Siedziałam
własnie przy stoliku, przeglądają internet i czekając na swoją przyjaciółkę,
kiedy podbiegła do mnie dziewczynka. Na oko, może pięć lat i wpatrywała się we
mnie z szeroko otwartymi oczami. Rozejrzałam się, nie miałam pojęcia czy gdzieś
tutaj są jej rodzice. Uśmiechnęłam się i przykucnęłam na podłodze.
- Hej, coś
się stało? Gdzie twoi rodzice? – Dziewczyna spojrzała na stolik, na którym
leżały moje rzeczy, po czym zauważyłam tylko blask w oczach i z szybkością
małej rakiety chwyciła za klucze od domu i pognała w tylko sobie znanym
kierunku. Przez chwilę nie wiedziałam co się stało, jednak po pewnym czasie
ruszyłam jej tropem. Nie mogła uciec daleko, poza tym, to była mała kawiarnia a
to ja siedziałam zaraz przy drzwiach wejściowych.
Tak jak mi się wydawało, dziewczynka stała
przy jednym z stolików, przy którym siedział mężczyzna. Powoli podeszłam do
nich z uśmiechem.
- Mogę odzyskać klucze? – Mężczyzna spojrzał
na mnie nieco zaskoczony, po czym widocznie widziałam w jego oczach rezygnację
i delikatny stres.
- Mają konika! – Dziewczynka oznajmiła to,
jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą na świecie, że moje klucze muszą
mieć konika.
Mężczyzna zaczął tłumaczyć dziewczynce, że
to przecież nie jej rzecz i nie powinna tego robić, do tego cały czas
wspominał, że powinna oddać mi moją własność. Ja jedynie stałam za nimi i
uśmiechałam się delikatnie. Kiedy ta powoli do mnie podeszła, dosłownie wsunęła
klucze w moją dłoń, po czym porwała banknot i poleciała najwyraźniej po
obiecaną babeczkę.
- Jest jeszcze mała i ma fiksację na
punkcie koni, nie przejdzie obojętnie. Daj to sobie jakoś zadośuczynić, kawa,
ciastko? – Mężczyzna uśmiechnął się.
- Naprawdę nie trzeba, a co do obsesji na
punkcie koni, to może przejść, albo nie. Siostrze koleżanki nie przeszło już od
kilku lat – Zaśmiałam się.
- Pocieszyłaś mnie – Mężczyzna spojrzał na
mnie i wyciągnął rękę – Conrad.
- Sharon. Z młodszymi zawsze jest
ciekawie, ja sama mam pod opieką jedną osobę.
- Tak, masz rację. Z Daphne nie da się
nudzić – Zaśmiałam się po czym spojrzałam na dziecko, biegnące w naszym
kierunku. – O wilku mowa.
Dziewczynka uśmiechała się od ucha do
ucha. Cały czas miała utkwiony wzrok w breloczku konika przy moich kluczach.
Kiedy usłyszałam znajomy głos, uklękłam i odpięłam breloczek.
- Proszę, tobie przyda się bardziej –
Włożyłam go w dłoń dziewczynki, po czym z uśmiechem odwróciłam się. Na
odchodne spojrzałam jeszcze w ich kierunku – Miłego dnia, miło było poznać.
Conrad?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz