-By cię drzwi ścisły... - Mruknąłem do siebie pod nosem i włożyłem jakiś płaszcz, aby nie latać roznegliżowany po mieście. Co prawda miałem piżamę jednak piżama to nie ubranie na wyjście do ludzi. Sam nie wiem ile ganiałem za tym kotem. Dochodziło już coś do ósmej, kiedy w parku nagle znalazłem kota, który leżał w najlepsze na grzbiecie, wpatrując się w jeden punkt.
- Ha... Tutaj jesteś... - Powiedziałem cicho, bardziej do siebie i podszedłem do niego zadowolony.
- Witam, długo się nie widzieliśmy. - Usłyszałem, gdy znalazłem się bliżej kota. Podniosłem wzrok i ujrzałem dziewczynę, którą poznałem w sklepie.
- Witaj. - Odpowiedziałem i złapałem kota.
- Uciekinier?
- Ganiam go od 7 rano. - Prychnąłem cicho, ściskając futrzaka.
- Jego mina na pewno nie mówi: wybacz mi. Nie lubię zwierząt co uciekają - powiedziała i chwyciła wodzę konia.
- Więc czemu trzymasz konia? - zapytałem zdziwiony i spojrzałem na nią. Delikatnie się uśmiechnęła.
- On jest jeszcze młody, w dodatku ma za dużo energii no i konie to zwierzęta bardzo płochliwe. Twój kot przebiegł mu pod kopytami, a ten już dębował. Zresztą twój kot nie waży ponad 650 kilogramów i nie jest w stanie zrobić większej krzywdy innym. - powiedziała i wzruszyła ramionami.
- W teorii tak, jednakże dalej uważam, że to dzieło szatana i nie zdziwiłbym się, jakby w tym kocie jakiś zły demon mieszkał... Podrapał mnie już kilkanaście razy i za każdym razem zostaje mi szrama. - Zaśmiałem się sucho i pogłaskałem kota po głowie.
- To mnie tylko utrwala w przekonaniu, że z kotami bym się nie polubiła. - Prychnęła cicho.
Zaśmiałem się cicho i spojrzałem w te małe ślepka kota leżącego na grzbiecie, na moich rękach. Patrzył na mnie, cicho mrucząc i wystawiając do mnie łapkę, aby pokazać swoje pazurki i po chwili je schować. Jego futerko delikatnie było głaskane przez wiatr, który delikatnie kołysał jego, nas i najbliższą naturę nas otaczającą.
- Znalazłem go w pudełku. Był mały brudny i śmierdzący. Rozwiesiłem ulotki czy ktoś go nie zgubił, jednakże nikt się nie odezwał. Nie wyobrażam sobie teraz bez niego żyć, mimo iż jest dla mnie wredny... - Uśmiechnąłem się do kota i pogłaskałem go delikatnie drugą ręką, na co on odpowiedział cichym pomrukiem i przymykając swoje zielone ślepka.
- Nie zmienia to jednak faktu, że z kotami się nie lubię. - Zaśmiała się sucho i pogłaskała konia, który się coraz bardziej niecierpliwił.
- Cóż on taki narwany dzisiaj? - Zapytałem zerkając na konia.
- Wyszaleć się potrzebuje. Dlatego zabrałam go w teren.
- Konie są piękne, jednak ja nie lubię. - Powiedziałem to neutralnie i spokojnie.
Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem po czym się delikatnie uśmiechnęła.
- Rozumiem. Nie każdy musi lubić każde zwierze. Szczególnie te.
- To znaczy może to głównie przez moje dzieciństwo... Pamiętam, że raz mnie koń zrzucił z siebie więc może taki wewnętrzny uraz.
- Cóż, jeśli byś chciał kiedyś, mogę dać ci parę lekcji z jeździectwa.
-Nie! To znaczy... Przemyślę to dobrze? - Uśmiechnąłem się półgębkiem.
Dziewczyna się zaśmiała i wskoczyła na swojego konia, zamierzając jechać w swoją stronę.
- Katfrin, ta kawa... Nadal aktualna? - Uśmiechnąłem się delikatnie i podszedłem bliżej.
- Tak, jak najbardziej. - Odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.
- To może dzisiaj około 19? Tam niedaleko tego sklepu, w którym się poznaliśmy.
- Dobrze. W takim razie do wieczora, panie awokado... - Uśmiechnęła się i ruszyła galopem przez park.
Spojrzałem na nią i patrzyłem, jak odjeżdża w stronę miasta. ~ Pan Awokado? Dlaczego awokado?
***
Zastanawiałem się, czy ubrać się bardziej ładnie, czy może coś codziennego. Może bardziej na luzaka. Sam nie wiedziałem co na siebie włożyć, a nigdy nie miałem z tym problemów. Przegrzebałem całą szafę, komodę i dwie inne szafki. Stwierdziłem, że nie mam naprawdę fajnych ciuchów do wyjścia na zwykłą kawę. Musiałem zrobić jakieś małe zakupy w postaci odzieży, mimo iż takowych z całego serca nienawidziłem.
W końcu padło na czarne spodnie, białą koszulkę i czarną marynarkę. Elegancko, ale jednocześnie sportowo i wygodnie. Spojrzałem na zegarek i aż podskoczyłem. Zostało mi całe trzydzieści minut a musiałem jeszcze się ogarnąć i dojechać. Szybko wskoczyłem do łazienki i odświeżyłem się. Dezodorant, jakieś perfumy i biegiem do samochodu.
Łamanie przepisów ruchu drogowego nie było dla mnie ani czymś nowym, ale też nie robiłem tego nadzwyczaj często. Liczyłem, że Pan Trace w razie czego mi anuluje ze dwa mandaty. Po niecałych piętnastu minutach byłem pod kawiarnią. Spojrzałem na zegarek, była 18:56. Całkiem nieźle.
Wszedłem do kawiarni i zająłem jeden z wolnych stolików. Było tutaj całkiem przytulnie, wiec od razu poczułem się miło. Ludzi wcale dużo nie było, do tego całkiem miła dla ucha muzyka i pasujące pod porę roku dekoracje. Chwyciłem kartę i zacząłem ją przeglądać, co ciekawego i dobrego tutaj podają.
Przeglądając kartę, nawet nie zauważyłem, kiedy Kat zdążyła wejść i się nawet zakraść. Usiadła naprzeciwko mnie z delikatnym uśmiechem.
- Dobry wieczór.
- Oh, witaj... Nie zauważyłem, jak wchodzisz.
- Czyli łatwo cię podejść. - Uśmiechnęła się, na co ja odpowiedziałem tym samym.
Rozmowa trwała w najlepsze. Bardzo przyjemnie i miło nam się rozmawiało, przy dobrej kawie i herbacie. Nie byłem fanem kawy, więc jeśli mogłem, to wybierałem herbatę. Co jakiś czas zerkałem nerwowo za okno. Nigdy nie poszedłbym na detektywa, jednak cały czas mi coś nie pasowało. Co dziewczyna zauważyła, bo w końcu się zapytała.
- Mam wrażenie, że cię nudzę.
- Hm, nie... Nie o to chodzi... Zrób to za chwilę i spokojnie. Widzisz takie czarne BMW na wprost tamtego stolika? Przyjechało tu zaraz po tobie i cały czas siedzą w środku. - Zamieszałem w szklance i napiłem się herbaty, patrząc w oczy dziewczyny.
Katfrin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz