Było mi głupio. Bardzo głupio. I się martwiłam.
Kolejny dzień wykładów, a ja nawet nie skupiałam się na słowach profesora. Po raz kolejny wspominałam tamtą sobotę, kiedy miała się odbyć impreza u Hangagoga. Wyszykowałam się, wszystko ładnie i pięknie, przyjeżdżam na miejsce. Pustka. Oprócz mnie chyba nie było nikogo innego. Nawet jak zadzwoniłam do drzwi, to nikt się nie odezwał. Tak, jakbym trafiła pod zły adres, mimo że dobrze zapamiętałam drogę i poznawałam Księcia na padoku. Czekałam w samochodzie godzinę, dopóki nie wróciłam do domu. I tak oto wieczór spędziłam z Bell, Ginger, Cezarem, herbatą i bajką „Ostatni jednorożec”.
Mimo że mijały już dwa tygodnie, dalej rozpamiętywałam tamten dzień i za każdym razem robiło mi się głupio. W pewnym momencie nie wytrzymałam i uderzyłam głową w otwarty notatnik.
- Panno Jones, wszystko w porządku? - do moich uszu dobiegł głos profesora. Momentalnie się wyprostowałam i zawstydziłam.
- Wszystko gra… - odrzekłam.
- To dobrze – odpowiedział, po czym wrócił do poprzedniego tematu. Widziałam, jak mężczyzna na mnie zerkał. Próbowałam znowu się skupić na jego wypowiedzi i coś zapisać w notatkach, ale… słabo mi to szło. Po kilku minutach nastąpił koniec wykładu, a w tym i moich dzisiejszych zajęć na uczelni. Spakowałam wszystko do torebki i wyszłam z sali. Kiedy tylko przekroczyłam próg drzwi i postanowiłam włączyć dźwięk w telefonie, ktoś do mnie zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawił się napis „Hangagog”. Stanęłam na środku holu jak słup soli i odebrałam, przystawiając przedmiot do ucha.
- Hey Amy wybacz, że nie odezwałem się wcześniej ale miałem wypadek i dopiero wróciłem do domu – wydobył się głos mężczyzny.
Co? Wypadek? Szczęka aż opadła mi z wrażenia i nie wiedziałam co powiedzieć. Po chwili otrząsnęłam się z szoku, ruszyłam z miejsca, a z moich ust wydobyło się tylko „Yyyy, co”. Usłyszałam chichot po drugiej strony.
- To nie jest śmieszne! Jaki wypadek? Gdzie? Coś sobie zrobiłeś? Nie no, jak dzwonisz dopiero teraz to chyba logiczne, że coś zrobiłeś. Bardzo boli? Przyjechać do ciebie? - wypłynął ze mnie potok słów.
- Amy, spokojnie. Wszystko gra… - zaczął. Według mnie za bardzo nie grało, ale już sobie darowałam. Poczułam, jak dłoń zaczyna mi się trząść. - Rozmawiałem przez telefon i uderzył we mnie samochód, tyle. Złamana noga, dłoń, wybite biodro i nadgarstek. Mogło być gorzej, nie? - dokończył. Zatrzymałam się w miejscu i oparłam o ścianę budynku. Racja, mogło być gorzej. O wiele gorzej.
- Chodzisz jakoś? - zapytałam. Pewnie nie, to było oczywiste. A jak już, to o kulach.
- Jakoś daję radę z kulami… - odpowiedział. Dzisiaj była środa… Nie szłam do kawiarni, więc zwierzaki zostały w domu. Auto stoi na parkingu.
- Masz coś na obiad?
- Coś tam się chyba znajdzie.
- Przyjadę i coś ci zrobię – rzekłam, w końcu ruszając spod ściany i wyszłam na świeże powietrze. Hangagog znowu się zaśmiał.
- Nie trzeba, Amy – odpowiedział.
- Być może, ale jesteś praktycznie niepełnosprawny. I tak muszę dzisiaj coś zrobić, a w lodówce mam prawie pustki. Na co masz dzisiaj ochotę? Pójdę do sklepu, a potem przyjadę do ciebie. Więc?
Hangagog?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz