Ze snu wyrwało mnie gwałtowne
pragnienie, by osuszyć w całości jakieś jezioro czy rzekę, staw też by
uszedł. Innymi słowy, czułem taką suchość w gardle, że natychmiastowo
potrzebowałem nawodnienia, najlepiej w ilości dużej. Nie musiałem nawet
otwierać oczu, by stwierdzić, że poprzedniego wieczoru najwyraźniej
nieźle zaszalałem, bo znajome ssanie w żołądku, mdły posmak w gardle i
tępy ból głowy wyraźnie wskazywał na zatrucie alkoholowe, choć nie tak
mocne, jak w przeszłości zdarzało mi się mieć. Automatycznie wplotłem
dłoń we włosy, przypadkiem muskając skórą gorące czoło. Niedobrze. Nie
wlewałem w siebie ani kropli alkoholu od wieków, więc coś konkretnego
musiało się wydarzyć, skoro akurat tym razem popłynąłem, i to tak mocno.
Próbowałem przypomnieć sobie cokolwiek z poprzedniego wieczoru, jednak
na próżno. W mojej pamięci zalegała wielka, czarna dziura, która ani
trochę nie ułatwiała mi zadania.
Do moich nozdrzy dotarł ostry zapach czystej wódki, co spotęgowało moje
mdłości. Nie wiedziałem jednak, skąd się wziął, dlatego w końcu
zdecydowałem się otworzyć oczy, licząc na to, że cokolwiek w moim
otoczeniu pomoże mi rozwikłać zagadkę mojego wczorajszego zapomnienia.
Spodziewałem się ujrzeć wnętrze mojego mieszkania, ewentualnie dom Aleca
czy mieszkanie któregoś z moich bliższych kolegów. W najgorszymi
przypadku blat stołu pod moim policzkiem, w jakimś szemranym barze.
Jednak to, co dostrzegłem zamiast tych hipotez, wprawiło mnie w takie
zdumienie, że nieomal zapomniałem o nieprzyjemnych sygnałach płynących z
mojego ciała, świadczących o upojnej nocy alkoholowej.
Znajdowałem się w zupełnie obcym mi pokoju, przypominającym wnętrze
typowego motelu z filmów, bardzo średniej klasy. Podniosłem się powoli
do pozycji siedzącej, orientując się, że do tej pory spałem na jednej z
tanich kanap wypełniających wnętrze czegoś w stylu salonu połączonego z
małą kuchnią i przedpokojem. Dwie kolejne kanapy tworzyły razem z tą coś
na kształt niedomkniętego kwadratu, wewnątrz którego stał mały
stoliczek, na którym znajdował się wazon ze sztucznymi kwiatami i
popielniczka, której zawartość już niemal wysypywała się na blat.
Przekręciłem głowę w drugą stronę, mierząc wzrokiem całe pomieszczenie,
jednocześnie zastanawiając się, co ja tu do jasnej cholery robię. Po
lewej ode mnie, tuż za szarą kanapą, znajdował się rząd okien i drzwi
prowadzące zapewne na balkon. Na parapecie stało wiele doniczek z
niewielkimi kwiatami, a widok z okien przysłaniały firanki w odcieniu
nie do końca czystej bieli. Z kolei naprzeciwko mnie, na ścianie
pomalowanej farbą w odcieniu brudnej żółci, wisiał telewizor. Po obu
jego stronach znajdowały się półeczki, przytwierdzone gwoźdźmi do ścian.
Stały na nich jakieś małe bibeloty, takie, które zazwyczaj można kupić
na pchlich targach za drobniaki. Z mojej prawej strony widniało coś w
rodzaju przedsionka. W rogu pokoju wciśnięty został zlewozmywak,
kuchenka, a obok stała mała, przenośna lodówka. Cały ten kąt miał za
zadanie imitować kuchnię. Obok masywnych drzwi, zapewne wyjściowych,
przyuważyłem szafkę na buty i kilka wieszaków. Obok, z prawej strony
widniały drzwi, najpewniej prowadzące do lazienki. Po przeciwnej stronie
pokoju, naprzeciw mnie i trochę w lewo, koło okna, znajdowały się
jeszcze jedne drzwi, nie miałem jednak pomysłu, co może się za nimi
kryć. Nigdy nie przebywałem w takich jednopokojowych "apartamentach", a
moja jedyna wiedza o nich pochodziła z tanich filmów. Gdyby nagle spod
kanapy wybiegł szczur, a przez drzwi wyskoczył naćpany skośnooki menel i
zaczął uciekać przez balkon, naprawdę nie byłbym zdziwiony.
Raz jeszcze przyjrzałem się pomieszczeniu, dopiero teraz dostrzegając,
że po kątach walają się butelki po alkoholu oraz puste paczki papierosów
i westchnąłem. Widok jak po szalonej domówce, takie jednak przeważnie
robi się ze znajomymi, ewentualnie nowo poznanymi pijakami z baru, a nie
samotnie, w dziwnym motelu niczym z tanich zagranicznych produkcji.
Jeśli sam jakimś cudem wlałem w siebie to wszystko, czego resztki
aktualnie walały się po podłodze, to nie mogłem się dziwić, że nic nie
pamiętam. Wątpiłem jednak, że dałbym radę obalić to sam.
Gdy zerknąłem w dół, na swoje ciało, kwestia nieprzyjemnego zapachu
wódki wyjaśniła się bardzo szybko. Z niedowierzaniem popatrzyłem na
swoją białą koszulkę z dekoltem w serek, na której powierzchni widniała
wielka, mokra plama. Jakim cudem nie czułem, jak alkohol klei się do
mojego ciała? Z odrazą zsunąłem z ramion swoją czarną materiałową
kurtkę, zrzuciłem z siebie mokrą koszulkę i posłałem kopniakiem gdzieś w
kąt, a kurtkę odłożyłem na kanapę obok. Było mi wystarczająco ciepło.
Powoli wstałem, zauważając też, że moje buty gdzieś zniknęły, a jedynym,
co okrywało moje stopy były krótkie, zdecydowanie na mnie za małe
fioletowe skarpety, z pewnością nie należące do mnie. Pokręciłem głową.
Mój skacowany umysł nie chciał pozwolić mi na dokładniejsze rozmyślanie
nad tą chorą sytuacją. Zdjąłem obcą mi część garderoby ze swojego ciała i
boso ruszyłem w stronę zlewozmywaka. Odkręciłem kran, napiłem się tyle
wody, ile tylko mogłem w sobie pomieścić i z nieco lepszym już
samopoczuciem nabrałem w dłonie mokrą ciecz i przetarłem nią twarz.
Powoli wyprostowałem się, czując, jak krople wody spływają mi po szyi i
moczą obojczyki. Mój umysł nieco się rozjaśnił. Rozmasowałem swój kark i
założyłem ręce za głowę, starając się w myślach uporządkować fakty.
Obudziłem się w nieznanym mi motelu, z dziurą w pamięci, wieloma
butelkami walającymi się naokoło mnie i zatruciem alkoholowym. Nie
miałem pojęcia, jak do tego doszło. Ja nie piłem. Nawet w moich
najgorszych stanach czy sytuacjach, stroniłem od alkoholu. Nie stała za
tym żadna mroczna czy przykra historia, zwyczajnie nie lubiłem tego
smaku i uczucia braku kontroli nad własnymi myślami i czynami, więc od
lat byłem trzeźwy. Tym bardziej to, w jakim położeniu się teraz
znalazłem, było dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Ktoś mnie spił? Podał
coś? Innych rozwiązań nie widziałem.
Dopiero teraz przyszło mi na myśl, że sensownie byłoby przejrzeć własny
telefon i zorientować się, czy znajdę tam coś, co wskazywałoby na to, co
wydarzyło się wczorajszej nocy. Zorganizowanie sobie powrotu do domu
również leżało w moim interesie. Jednak po przetrząśnieciu własnych
kieszeni jak i pokoju, w którym się znalazłem, dotarło do mnie, że nie
ma tu ani mojego telefonu, ani butów, ani portfela z zawartością.
Zakląłem szpetnie. W dodatku mój pęcherz zaczął domagać się opróżnienia.
Mając już wszystko centralnie w dupie, ruszyłem w stronę drzwi do
łazienki. Chciałem otworzyć je z rozmachem, jednak poślizgnąłem się bosą
stopą na czymś wilgotnym i gdybym w ostatniej chwili nie złapał się
ściany, skończyłbym z czaszką obitą o ziemię. Syknąłem i spojrzałem na
przedmiot znajdujący się na ziemi. Uniosłem brew w reakcji na te
znalezisko i z obrzydzeniem wytarłem stopę o obrzydliwy, brązowy dywanik
znajdujący się tuż obok, gdy zrozumiałem, czym ów przedmiot jest. To
czerwone, koronkowe i bardzo wilgotne stringi rozpłaszczone na ziemi
postanowiły zaczaić się na moje życie. Przez chwilę zastanawiałem się,
czy wczorajszą noc spędził ze mną ktoś jeszcze oprócz alkoholu, ale
uznałem, że w tej chwili jak i w ogóle jest to moje najmniejsze
zmartwienie, i po prostu sięgnąłem po klamkę. Otworzyłem drzwi i widząc,
co, a raczej kto, znajdował się w łazience, powoli zamrugałem
powiekami. Całkiem ładna dziewczyna leżała w wannie, okryta zerwaną z
prysznica zasłonką w delfiny i kraby, wyglądające doprawdy dziwnie w tym
zestawieniu. Odwróciłem się przez ramię i raz jeszcze rzuciłem okiem na
stringi, po czym stwierdziłem, że wymiękam i wycofałem się do
korytarza, zamykając drzwi łazienki za sobą. Okej, to się robi coraz
dziwniejsze. Powinienem jak najszybciej wrócić do domu i ogarnąć sobie
nowy telefon, a przy okazji zgłosić gdzieś zniknięcie moich dokumentów,
jeśli do tego czasu ich nie znajdę. Bo jak na razie byłem w centralnej
dupie i nie wiedziałem nawet, jaki dziś dzień, która godzina i w jakim
miejscu na świecie się znajduję. No, może z tym przesadziłem. Zapewne
kiszę się gdzieś na obrzeżach Avenley River. Cechą charakterystyczną
biedniejszych dzielnic były właśnie takie tanie motele, najczęściej
wynajmowane na jedną noc.
Do mojej wciąż lekko skołowanej tym wszystkim głowy wpadła nagle myśl.
Była tak oczywista, że niemal uderzyłem się dłonią o czoło, że wcześniej
na to nie wpadłem. Wszakże najprostszym sposobem na dowiedzenie się,
kiedy, z kim i w jaki sposób tu wpadłem była zwyczajna przechadzka do
recepcji i podpytanie o to wszystko osoby, która miała zmianę akurat
wtedy, gdy ja wparowałem do środka. Pokręciłem głową nad swoją głupotą i
nie bacząc na brak obuwia i górnej części garderoby, już miałem wybrać
się na korytarz, gdy nagle drzwi do pokoju, nad którego tajemniczą
zawartością zastanawiałem się wcześniej, otworzyły się z impetem, a
przez nie do salonu weszła ciemnowłosa dziewczyna w białych spodniach i
czarnym staniku, bez jakiejkolwiek wierzchniej odzieży na sobie. Zaraz,
zaraz... Nim przez moją głowę przemknęła głupia myśl o pigułce gwałtu,
porwaniu przez dwie psychopatyczne fanki i wielokrotnych gwałtach,
oczywiście na mnie, zrozumiałem, że dobrze znam tę dziewczynę i...
Teoria sprzed chwili wydała się być w tym obliczu bardzo realistyczna.
Impreza naprawdę musiała być mocna.
— To znowu ty —
fuknąłem, wskazując ją oskarżycielsko swoim palcem. Ostatnio
ponadprzeciętnie często wpadałem na nią i jej przyjaciółkę. Zbyt często,
by mógł być to przypadek. Jęknąłem zrezygnowany. — To w takim razie gdzie ta druga?
Już podejrzewałem, że to wszystko to jeden wielki spisek przeciwko
mojej cnocie, której wszak od lat nie posiadałem, gdy Lucille, bo tak
miała na imię półnaga dama, otoczyła się ramionami i przewróciła oczami,
patrząc na mnie oskarżycielsko.
—
Uwierz mi, jestem równie zdziwiona, co ty. I tak samo niezadowolona. A
"ta druga" ma własne życie i nie chodzi za mną krok w krok jak cień.
Wzruszyłem ramionami, zgryźliwy komentarz zostawiając dla siebie.
Dziwnie szybko przyjąłem do wiadomości fakt nagłego pojawienia się tu
kolejnej dziewczyny, w dodatku mi znanej. Cóż, kolejna rewelacja, w
obliczu tych poprzednich, nie zrobiła już na mnie większego wrażenia i
nawet nie udawałem, że jest inaczej. Wszystko to było tak abstrakcyjne,
że nie chciałem psuć sobie nerwów i dumać nad moim okropnym położeniem.
Teraz może być tylko lepiej, no nie?
—
Odniosłem inne wrażenie. Poza tym, zgaduję, że ty również niczego z
wczoraj nie pamiętasz, bo inaczej nie byłabyś tak spokojna, więc w tej
chwili nie mamy z siebie większego pożytku. Moment. — Uniosłem dłoń, widząc, że dziewczyna chce się wtrącić. —
Próbuję oznajmić, że mój pęcherz cierpi, w łazience leży jakaś obca mi
laska, a nie mam zamiaru się przy niej załatwiać, więc przepraszam na
chwilę.
Ruszyłem w stronę drzwi balkonowych, otworzyłem je i wyszedłem na wąski
balkon. Moje bose stopy dotknęły chłodnych, pomarańczowych, tandetnych
płytek, a ja, w desperacji, byłem gotów sikać nawet i gdzieś tam w dół,
byleby tylko uwolnić mój pęcherz od zalegającego w nim płynu. Świeże
powietrze dmuchnęło mi prosto w twarz, otrzeźwiając mnie. Co prawda
nadal było mi słabo — nie ukrywajmy, alkohol nadal krążył mi w żyłach i
zapewne sporo godzin minie, nim zacznie z nich wyparowywać, zwłaszcza
przy takiej jego dawce — ale nie byłem już tak skołowany jak wcześniej.
Już zaczynałem rozpinać rozporek, zadowolony z siebie, gdy przyuważyłem
coś, co zaburzyło mój idealny porządek świata. Na podłodze leżał nagi
mężczyzna, którego widziałem po raz pierwszy w życiu. Był skulony na
boku, a rękę przerzucił przez swoje biodro. Zdecydowany nie chcieć ani
go budzić, ani dłużej podziwiać jego miejsc intymnych, odwróciłem się na
pięcie i z furią powróciłem do środka. Wkroczyłem do salonu, unosząc
wzburzony ręce do góry. Lucille nadal stała w tym samym miejscu, w
którym była, gdy ją zostawiłem.
— A tutaj śpi nagi gladiator — oznajmiłem, wpychając dłonie do kieszeni.
Wzruszyła ramionami.
— A to nie tak wygląda życie gwiazd? — spytała ironicznie ze sztucznym, uroczym uśmiechem przylepionym do twarzy.
Uniosłem brew.
— A ty, oczywiście, wiesz to z autopsji? — zakpiłem.
— Poniekąd. — Przewróciła oczami. —
Co prawda nigdy dotąd nie obudziłam się w pokoju pełnym nieznajomych,
ale na moich urodzinach pojawił się nagi bezdomny, liczy się?
— Coraz ciekawiej. Nie znałem cię z takiej strony. —
Posłałem jej szeroki uśmiech, równie sztuczny jak jej poprzedni,
chociaż tak czy siak miałem ochotę parsknąć śmiechem. Przynajmniej nie
byłem sam w całym tym burdelu. Właściwie to miałem ze sobą trzy osoby, a
może i więcej, w końcu nie sprawdziłem jeszcze wszystkich szaf i
zakamarków, z których nagle ktoś może wypaść, ale przynajmniej jedna z
nich była mi znana i jakoś dało się z nią wytrzymać. — Pieprzyć to —
dodałem nagle, nie dając jej czasu na żadną odpowiedź, i orientując się,
że nadal stoję półnago, ruszyłem po moją kurtkę. Zarzuciłem ją na
ramiona i ponownie wyszedłem na balkon. Mój pęcherz był bliski
eksplozji, a lepszy nieprzytomny nieznajomy, niż zsikanie się w spodnie
przy, bądź co bądź, znanej mi już dziewczynie. Słyszałem jeszcze, jak
Lucille ironicznie życzy mi powodzenia, ale zignorowałem to. Z
zamkniętymi oczami, by nie rozpraszać się nagim towarzystwem, oddałem
potrzebę. Już miałem zapinać rozporek, gdy nagle dostrzegłem coś, czego
zdecydowanie w tej mojej części ciała nie powinienem mieć i czego
obecności kompletnie się nie spodziewałem. Przez kilka chwil,
zaskoczony, przyglądałem się kawałkowi błyszczącej stali w miejscu
zdecydowanie dla mnie istotnym i wrażliwym, i nie rozumiałem, co się tu
wydarzyło. Skóra wokół obcego ustrojstwa była zaczerwieniona i lekko
opuchnięta. Niedowierzałem.
Trzy, dwa, jeden.
— Kurwa! —
krzyknąłem, doprowadzony do ostateczności. Miałem gdzieś, że zaraz
obudzę pozostałe dwie czwarte naszego imprezowego zespołu. Dałem sobie
włożyć kolczyk w wędzidełko w ł a s n e g o penisa. To nie mogła być
prawda. Cholera. Dla faceta to jak pozbawienie męskości.
Zdecydowany prędko pozbawić się pseudo udoskonalacza, zacząłem gmerać
przy własnym sprzęcie, ale szybko odkryłem, że to nie będzie takie łatwe
jak sądziłem, gdy nie mam na przekłucie widoku z bliska. Klnąc jak
szewc i schylając się, nadal na stojąco, próbowałem jakoś wyjąć z siebie
metalowy kolczyk, ale ten za nic w świecie nie chciał wyjść. Nie wiem,
czy wpływ na to miał lekki obrzęk, nie koordynacja moich palców czy zły
wgląd na miejsce zabiegu — prawdopodobnie wszystko na raz, plus bycie nadal pod wpływem —
ale miałem wrażenie, że tylko wszystko pogarszam. Sycząc z bólu
uznałem, że czas przestać walczyć z ciałem obcym, bo jedynie sprawiam
sobie mocny dyskomfort i ból, i powiększam opuchliznę. Pokonany, ale
nadal zdeterminowany, by pozbyć się tego dzieła, nim ukrzywdzi te części
mojego ciała jeszcze bardziej, zapiąłem spodnie i wróciłem do Lucille,
która właśnie przeszukiwała pokój. Dając sobie spokój z tłumaczeniem
jej, że względnie już to zrobiłem i nie znalazłem nic przydatnego,
przeczesałem dłonią włosy, nie wierząc w to, co zaraz zrobię.
Determinacja w parze z alkoholem i doprowadzeniem mnie do ostateczności
przez siły wyższe była moim motorem napędowym.
— Potrzebuję pomocy —
zacząłem, drapiąc się po brodzie i dywagując nad własną głupotą. Nie
należałem do zboczeńców ani nie byłem napalonym piętnastolatkiem
szukającym każdej okazji, a tym bardziej nie chciałem jej przelecieć,
ale nie zdziwię się, jeśli dziewczyna mnie za takiego weźmie. — Okazało
się, że... Ekhem... Najwyraźniej postanowiłem dorobić sobie kolczyk,
czego oczywiście nie pamiętam, i teraz nie mogę go wyjąć, bo nie do
końca wiem, co robię. Może ukazałabyś trochę wspaniałomyślności i mi z
tym pomogła?
Specjalnie nie wspomniałem o tym, g d z i e ów kolczyk się znajduje.
Ująłem to w taki sposób, bo liczyłem na to, iż dziewczyna uzna, że mam
go gdzieś w jamie ustnej, pępku czy uchu, w końcu raczej nie przyglądała
się u mnie tym miejscom. Z naciskiem na raczej.
Zrobiła minę, jakby intensywnie nad czymś myślała. Spojrzała w dół, na
swoje ciało nieokryte żadną koszulką, a jedynie biustonoszem, później na
mnie, zlustrowała dokładnie wzrokiem moją kurtkę i już wiedziałem, o co
jej chodziło. Uniosła brew i oznajmiła:
— W porządku. Pomogę ci, jeśli ty pożyczysz mi swoją kurtkę. Coś za coś.
Nawet nie śmiałem się spierać. Zdjąłem z siebie nakrycie, podszedłem w
dwóch krokach do Lucille i podałem jej ten upragniony kawałek odzieży.
Kątem oka obserwowałem, jak zakłada na siebie za dużą kurtkę i zapina
wszystkie guziki, jednocześnie myśląc o tym, jak cholernym debilem
jestem i że to ostatni raz, gdy cokolwiek piłem.
— Napatrzyłeś się? — Spojrzała na mnie jak na idiotę. Nie widząc sensu się tłumaczyć, jedynie prychnąłem, darując sobie odpowiednią uwagę.
— Teraz druga część umowy — przypomniałem.
Gdy zwróciła mi uwagę, że jeszcze nie choruje na demencję i spytała,
gdzie jest ten kolczyk, podrapałem się po brwi, zażenowany. Seks nie był
mi obcy, moje nagie ciało przed aparatem również, ale praca lub
zrzucanie z siebie ubrań w szale pożądania to coś zgoła innego niż...
To.
Odpiąłem
pasek spodni i zacząłem rozsuwać rozporek, rzucając jej szybkie
spojrzenie, jednak w tym momencie przerwał mi głos dziewczyny.
— Jeśli tak ci się spieszy do ściągania spodni, to tam masz odpowiednie towarzystwo do tego. —
Wskazała dłonią na balkon, nawiązując do naszego nowego znajomego,
który leżał tam bez ubrań i życia. W tym samym czasie opadła bezsilnie
na kanapę. — Ja potrzebowałam jedynie kurtki.
Odchrząknąłem znacząco, wpatrując się w jej oczy i unosząc brew, licząc
na to, że zrozumie mój niewerbalny przekaz i nie będę musiał upokarzać
się na głos. Już i tak to, co nastąpi za chwilę, będzie wystarczająco
bolesne dla mojego ego.
Otworzyła szeroko usta.
— Żartujesz — powiedziała cicho. Przyjrzała się mojej twarzy w poszukiwaniu cienia kpiny, nie doszukała się tego jednak. — W takim razie poszukam sobie czegoś innego do założenia, z kolczykiem w tyłku radź sobie sam. — Przymierzyła się do rozpięcia pierwszego guzika mojej czarnej kurtki.
— Wypraszam sobie, nie w tyłku. Jeszcze na tyle nie oszalałem — powiedziałem oburzony.
— To po co zdejmujesz spodnie? Dla zabawy?
Ta sytuacja naprawdę była dla mnie niekomfortowa. Totalnie zirytowany,
zażenowany i zrezygnowany zdobyłem się na kolejną odpowiedź bez dawki
mojego codziennego sarkazmu. Chyba popadam w chorobę.
— Mam go w wędzidełku — powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
Spojrzała na mnie, pokręciła głową z kategorycznym "Radź sobie sam" i
"Nie ma mowy" na ustach i sprawnie ściągnęła moją kurtkę, oddając mi ją i
zwracając się w stronę drugiej części pokoju, zapewne chcąc przeszukać
go jeszcze raz pod kątem ubrań. Pieczenie w dolnej części mojego ciała z
każdą chwilą nasilało się, wręcz domagało, bym wyjął z siebie stalowego
intruza. Zacisnąłem zęby, mając ochotę wyrwać to z siebie siłą.
— Lucille, proszę — powiedziałem w końcu miłym tonem, chcąc zmiękczyć jej okropne serce. Nawet się nie odwróciła.
— To ty znasz to słowo?
— Lucille... — zawahałem się. — Dostaniesz z powrotem kurtkę. I wezmę na siebie sprawę faceta z balkonu.
— I tak to zrobisz —
odpowiedziała, nadal szukając czegokolwiek do zarzucenia na swoje
ciało. W jej głosie słyszałem jednak nutkę, która sugerowała, że
dziewczyna się łamie. Postanowiłem podbić stawkę.
— Zajmę się laską z wanny — dodałem. — Pokryję całą opłatę za szkody, bo pewnie trochę ich tu wyrządziliśmy — kusiłem. Zrobiłem oczy szczeniaczka i zacząłem świdrować ją błagalnym spojrzeniem. — Proszę cię. Zaraz oszaleję.
Udała, że się zastanawia, po czym wyciągnęła w moją stronę dłoń, chcąc
dostać z powrotem kurtkę. Bardziej niż zadowolony podałem jej okrycie i
podziękowałem pięknie.
— Miejmy to już za sobą. — Przewróciła oczami.
Byłem takiego samego zdania, dlatego zaciskając zęby podszedłem do niej
i wbrew sobie ściągnąłem spodnie do kolan, a potem sięgnąłem do
bokserek.
Kurwa, w co ja się wpakowałem. Nigdy więcej alkoholu.
Lucille?
3034
+60 PD
+60 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz