Najpierw postanowiłam rozpakować zakupy. Wszystkie produkty wyłożyłam na stół. Ziemniaki, marchewkę, groszek, udka z kurczaka i jedną przyprawę, którą niemal zawsze dodawałam do mięsa. Kupiłam ją tylko na wszelki wypadek, gdyby Hangagog nie miał jej w domu. Odwróciłam się do czajnika, do którego zaraz wlałam wodę i nastawiłam na coś gorącego dla mnie i chłopaka. Kubki znalazłam w drugiej otwartej przeze mnie szafce, a herbatę wraz z kawą w trzeciej.
- Jakbyś nie wiedziała, gdzie co jest, to pytaj – usłyszałam za sobą głos bruneta.
- Raczej dam sobie radę! - odpowiedziałam mu, wsypując sobie kawę do kubka. Z tego, co zauważyłam wcześniej, oba psy siedziały wraz z właścicielem. I dobrze, nie muszę się martwić, że mi wejdą pod nogi. Jednak jeśli o to chodzi, to większe psy łatwiej zauważyć i raczej śmiało się nie pchają tak, jak moje zwierzaki. Zwłaszcza Cezar. I ewentualnie Ginger, gdy ma humor. Uśmiechnęłam się, wyciągając miskę z szafki na dole. Trochę źle zrobiłam, nawet nie wchodząc do domu, żeby z nimi wyjść na dwór nawet na chwilę, ale miałam czas ograniczony. Zrekompensuje się w najbliższy weekend, pójdziemy na cały dzień do parku.
Zajęłam się najpierw kurczakiem. I to w ciszy. Niestety. U mnie w domu już dawno grałaby muzyka i towarzyszyłoby mi wycie Cezara. Normalnie mogłabym znowu sobie nucić pod nosem, ale wtedy niepełnosprawny mężczyzna nieco dalej najpewniej by się przyglądał temu, jak tańczę. A tego po ostatnim razie wolałam uniknąć. Nigdy nie lubiłam, jak ktoś mi się przyglądał.
Trochę minęło, nim wstawiłam udka do piekarnika. Żaroodporne naczynie cudem znalazłam po wskazówkach Niebieskookiego. Nie były za dokładne, a on sam nie wiedział, gdzie było. Przy okazji miałam też garnek. Nawet dwa.
- Masz może obieraczkę? - zwróciłam się znowu do niego, gdy nie dostrzegłam przedmiotu w szufladzie ze sztućcami. Hangagog odwrócił się do mnie.
- Nie, wybacz – zaśmiał się, na co odpowiedziałam mu wyciągniętym językiem. No to będę musiała poradzić sobie z nożem.
- Nie wystawaj języka, bo ci krowa nasika – usłyszałam za sobą jego odpowiedź. Sama się zaśmiałam.
- A masz krowę? - odrzekłam, słysząc tylko śmiech chłopaka. Wzięłam się za obieranie marchewki, a potem ziemniaków. Zrobić purée czy pokroić je na ćwiartki?
- Hangagog, chcesz purée czy pokrojone ziemniaki? - zagadałam do niego, nastawiając warzywa do gotowania w jednym ze znalezionych wcześniej garnków.
- Mam uczulenie na mleko. Pokrojone – usłyszałam. Momentalnie skamieniałam, tępo wpatrując się w tył jego głowy.
- Masz uczulenie na mleko? - zapytałam, chcąc jakby usłyszeć potwierdzenie jego słów. W odpowiedzi skinął głową. Aha. To fajnie, że mówi. Dobrze, że w ogóle powiedział, bo inaczej byłoby purée!
Dalsze gotowanie znowu zajęła cisza. Choć miałam ogromną ochotę się rozgadać, powstrzymałam to. Miałam głupie wrażenie, że brunet nie byłby zadowolony ze słuchania mojej „katarynki”. Spojrzałam na zegarek umieszczony w piekarniku. Minęło półtorej godziny, jeszcze jakieś pół, może trochę więcej. Kurde, znowu za wcześnie zajęłam się warzywami. No nic, mówi się trudno… Wyszłam z części kuchennej i szłam powoli w stronę kanapy. Po drodze zmierzwiłam włosy mężczyzny tak, że każdy ustawiony był w inną stronę. Istna dżungla. Lub mop. Co kto woli. Usiadłam obok niego, odgarniając różowe włosy z twarzy i spojrzałam na jego twarz. Miał zamknięte oczy i spokojnie oddychał. Spał? Przybliżyłam się nieco do niego i pomachałam ręką przed twarzą. Zasnął jak dziecko. Delikatnie się uśmiechnęłam. Wtem dostrzegłam na stole przy kanapie długopis. Naszły mnie złe myśli. A raczej wspomnienie, gdy moje dawne przyjaciółki z gimnazjum podczas nocowania, postanowiły narysować mi wąsy i napisać na czole „cześć”. Przez dwie godziny od pobudki się nie skapnęłam, mimo czesania włosów w lustrze.
Dlatego teraz ten długopis mnie „kusił”. No ale zarost już miał… To może okulary…? Nieśmiało chwyciłam za przedmiot na stole, gdy zauważyłam, jak dog niemiecki na nogach niebieskookiego się podnosi i mi przygląda. Przyłożyłam palec do ust, mając nadzieję, że pies zrozumie mój przekaz i będzie milczał.
Jednak rysowanie od boku może być… ciężkie. Wypatrzyłam kawałek miejsca między oparciem kanapy a ciałem Hangagoga. Podniosłam się i przerzuciłam nogę na drugą stronę, zawisając nad jego ciałem. Serce waliło mi, jak nie wiem. Nawet nie mam bladego pojęcia z jakiego powodu. Przybliżyłam się do niego z długopisem w dłoni i poprowadziłam jedną linię od jego ucha do oka. Zrobiłam jedno kółko, poprowadziłam linię do drugiego oka i znowu obręcz. Zakończyłam to ostatnią kreską do prawego ucha. W tym samym czasie dostrzegłam również, jak Hangagog otwiera oczy.
Hangagog?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz