- Jestem aż taki straszny? – zapytał mężczyzna, kątem oka zerkając na
mnie. Spojrzałam na Dymitra nieco zaskoczona; jego pytanie wprawiło mnie w
osłupienie.
- Nie – odpowiedziałam.
- Rozluźnij się – stwierdził.
Przez pozostałą część drogi nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.
Z przejęciem rozglądałam się przez szybę w drzwiach, podziwiając nieodkrytą
przeze mnie część miasta. Nie pasowałam do takiego miejsca, mój prostacki
wygląd i zachowanie totalnie nie nadawały się do mieszkania w bogatej
dzielnicy. Po kilku minutach dojechaliśmy do willi należącej do Dymitra. Była
dość spora w porównaniu do domu, w którym aktualnie mieszkałam. Mężczyzna był bogaty,
obrzydliwie bogaty. Czemu ktoś taki jak on zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ja?
Wyszliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do środka. Standardowo
otworzył przede mną drzwi, a ja prześlizgnęłam się do środka. Ze zdziwieniem rozejrzałam
się po ogromnym, jednak pustym pomieszczeniu. Widać było, że w tym domu
brakowało kobiecej ręki. Chociaż, gdybym ja miała mieszkać w takim miejscu nie
chciałabym, żeby tak spora przestrzeń była zagospodarowana w bardzo zły sposób.
Do stojącego na środku instrumentu dodałabym jedną, maksymalnie dwie kanapy, by
goście mogli się rozsiąść. Podeszłam do instrumentu i położyłam na nim dłoń.
- Jesteś muzykiem? – fakt, nie znamy się dość długo i mogłam nie
wiedzieć o nim takich rzeczy.
- Nie, ale lubię grać na fortepianie – odpowiedział. - Bardzo mnie to
relaksuje.
- W takim razie w zamian za gotowanie nauczysz mnie podstaw gry na tym
wspaniałym instrumencie? – zapytałam. Mężczyzna podszedł do mnie; poczułam
ciepło jego klatki piersiowej na moich plecach. Wzdrygnęłam się delikatnie, nie
miałam pojęcia co zamierzał zrobić dalej. W porównaniu do niego byłam mała i
bezbronna. Odgarnął kosmyk moich włosów i delikatnie przybliżył wargi do mojego
ucha.
- Jeśli tylko zechcesz, to nauczę cię wielu rzeczy. Nie spinaj się
tak, nie zrobię ci krzywdy – po tych słowach odsunął się ode mnie i skierował
swoje kroki w stronę kuchni. Starając się utrzymać spokojny oddech ruszyłam za
nim.
- Śmiało, zajrzyj do lodówki i zobacz co ci potrzeba – powiedział.
Podeszłam do chłodziarki i otworzyłam drzwi. Szybko przejrzałam to co
było w środku i wyciągnęłam kilka potrzebnych składników.
- Lubisz sajgonki? – spojrzałam na Dymitra.
- Tak.
- Umyj marchewki, obierz je i cebulę. Zajmę się resztą, a ty patrz jak
to robię i słuchaj.
Mężczyzna zabrał się za polecone mu zadanie. Ja sama w tym czasie nastawiłam
wodę na makaron i zajęłam się smażeniem mięsa.
- Patrzyłem na twojego bloga i uważam, że jest świetny – dość rozmowy
z niego człowiek, trzeba przyznać.
- Dziękuję.
- Powinnaś zgłosić go do konkursu.
- Jakiego konkursu? – podniosłam brew.
- Robią ranking, zgłaszasz bloga, ludzie głosują, do zgarnięcia jest
pięćdziesiąt tysięcy.
- Nie mam szans – westchnęłam.
- Skąd wiesz, co Ci szkodzi go zgłosić.
- Nie no co ty, bez szans.
- Szczęściu trzeba pomóc czasami. Zaraz wracam – powiedział i zniknął
z mojego pola widzenia. Dosłownie moment później pojawił się z laptopem i położył
go na stole w jadalni. Wyłączyłam palnik i podeszłam do niego.
- No dawaj, najwyżej nie wygrasz – dzięki za wsparcie, Dym. – Co ci
szkodzi?
- Dobra, niech będzie.
Szybko wypełniłam formularz zgłoszeniowy.
- Zadowolony? – powstrzymywałam się, żeby nie pokazać mu języka.
- Tak – uśmiechnął się do mnie. Wróciliśmy do kuchni, gdzie dalej udzielałam
mu rad. Po kilkunastu minutach udało się nam włożyć sajgonki do piekarnika. Mieliśmy
trochę czasu nim prawie wspólnie zrobione danie będzie gotowe, więc mężczyzna
zaczął prowadzić mnie schodami na górę. Znaleźliśmy się na dachu, na którym
znajdował się basen.
- Mogłeś ostrzec, że mam wziąć kostium kąpielowy – zaśmiałam się.
- No tak – westchnął. – Zapomniałem wspomnieć.
Dymitr ściągnął koszulkę i chwilę później zajęliśmy leżaki pod
parasolką. Na stole leżała kawa, jednak było zbyt ciepło, bym z własnej woli po
nią sięgnęła.
- Całkiem ładnie tutaj masz – powiedziałam.
- Planuję i tak zrobić remont – odpowiedział.
Już zamierzałam coś powiedzieć, jednak w tej samej chwili zadzwonił telefon.
Mój rozmówca przeprosił mnie i zaszył się gdzieś w pokoju. Skorzystałam z
okazji, by obejść basen dookoła i porozglądać się po okolicy. Jeśli mam umrzeć,
to przynajmniej umrę w ładnym miejscu.
- Za trzy dni jadę na wakacje, muszę odpocząć, nie chciałabyś może
lecieć ze mną? – spytał po powrocie.
- Przecież my się nie znamy, prawie – zastanawiało mnie, czemu on się mnie
tak uczepił?
- Daj spokój, przecież proponuje Ci tylko dwa tygodnie odpoczynku w
moim towarzystwie. Czasami trzeba się zresetować.
- Mam rodzeństwo na głowie, poza tym nie mam pieniędzy – mruknęłam.
- Jeśli wygrałabyś w konkursie, spokojnie mogłabyś lecieć ze mną i
zafundować wakacje swojej rodzinie gdzieś, prawda?
- Błagam cię, myślisz, że wygram, to jest nierealne.
- Dobra, jeśli wygrasz polecisz ze mną, a rodzince zafundujesz jakieś kolonie albo
obóz.
- Jesteś marzycielem? – zapytałam zerkając na niego.
- Tak, marzy mi się wyjazd z tobą, skoro szanse i tak są małe co ci
szkodzi? – spojrzał na mnie.
- Czyli jeśli wygram to mam polecieć z tobą?
- Tak, obiecaj mi po prostu. Zaryzykuj.
Na szybko obmyśliłam w głowie pewien plan. Na mojej twarzy pojawił się
szeroki uśmiech.
- Wiesz co? Zaryzykuję – i w tym momencie wykorzystując całą moją siłę
popchnęłam go, by ten stracił równowagę i z głośnym pluskiem wylądował w basenie.
Po chwili wynurzył się i spojrzał na mnie stojącą w zwycięskiej pozycji z założonymi
rękami pod piersiami. Miał zdziwioną minę, jednak podpłynął do mnie i jak gdyby
nic złapał mnie za nogi i starając się, bym w nic nie przywaliła, wrzucił mnie
do basenu. Wynurzyłam się i dłonią zgarnęłam kosmyki włosów, które znalazły się
na mojej twarzy.
- Co to miało być? – zaśmiałam się, ochlapując go wodą.
- Odpłacam pięknym za nadobne – odparł. Po kilku minutach wyszedł z
basenu i podał mi rękę. Złapałam ją i sprawnym ruchem przyciągnął mnie do siebie.
- Teraz jestem cała mokra – jęknęłam. – I co ja teraz zrobię?
Zrobiłam minę zbitego psa i spojrzałam na Dymitra. Ten zastanowił się
przez chwilę.
- Dam ci ręcznik i coś do przebrania. Chodź do kuchni – powiedział.
Posłusznie zeszłam na dół, przy okazji w ostatniej chwili wyłączając sajgonki.
Jeszcze chwila i by się spaliły. Wyciągnęłam blachę z piekarnika i rozkroiłam
jedną sajgonkę. Były idealnie dopieczone.
- Tu masz ręcznik, a tu jakąś moją koszulkę – powiedział mężczyzna,
pojawiając się w drzwiach. Podał mi przedmioty i wskazał drogę do łazienki. Zostawiając
za sobą mokre ślady powlekłam się tam. Ściągnęłam z siebie mokre rzeczy, które
po chwili zawiesiłam na kaloryferze. Ręcznikiem szybko się wysuszyłam i ze zgrozą
stwierdziłam, że Dymitr podał mi wyłącznie koszulkę. Założyłam ją na siebie;
miał szczęście, że była tak długa, że sięgała mi do połowy ud. Z ręcznika zrobiłam
sobie kokon na głowie i wróciłam do kuchni, starając się nie ruszać zbyt
energicznie, w końcu nie musiał widzieć tego, co ja nie chciałam, żeby widział.
- Kosztowałeś? – zapytałam się, gestem wskazując na sajgonki.
Dymitr?
+20 PD
+20 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz