30 lis 2019

Od Dearden do Juliena

Przystanie na propozycję ciotki Juliena było zarówno moją najlepszą, jak i najgorszą z szeregu decyzji podjętych tego wieczoru. Z jednej strony tequila okazuje się świetnym środkiem uspokajająco-odprężającym, szczególnie po, wyjątkowo delikatnie to ujmując, niezbyt przyjemnej rozmową z babką chłopaka. Właśnie jej w dużej mierze zawdzięczam towarzyszące mi podczas przemowy syna pana młodego poczucie rozchichotanej lekkości, kiedy powoli zaczyna ujawniać się wpływ alkoholu na mój organizm. Z drugiej strony jestem na siebie wściekła, bo trunek sprawia, że moje reakcje na wszystko, co dzieje się w zasięgu mojego wzroku są spowolnione i pozbawione barier, którymi od tylu lat dokładnie i skrzętnie się otaczam. Dlatego też, zamiast delikatnego, udającego dezaprobatę uśmiechu, w który to chcę ułożyć usta po zakończonym monologu Juliena, zaczynam się śmiać. Nie głośno, tak naprawdę przypomina to bardziej tłumiony chichot, ale to wystarczy, by posłano w moją stronę kilka par nieprzyjemnych, zdradzających wyraźną przyganę spojrzeń.


W tamtej chwili raczej niewiele mnie to obchodzi, bo moją uwagę przyciąga zbliżająca się w stronę naszego stolika sylwetka Juliena. Przestaję na moment skupiać się słowach ciotki Elizavety i posyłam w jego stronę tak szeroki uśmiech, że prawie od razu zaczynają boleć mnie mięśnie twarzy. Utrzymuję jednak ten promienny grymas, przestając dopiero na moment, gdy chłopak zajmuje sąsiednie krzesło. Od razu podaję mu wypełniony prawie po brzegi sznapsa, zaskoczona, że udaje mi się przy tym nie wylać co najmniej połowy wlanej do środka tequili. Ograniczam toast do krótkiego skinięcia głową, by zaraz opróżnić zawartość kieliszka i, mimo że wcześniej smak zdawał się mi ani trochę nie przeszkadzać, teraz krzywię się kwaśno. Elizaveta oraz Julien reagują na to śmiechem. Ten należący do pierwszej z wymienionych osób jest głośniejszy i dziwnie ciepły, chłopak śmieje się krócej i ciszej, ale nie mogę nie zauważyć dziwnego uczucia ciepła, które rozlewa się gdzieś w okolicach mojej klatki piersiowej na ten dźwięk.
Posyłam mu kolejny uśmiech i, czekając aż towarzysząca nam krewna chłopaka po raz kolejny napełni kieliszki, odzywam się:
- Powinieneś się częściej uśmiechać, wiesz? - przerywam na moment, by przynajmniej spróbować odczytać cokolwiek z jego mimiki i, o dziwo udaje mi się zobaczyć przelotny grymas, który pojawia się na moment na twarzy chłopaka.
- Przecież to robię - stwierdza i tym razem to ja się krzywię.
- Ale nie uśmiechasz się tak jak przed chwilą. Robisz to z przekąsem, jakbyś uważał się za lepszego ode mnie - odpowiadam i po krótkiej przerwie dodatkowo jeszcze wyjaśniam. - I mniej więcej dlatego tak trudno mi cię chwilami tolerować
Chłopak posyła mi spojrzenie, którego znaczenia nie potrafię jednoznacznie określić. A może po prostu nie chcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz