Okłamywanie własnej przyjaciółki nigdy nie było, nie jest ani nie będzie łatwym doświadczeniem. Mortensen ma to do siebie, że gdy czuje, że coś jest nie tak, to zaczyna węszyć. A niemiłe wrażenie próbuje wmówić mi, że właśnie dałam jej wystarczająco dużo powodów do tego, że coś jest na rzeczy i powinna zacząć śledztwo.
Zanim wsiadam do auta Nathaniela, uważnie rozglądam się za znajomymi osobami. Nie dostrzegając jednak nikogo, z westchnieniem pełnym autentycznej ulgi zapinam pas i uśmiecham się szeroko.
— Chyba obyło się bez szpiega. — Od razu wyciągam z torebki lusterko oraz błyszczyk, z czego błyszczykiem sunę dokładnie po ustach.
— Miejmy nadzieję. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy zza drzewa wyskoczy wściekła Mortensen. — Nathaniel zanosi się subtelnym śmiechem i rusza autem do przodu. — Głupio by było, gdyby dowiedziała się wszystkiego szybciej niż to konieczne.
Chowam kosmetyki z powrotem do torebki, ponieważ avenley'owskie drogi pełne ubytków nie pozwalają nawet na spokojne doprowadzenie twarzy do porządku. Jednocześnie wzdycham głośno na to, co usłyszałam.
— Nat, omawialiśmy to. Nie ma takiej opcji. Wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem. Musi. — Każde słowo wypowiadam z taką emfazą i uporem, że zaskakuję tym samą siebie. Mężczyzna chyba w stu procentach kupuje moje podejście, bo uśmiecha się delikatnie i skupia pełne spojrzenie na drodze, a dokładniej przejściu dla pieszych, które właśnie przekraczają ludzie.
— Zamówiłem już bar, musimy tylko go zobaczyć i zadbać o dekorację. Myślałem, że pomoże nam więcej osób — mamrocze z niechęcią. — Ale co tylko kogoś obdzwaniam, to nie mają czasu akurat teraz.
— Nie potrzebujemy pomocy z dekoracjami, uwierz mi. We dwoje ogarniemy wszystko bez zbędnego zamieszania, po cichu i dyskretnie — przedstawiam mu mój plan działania. Nate kiwa głową w odpowiedzi.
— Najpierw zobaczmy, na czym stoimy. — Zwalnia i wjeżdża na podjazd nowoczesnego, całkiem przytulnego budynku z wielkim neonowym napisem „Nightwish”.
Bar stoi na tym terenie od niespełna miesiąca, dlatego jestem pewna, że Izzy nie zdążyła jeszcze postawić tam stopy. Widzę i słyszę, że Nat brzęczy pękiem kluczy w kieszeni. Podchodzi do zamka od drzwi oraz mordując się z nim przez chwilę, wpuszcza nas do środka.
Te miejsce o wiele lepiej będzie wyglądać z tłumem ludzi. Przyglądam się stonowanym szarym barwom z połączeniem bieli i intensywnego bordo na ścianach. Drewniane akcenty jednak skutecznie łagodzą powagę tego miejsca. Resztę ciemności w lokalu przegania nagle blask dziesiątek neonów, które w formie ozdób dekorują parkiet, bogaty bar z alkoholami, stoliki, ladę i również ściany.
A przede wszystkim dostrzegam okrągłe, pojedyncze światła ledowe na suficie, które mienią się w najróżniejszych kolorach i sprawiają, że nie mogę oderwać od nich wzroku. Do tego stopnia, że Nathaniel musi wspominać mi o tym, że drugi raz w ciągu dwóch minut dzwoni mi telefon.
— Może w końcu to odbierz, Candice.
Szybko dobieram się do swojej kieszeni i w ostatniej chwili odbieram telefon. To Izzy. Drżę na same pojawienie się tego imienia na wyświetlaczu.
— Musimy jeszcze zamówić DJ — wspomina Nat, rozglądając się po lokalu, jednak, kurka rurka, w momencie, kiedy w telefonie już odzywa się Mortensen.
— Boże, zamknij się — karcę Nate'a za to, że musiał mówić to akurat teraz. Jednak szansa na to, że Izzy usłyszała to z takiej odległości są niemal zerowe. Bardziej pewnie ją zastanawia, kogo próbuję uciszyć.
— Ja? Ja ci dam zamknij się!
— Nie ty, Izzy! — Wracam całą swoją uwagą do nerwowego głosu dziewczyny. Robi mi się gorąco na samą myśl, że lada moment do głowy muszą przyjść mi kolejne kłamstwa.
— To kto? — Uspokaja swój ton, ale nabiera podejrzliwości.
Milczę tylko jedną, krótką chwilę. Albo aż krótką chwilę.
— Nikt ważny. Poważnie, nie ma sensu pytać.
— A jednak pytam. Gdzie znowu pojechałaś? — Widocznie daje mi szanse na to, bym sama się usprawiedliwiła. Jednakże zdradzenie wszystkiego, co planuję z jej rodziną i znajomymi zaledwie parę dni przed imprezą nie brzmi specjalnie dobrze.
— Coś się taka wścibska zrobiła, słońce? Kto mniej wie, ten lepiej śpi.
— Nie do mnie takie teksty, Candy. A kto tu się zrobił skryty? — dodaje poważnym tonem.
— No nie powiem, lubię być tajemnicza. Niedostępność i te sprawy. Ludzie na to lecą, no nie? — Uśmiecham się pewnie do telefonu.
Burczenie wypełnione irytacją mogę wyraźnie usłyszeć przez telefon. Ten krótki znak sprawia, że bez wahania podejmuję decyzje o zachowaniu ciszy.
— Kiedy zamierzasz wrócić? — pyta jeszcze.
— Nie wiem, za godzinę albo dwie? — sama się nad tym zastanawiam. Ledwo powstrzymuję się od wyznania tego, co załatwiam przez cały ten czas, zwłaszcza, że Izzy wydaje się taka podejrzliwa i nieufna względem mnie jak praktycznie mówiąc nigdy.
— Okej. Schowam jedzenie do lodówki. To twoja wina, jeśli ostygnie, a jest tak dobre, że żałuj, że cię nie ma.
Czy ja słyszę odgłosy samochodów jeżdżących po ulicy?
— Tak, tak, oczywiście, że żałuję. Buziaczki, kochana. — Cmokam do telefonu i rozłączam się w następnej chwili. Rozprasza i konsternuje mnie dźwięk kolejnego telefonu, tym razem Nathaniela, i nie trzeba mieć nawet trzystu IQ, żeby domyślać się, że coś tu nie gra.
— Gabriel? — Nate równie poruszony, co ja, czyta z wyświetlacza, ściągając brwi w zdziwieniu. Nie czeka na moją odpowiedź i odbiera. — Halo, coś się stało?
Ignoruję to i wyciągam z torebki kartkę, na której mam zapisane potrzebne numery, między innymi do potencjalnego DJ'a i producenta dekoracji. W międzyczasie obdzwaniam przynajmniej część i z trudem załatwiam ozdoby, które mają wnieść urodzinowy klimat. Dostaje również SMS'a, że tort jest gotowy do odebrania — to właśnie moment, w którym Nate kończy jakże długą i przeplataną dygresjami rozmowę ze swoim bratem.
— Co on chciał? — pytam, w międzyczasie zapisując na kartce ulubione przekąski i alkohole mojej przyjaciółki, które muszą być numerem jeden na imprezie urodzinowej. — Mam nieodparte wrażenie, że jego telefon miał związek z Izzy.
— Nie tylko ty takie masz. — Głośno wzdycha. — Chciał dowiedzieć się, gdzie jestem.
— Powiedziałeś mu? — Zastygam w miejscu, tuż przed ugryzieniem skuwki długopisu. — Powiedz, że nie.
— Nie no, jasne, że nie, choć powinienem, bo teoretycznie rodzina miała brać w tym udział.
— I weźmie, ale wiesz, że to duże ryzyko — odpowiadam pewnie. — Wystarczy, że wasi rodzice wiedzą. Gabe i reszta rodzeństwa na razie nie musi, hm?
— Gorzej, jeśli mama wygada się Gabrielowi, bo ja nic mu nie powiedziałem — mówi z cieniem wątpliwości w głosie. Sama nie wiem, jak zareagować, więc z głośnym westchnieniem zamykam swój notes i rzucam Nate'owi spojrzenie pozbawione wielkiego wyrazu.
— Liczmy, że będzie dobrze. Zamówiłam już DJ i dekoracje, które teoretycznie powinny przyjść jutro, więc musimy być na baczności — informuję go rzeczowo i wstaję z krzesła barowego.
— Zrobię wszystko, żeby wyjaśnić jakoś te tajemnicze telefony.
— Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężko tłumaczyło mi się przed Izzy, komu kazałam się zamknąć. — Nie powstrzymuję rozbawienia. — Mam wrażenie, że wyobraża sobie... zdecydowanie za dużo. — Drapię się po głowie z konsternacją.
— Izzy i myślenie o głupotach? Norma — mamrocze. — Chodźmy już. — Kręci pękiem kluczy w ręku.
Gasimy światła w lokalu, rzucamy ostatnie kontrolne spojrzenie na to, co przygotowujemy, i ostatecznie wychodzimy zadowoleni na zewnątrz. Nieboskłon nad nami dalej maluje się w błękitach, zważywszy, że mamy ledwo popołudnie. Droga do samochodu stoi przed nami otworem. Tyle, że po drugiej stronie ulicy czeka nas zaskakujący widok. Gabriel z Izzy we własnej osobie obejmują nas takimi spojrzeniami, że bezwiednie zatrzymuję się w miejscu i rozwieram oczy.
Czy oni nas śledzili? Cholera, chcieć urządzić imprezę niespodziankę, to zaraz problem!
— Trzeba będzie się z tego wytłumaczyć. — Robię dobrą minę do złej gry i szepcze jedynie do Nate'a, który wydaje się równie skonsternowany sytuacją, co ja.
+40 PD*
*weekendowy bonus punktowy (punkty x2) 08.11 - 10.11
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz