Siedziałam po turecku na kanapie, na kolanach trzymając laptopa. Właśnie kończyłam pracę na dziś, odpisując na e-maila jednego z klientów. Na stoliku stał kubek, z którego co jakiś czas popijałam kawę. Nie miałam na razie w planach nigdzie wychodzić i spodziewałam się, że to już się dzisiaj nie zmieni, ze względu na nie tak wczesną porę, a mianowicie godzinę 19.
Szybko dokończyłam wiadomość, po czym zamknęłam laptopa i odłożyłam go na stolik. Powoli dopiłam kawę, a następnie wstałam i poszłam do kuchni, aby odłożyć kubek do zmywarki. Kiedy wracałam do salonu, zadzwonił mój telefon. Podeszłam więc prędko do szafki, na której leżał i spojrzałam, kto dzwoni. Na wyświetlaczu widoczne było zdjęcie nie do końca trzeźwej blondynki i imię "Heather". Odebrałam prędko i od razu usłyszałam krzykliwy głos dziewczyny.
- Cześć kochana - powiedziała i przesłała mi buziaka.
- No hej, co tam? - odparłam i odwzajemniłam gest.
- Za półtorej godzinki wybieram się z Julie do klubu. Idziesz z nami? - spytała z typowym dla niej uśmiechem.
- Nie dało się zadzwonić trochę wcześniej? - mruknęłam. - No ale pewnie, że z wami pójdę. Doskonale wiesz, że nie przepuszczę takiej okazji - moja twarz od razu się rozjaśniła i zaśmiałam się.
- Brian obiecał nas odebrać. Bądź trochę po 20. No i spotykamy się tam, gdzie zawsze - oznajmiła.
- Okej, ale teraz muszę kończyć. Godzina to przecież trochę mało czasu. Do zobaczenia - pożegnałam się i gdy Heather zrobiła, to samo rozłączyłam się.
No i w tym miejscu przydałoby się objaśnić parę spraw, bo wcześniej wymienione imiona za dużo nie mówią. Otóż jak prawie każdy, mam grupę znajomych, z którymi czuję się najlepiej. Z niektórymi znam się od liceum, a niektórzy dołączyli się gdzieś po drodze. Najczęściej chodzimy razem na imprezy, ale nie brakuje również spokojniejszych spotkań, choć stanowią one znaczącą mniejszość. Nie rzadko wybieramy się też na wspólne wyjazdy za granicę, w cieplejsze rejony. A więc do tej ekipy należę ja, Heather - moja najlepsza przyjaciółka z czasów liceum, Julie - poznana na jednej imprez za czasów szkolnych, Brian i Cody - przyjaciele od wielu już lat oraz Walter - chyba najświeższy z nas wszystkich, poznany w klubie.
Wracając jednak do ważniejszych kwestii, od razu, kiedy się rozłączyłam, odłożyłam telefon na szafkę i pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic i umyłam włosy. Całe szczęście dokładnie depilowałam się już wczoraj i mogłam oszczędzić sobie ten etap szykowania się. Poszłam do garderoby i z trudem wybrałam jakiś sensowny strój do klubu. W moim przypadku im więcej rzeczy mam, tym trudniej mi się ubrać. Zdecydowałam się na czarne kozaki za kolano, bordową mini i czarną, przylegającą bluzkę z odsłoniętymi ramionami. Zrobiłam sobie mój codzienny makijaż. Był wystarczająco mocny i można było go tak zostawić. Kończył mi się czas, więc szybko włożyłam lekki płaszcz, nawet go nie zapinając i chwyciłam za małą, czarną torebkę chowając do niej tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Pośpiesznie wyszłam z domu. Zamykał się on automatycznie, co oszczędzało to trochę czasu. Uznałam, że do klubu mam niedaleko i żeby nie męczyć się z odbiorem samochodu następnego dnia, pójdę tam na pieszo.
Droga mijała mi jak zwykle, bez niespodzianek, jednak w pewnym momencie ktoś idący z naprzeciwka potrącił mnie w ramię. Zatrzymałam się oburzona i odwróciłam się gotowa dać upust swojemu niezadowoleniu.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz