. Wtem dostrzegłam na stole przy kanapie długopis. Naszły mnie złe myśli. A raczej wspomnienie, gdy moje dawne przyjaciółki z gimnazjum podczas nocowania, postanowiły narysować mi wąsy i napisać na czole „cześć”. Przez dwie godziny od pobudki się nie skapnęłam, mimo czesania włosów w lustrze.
Dlatego teraz ten długopis mnie „kusił”. No ale zarost już miał… To może okulary…? Nieśmiało chwyciłam za przedmiot na stole, gdy zauważyłam, jak dog niemiecki na nogach niebieskookiego się podnosi i mi przygląda. Przyłożyłam palec do ust, mając nadzieję, że pies zrozumie mój przekaz i będzie milczał.
Jednak rysowanie od boku może być… ciężkie. Wypatrzyłam kawałek miejsca między oparciem kanapy a ciałem Hangagoga. Podniosłam się i przerzuciłam nogę na drugą stronę, zawisając nad jego ciałem. Serce waliło mi, jak nie wiem. Nawet nie mam bladego pojęcia z jakiego powodu. Przybliżyłam się do niego z długopisem w dłoni i poprowadziłam jedną linię od jego ucha do oka. Zrobiłam jedno kółko, poprowadziłam linię do drugiego oka i znowu obręcz. Zakończyłam to ostatnią kreską do prawego ucha. W tym samym czasie dostrzegłam również, jak Hangagog otwiera oczy.

Hangagog?

Od Andrei do Juliena

Deszcz cicho, ale za to równomiernie i w bardzo szybkim tempie uderza o szybę, która lekko rozgrzana od środka zaczyna rosieć, a ja wpatruję się za mdły obraz za nią, opierając bezwładnie głowę o zagłówek obszyty jakimś nieco zabrudzonym przez lata używania materiałem. Kiedy para zakrywa mi widok, podnoszę dłoń, w bardzo wolnym tempie, jakby ważyła tonę, a zarazem jakoś od niechcenia, palcami łapię kraniec swojego rękawa naciągając go nieco na moją dłoń i wycieram nim kawałek szyby, po czym spokojnie opuszczam dłoń na udo. Mój husky leży cicho wzdłuż obu siedzi cicho między siedzeniami i opiera pyszczek o moje drugie kolano. Delikatnie drapię go po czubku łebka. W autobusie panuje jakaś dziwna prawie cisza. Prawie, ponieważ słychać tutaj rozmowę kierowcy z panią opatuloną płaszczem, która usiadła na pierwszym siedzeniu w moim rzędzie, słychać delikatne stukanie kropel deszczu, słychać cichy szmer płynący ze słuchawek kogoś, kto według mojej analizy nie może siedzieć zbyt daleko, skoro jestem w stanie rozpoznać niektóre ze słów aktualnej piosenki. Po chwili zaczynamy zwalniać, aby w końcu się zatrzymać. Z drażniącym jękiem uchylają się drzwi, do środka wchodzi młody chłopak, szatyn z tego co widzę spomiędzy zagłówków mojego oddalonego od wejścia miejsca. W miarę jak zbliża się do wolnego miejsca obok mnie, trochę mu się przyglądam, jednak nie na tyle mocno, aby zwrócić na siebie jego uwagę. W końcu, kiedy jest na tyle blisko, aby zauważyć moje zainteresowanie jego osobom, odwracam bezwładnie głowę w kierunku szyby. Ostatnimi czasy mam nieco za często taki humor. Jakby całe moje ciało było bezwładne. Jakiś pan doktor nazwał by to pewnie stanem przed depresyjnym, jednak u mnie to tylko reakcja na pogodę. Nienawidzę szarości i tej części jesieni, kiedy piękne złote kolory zmieniają się w czarne od wszechobecnego błota.

Od Caina cd. Candice

Telefon wibruje w mojej kieszeni. Nigdy nie mam go ustawionego na tryb głośny, bo irytują mnie wszelkie powiadomienia, sygnały, nie wspominając już nawet o telefonach, np. takich, jak w tym momencie. Nie interesują mnie social media, co w przypadku swojej "pracy", jako rozsławionego specjalnie muzyka, może być wręcz niewyobrażalnie nieprawdopodobne. Nie muszę sprawdzać, by wiedzieć, że moja osoba, jak i sam zespół utrzymuje się na fali, bo żaden artysta nie jest tak momentami karygodnie kontrowersyjny, jak ja. Mógłbym stwierdzić, że to nadzwyczaj dobrany komplement, ale fakt faktem - nie muszę wstawiać zdjęć w internet, aby było o mnie głośno. Zresztą Jasper dokumentuje swoje, jak i innych życie nadzwyczaj regularnie, więc i od tego mam ludzi. Dlatego nie przejąłem się, gdy Eric, z niewiadomego mi powodu, nagle stwierdził, że nie mam wchodzić na żadne portale, bo odkąd pojawiłem się w Avenley, moje kontrowersyjne zdjęcia krążą w internecie, a on się tym zajmie. Nie przejąłem się, bo to jak codzienność, a mój menadżer załatwia dosłownie wszystko. Nawet wrzuca zdjęcia z koncertów lub studia nagrań dla podtrzymania sławy. Ludzie wiedzieli, że nie interesuje mnie bycie celebrytą. Według mnie social media były jak lizanie własnych jaj.

Od Kena C.D Brianne

Gdzie on był? To nie w jego stylu tak się spóźniać na próbę w teatrze. Znowu spojrzałem na zegarek, chcąc się upewnić, która godzina i ile już czekam. Dziesięć minut, może mało, ale nie miałem dzisiaj humoru na nic. Dosłownie, na nic.
Na kogo czekałem? Na Kazuomiego, mojego „kumpla” z teatru. Trzymaliśmy się razem i tak dalej… No i przeważnie przypominałem mu o próbach, żeby nie zapominał. Jednak teraz sam nie wiedziałem, czy zapomniał, mimo że do niego pisałem, o której ma być, czy może coś mu się po drodze stało.
Westchnąłem tylko, przymykając na chwilę oczy. Nie czuję się najlepiej, chyba bierze mnie migrena. Wtem usłyszałem czyjeś kroki. Z nadzieją, że to Kazuomi, otworzyłem oczy, jednak zamiast mężczyzny ujrzałem kobietę. Niską, z włosami ni to blond, ni to brąz. Za to miała piegi na całej twarzy. Wydawało się, jakby czegoś szukała. Numeru sali? Chyba mnie zauważyła, zaczęła iść w moją stronę.
– Hej, przepraszam, że przeszkadzam, ale wiesz może gdzie jest sala 81B? – zapytała, odgarniając włosy z twarzy. „Przeszkadzam” w niby czym? Staniu i czekaniu? Poza tym…
- Sala 81B jest zaraz obok wejścia do teatru, wbrew pozorom… - odpowiedziałem, przecierając oczy dłońmi. Jak można tego nie zauważyć?
- N-naprawdę? - wybąkała. Zerknąłem na drzwi naprzeciwko naszej dwójki z widniejącym numerem 309. Daleko zawędrowała, nie powiem.
- Naprawdę – dodałem, delikatnie się uśmiechając. Dostrzegłem u dziewczyny sińce pod oczami. - Ciężka noc? - wypaliłem, nim zdążyłem pomyśleć. Nieznajoma, wcześniej odwrócona do mnie plecami, jakby się rozglądała, znowu przeniosła na wzrok na moją postać. Wydawała się zbita z tropu, jakby nie wiedziała, o co mi chodzi. Wskazałem tylko palcem pod oko, co chyba zrozumiała. Odwróciła się ode mnie, wbijając oczy w podłogę.
- Powiedzmy… - odpowiedziała. Wow, ale jestem dzisiaj subtelnym człowiekiem. I takim delikatnym. A dzień dopiero, co się zaczął.
- Zaprowadzić cię do tamtej sali czy trafisz sama? - zapytałem. W mojej głowie brzmiało to delikatniej i subtelniej, ale jak powiedziałem to na głos… mam nadzieję, że nie wypadłem jako wredny człowiek. To nie był mój zamiar, przysięgam.
- Chyba będę potrzebowała pomocy… - odpowiedziała. I nie wyczułem w jej głosie podirytowanej nuty. Mam nadzieję, że to dobrze.
- To chodź – rzuciłem, ruszając spod filara. Jeśli podczas mojej nieobecności zastanę tu Kazuomiego, to go nie uduszę, na razie. Na razie.
Po jakiś dziesięciu minutach doszliśmy pod szukaną przez dziewczynę salę. Zauważyłem ulgę na jej twarzy. Wtem do teatru ktoś wszedł. Kazuomi! Kiedy mnie dostrzegł, stanął w miejscu i głupio się do mnie uśmiechnął.
- Ken! - zawołał, ruszając z miejsca i wyciągając dłoń w górę na przywitanie. Założyłem dłonie na torsie, przyglądając mu się z góry.
- Gdzie byłeś?
- Spóźniłem się na autobus… - odpowiedział. Odburknąłem mu tylko „Mhm”, po czym ponownie zwróciłem się do dziewczyny.
- Powodzenia – uśmiechnąłem się do niej, odwróciłem i ruszyłem z powrotem do miejsca, gdzie wcześniej czekałem na Kazuomiego.

~*~

- Moi drodzy, proszę o ciszę i o uwagę! - wśród rozmów rozległ się głos pana Franca, naszego „reżysera”. Wszyscy umilkli i zwrócili na niego uwagę.
- Ostatnio wpadłem na pomysł z panią Vibes, tą od baletu, żeby wystawić sztukę właśnie z baletem w tle. Dzisiaj dostaniecie scenariusze, a od jutra próby. Przygotujcie się, to nie będzie takie łatwe, jakbyście myśleli!

Brianne? Wiem, słabe cx

Od Jonathana do Brianne

     Jeśli coś nie idzie po myśli Beatrice Watters, to lepiej, żeby spokorniało i wróciło na umówiony tor lub ewakuowało się jak najprędzej, przy okazji zabierając ze sobą z pola rażenia wszystko, co może ucierpieć w konfrontacji z wściekłą kobietą.
     Zdawałem sobie z tego sprawę doskonale, dlatego słysząc podniesiony głos dobiegający zza obitych czerwoną skórą drzwi, niemal automatycznie skierowałem swoje kroki w tamtym kierunku. Chciałem zobaczyć, co tak zdenerwowało projektantkę i zapobiec katastrofie. Kobieta miała do mnie dziwną słabość, więc nadawałem się idealnie do stopowania jej w najgorszych momentach, za co wdzięczni byli mi ludzie, którzy akurat od niej obrywali. Reszta ekipy zdążyła się już przyzwyczaić do wybuchowego charakteru Beatrice i nowa awantura nie była dla nich niczym szczególnym. Nawet teraz mijałem osoby, które jedynie obrzuciły ściany jej gabinetu znużonym spojrzeniem i od razu wróciły do swoich zajęć.
     Wszedłem do środka, a moim oczom ukazał się bardzo przewidywalny widok. Drobna rudowłosa kobieta stała obok biurka, w jednej ręce trzymając otwarty szkicownik, drugą machając gwałtownie. Na sobie miała krótkie skórzane biodrówki i połyskujący top, jej różowe tipsy byłyby w stanie ciąć drewno, a niebieskie oczy ciskały gromy. Kilka kroków od niej stała niska brunetka, której całkiem bladą twarz otaczały gęste pukle włosów. W dżinsach i białej koszulce wyglądała aż zbyt normalnie jak na tutejszy festiwal dziwaków. Sprawiała wrażenie, jakby szykowała się do ucieczki zarówno z pokoju, jak i z całego budynku. Za to Beatrice, czerwona na twarzy, krzyczała do niej słowa w swoim rodzimym języku.
     Spodziewałem się, że sytuacja nie jest za ciekawa, ale nie, że przedstawia się jako krytyczna.

10 lis 2019

Od Louise

     Zbliża się zima.
     Temperatury na zewnątrz nierzadko osiągają minusowe wartości, mieszkańcy Avenley River z czeluści szaf wydobyli już swoje kurtki i płaszcze, niedługo do kompletu dołączą szaliki, czapki, rękawiczki. W wielu sklepach, szkołach, szpitalach czy innych instytucjach włączono już ogrzewanie, które znacznie umila pobyt w nich. W parkach, pomimo mrozu, spotkać można sprzedawców gorącej czekolady, ciepłej herbaty albo kawy. Pogoda jest zmienna — jednego dnia zarzucam na ramiona jeansową kurtkę, innego zmuszona jest opatulić się najcieplejszymi materiałami, jakie są w moim posiadaniu, byleby nie odmrozić sobie uszu czy nosa. Niebawem zacznie się sezon na smarowanie twarzy dziecięcym kremem przed każdym wyjściem, zakładania grubych, wełnianych skarpet do wysokich kozaków i długotrwałej rozłąki z maszynką do golenia, którą wykorzystywać będziemy raz na miesiąc, kiedy należy założyć sukienkę. W moich szafeczkach czają się niemałe pudełeczka z herbatą, jakie czekają na odpowiedni moment, żeby zatopić się w gorącej wodzie. Mam malinową, zwykłą, wieloowocową, mango z jakimś ziołem i coś jeszcze, czego z pamięci wyrecytować nie jestem w stanie.

Od Hangagoga CD. Amy

- Być może, ale jesteś praktycznie niepełnosprawny. I tak muszę dzisiaj coś zrobić, a w lodówce mam prawie pustki. Na co masz dzisiaj ochotę? Pójdę do sklepu, a potem przyjadę do ciebie. Więc? - zapytała, a ja wywróciłem oczami.
- Nie jestem aż tak niepełnosprawny jak myślisz - rzekłem i uśmiechnąłem się lekko gdy Verona drasnęła moją stopę, wydałem cichy syk bólu.
- Tak, słyszę - powiedziała, a ja prychnąłem z lekkim uśmiechem.
- Nie ważne. Prosiłbym o kurczaki - powiedziałem z lekkim uśmiechem, dziewczyna zgodziła się i pożegnała mówiąc, że będzie u mnie najszybciej jak może. Westchnąłem mimowolnie, a uśmiech nie schodził mi twarzy. Dziewczyna zachowała się bardzo... miło? Nie do końca było to te słowo. jednak najbardziej pasowało. Po prostu zrobiło mi się lepiej. Przez jeden głupi telefon. Wziąłem do ręki papierosy i odpaliłem jednego. Brakowało mi tego posmaku tytoniu. Cudowny smak i relaks jaki wywoływał jeden mały papieros. Oparłem się o kanapę i zamknąłem oczy odprężając się. Nasza mnie myśl jakie miałem szczęście. Samochód mógł jechać szybciej. Mógł walnąć w drugiej strony. Ale zarazem jakie mam nieszczęście. Mogłem jechać szybciej albo wolniej i nie doszłoby do takiego zderzenia. Gdybym pojechał inną drogą byłbym teraz w zupełnie innym miejscu i w innym stanie fizycznym. Nie ma złotego środka. Westchnąłem i zaciągnąłem się papierosem. Nie ważne... było minęło nic nie mogę zmienić. Trzeba przeboleć ten okres i wrócić do życia. Nie można się opierdalać. Wyrzuciłem niedopałem do popielniczki i chwyciłem za laptopa chcąc opłacić rachunki oraz opłacić swoich pracowników. Kilka kliknięć pozbawiło mnie kilku tysięcy. Westchnąłem i sięgnąłem po kolejnego papierosa. Odpaliłem go i włączyłem sobie jakiś serial na odstresowanie.  Chciałem wreszcie odpocząć. Powiecie teraz przecież tyle czasu leżałeś! Jednak odpoczynek w szpitalu to żadne zbawienie. Wolałem pracować. Chciałem wrócić do pracy. By korzystać z odpoczynku. Chciałbym iść na imprezę i potańczyć jednak fakt tego, że wszystko mnie bolało mówił jedno: siedź na dupie i nie pierdol. Westchnąłem i wziąłem do dłoni cole leżącą na stole. Sprawiło mi to lekki ból jednak zagryzłem wargi i nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Upiłem napój jednak tym razem położyłem go bliżej niż wcześniej. Kiedy usłyszałem dźwięk dzwonka zamarłem. Muszę wstać. Ja muszę wstać. O ja pierdole. Jak. Poczekaj. Chwila. Kurwa. Kiedy chwyciłem już kule usłyszałem jak drzwi się otwierają. No tak mam furtkę. No i drzwi były otwarte. Odłożyłem kule na miejsce i zatrzymałem odcinek. Dopaliłem papierosa nim Amy weszła do salonu.
- Hey. Jak się czujesz? - powiedziała, a ja wzruszyłem ramionami.
- W sumie bywało lepiej - rzekłem i oparłem się o kanapę jeszcze bardziej. Zamknąłem na chwilę powieki by otworzyć je znów gdyż Amy usiadła obok mnie. Zaciekawiony spojrzałem w jej kierunku.
- Zaproponowałbym ci herbatę albo kawę ale niestety nie bardzo mógłbym ją zrobić - powiedziałem, a ona uśmiechnęła się lekko. Westchnąłem i spojrzałem na Verone, która czekała na moją zgodę.
- Wskakuj mała - rzekłem, a suczka zajęła miejsce tuż obok mnie. Położyła swój pysk na mojej nodze i patrzyła na mnie swoim ślepiami. Uśmiechnąłem się lekko, moja chęć pogłaskania jej była wielka. niestety leżała po stronie złamanego nadgarstka.
- Zrobię ci herbatę, a sobie kawę. Poczekaj tutaj - powiedziała Amy i wstała z kanapy.
- Nie mam zamiaru się nigdzie ruszać - rzekłem śmiejąc się jednak wiedziałem, że ani dla mnie ani dla niej nie jest on zabawny. Usłyszałem jak dziewczyna wstawia wodę, po chwili z kuchni rozległ się dźwięk rozpakowywanych zakupów. Przełączyłem serial na coś bardziej interesującego. Miałem dość głupich animowanych seriali. Oczywiście były zabawne, ciekawe ale jednak głupie... niestety. Nudziłem się okropnie, a to zaledwie połowa dnia! Jeszcze tylko kilka tygodni. Cudownie.

Amy?