Jakiś
czas później, umówiłem się z ową dziewczyną do restauracji, obiecując, że
zapewnię nam prywatność. Nie musiałem długo jej namawiać, zgodziła się od razu.
Umówiłem się, że przyjadę sam, ona do mnie dojedzie bo i tak nie będzie jej w
domu. Tak więc, nakarmiłem mojego kota, ubrałem się, tak właściwie jak
zazwyczaj – biała koszula z podwiniętymi rękawami, czarne spodnie i tego samego
koloru buty.
Pojawiłem
się w restauracji, po czym ruszyłem do zarezerwowanego wcześniej już stolika.
Ku mojemu zdziwieniu, dostrzegłem panią fotograf. Uśmiechnąłem się i
podszedłem bliżej kręcąc głową.
-
Nadal nie wierzę w zbieg okoliczności. –Założyłem ręce na piersi, patrząc na
dziewczynę z delikatnie uniesioną brwią.
-
Ja też nie panie Hamilton. Usiądziesz?
- Wiesz, chętnie ale czekam na kogoś. – Potarłem kark, patrząc przepraszająco na Beth, po czym niemal w ułamku sekundy, na mojej szyi uwiesiła się Mia. – Hej Mia, zobacz kogo spotkałem.
- Hej Beth, jejku, gdybym wiedziała że masz wolny wieczór, kazałabym Jay’owi do ciebie zadzwonić… - Mia spojrzała na nią przepraszająco. Beth odwróciła wzrok.
- Wiesz, chętnie ale czekam na kogoś. – Potarłem kark, patrząc przepraszająco na Beth, po czym niemal w ułamku sekundy, na mojej szyi uwiesiła się Mia. – Hej Mia, zobacz kogo spotkałem.
- Hej Beth, jejku, gdybym wiedziała że masz wolny wieczór, kazałabym Jay’owi do ciebie zadzwonić… - Mia spojrzała na nią przepraszająco. Beth odwróciła wzrok.
-
Tak właściwie, czekam na kogoś – Uśmiechnęła się, dalej nie patrząc w naszą
stronę. – Przepraszam, muszę do toalety.
Nie
patrząc w naszą stronę, zniknęła w tłumie zasiadających do stołów ludzi. To
samo zrobiłem ja i Mia. Spędziliśmy ze sobą naprawdę przyjemny wieczór, a po
dwóch butelkach wina, oraz naprawdę smacznej kolacji, postanowiliśmy pójść
jeszcze na spacer. Wylądowaliśmy w parku, śmiejąc się i opowiadając sobie
historie z pracy.
-
A co z sam wiesz kim? – Mia nagle spoważniała, ja zaś westchnąłem.
-
Nie mam pojęcia, nie mam z nim kontaktu. Uszanował moją decyzję, ale kiedy
słyszę o walkach gangów, robi mi się słabo na myśl, że mógłby zginąć. Mimo
braku odzewu, mam tylko jego Mia. Nie popieram tego co robi, ale…
-
Ale? – Dziewczyna położyła mi rękę na ramieniu.
-
Ale jest moim bratem. Jeśli stracę Valerio… nie będę miał już nikogo. A moja
bratanica straci ojca. Mam tylko nadzieję, że V wie co robi, pakując się w coraz większe gówno.
***
Przez
kilka kolejnych tygodni spotykałem się z chłopakami i Beth w studiu. Wszyscy
naprawdę się ze sobą zaprzyjaźniliśmy, nawet Erick, który był przeciwny
dołączenia do naszej ekipy Elizabeth, teraz siedział i pokazywał jej chwyty
gitarowe podczas kiedy ja, w rytm muzyki wygrywanej przez chłopaków, śpiewałem
cicho jedną z starszych piosenek. Dogadywałem się z Elizabeth, w pewnym sensie
była dla mnie równie ważna do Mia, która od pewnego czasu dawała mi jasne znaki,
że jest mną zainteresowana.
Ja
nie chciałem jednak angażować się w związek. Mimo wszystko, bałem się. Ludzie
prześladujący V dalej nie dali mi spokoju, mimo, że zniknęli na pewien czas. Cały czas jednak
czułem ich wzrok na swoich plecach. Bałem się. Podczas swojej ostatniej wizyty,
zostawili mi pod drzwiami odcięty palec. To była groźba. I właśnie to
spowodowało, że byłem gotowy odezwać się do mojego brata. Właśnie dlatego,
zaraz po próbie pojechałem do mojego rodzinnego domu, uprzednio informując o
swoim przyjeździe.
-
Jason… - Głos Valerio podziałał na mnie jak płachta na byka. Rzuciłem się w
jego kierunku, wymierzając celny cios w twarz. Ten zatoczył się do tyłu. – Miło
witasz się z bratem.
-
Przez ciebie, jestem dręczony przez jebanych gangsterów. – Patrzyłem na niego z
nienawiścią. Właśnie to czułem. Złość, nienawiść, bezradność. Po chwili jednak
V uśmiechnął się, ocierając stróżkę krwi.
-
Pogadajmy, może uda mi się pomóc. Proszę, aby nikt nie wchodził do mojego
gabinetu. – Valerio wszedł do pomieszczenia zaraz za mną, po czym nalał mi do
szklanki whisky. – Dobra, więc co dokładniej robią?
Opowiedziałem
mu o wszystkim, a Valerio tylko schował twarz w dłoniach. Chciałem się na niego
wściekać, krzyczeć, że zniszczył mi życie. Że go nienawidzę. Ale nie mogłem.
Nie umiałem na niego wrzeszczeć, kiedy widziałem nasze rodzinne zdjęcie na
biurku, kiedy zdałem sobie sprawę, że robi to, aby utrzymać pewien poziom życia
dla swojej córki. Większość ludzi widziała w nim tylko górę mięśni, tatuaże oraz broń, którą miał za
paskiem. Ja widziałem mojego brata. Mężczyznę, który musiał szybko dorosnąć i
pozwolił mi odejść. Kogoś, kogo znałem jak własną kieszeń i vice versa.
-
Więc? V, nie chcę kłopotów. Wiesz o tym.
-
Dobra, daj mi tydzień. Coś wymyślę, obiecuję. – Skinąłem głową i wyciągnąłem w
jego kierunku rękę. V uścisnął ją, nie patrząc na mnie. – Cieszę się, że się
odezwałeś Jay.
-
Ta, nie przyzwyczajaj się V.
Po
tym, wyrwałem się z jego uścisku i ruszyłem w kierunku motoru, aby odebrać
telefon od Beth. Nie byłem w nastroju, starałem
się jednak, żeby dziewczyna nic po mnie nie poznała.
-
Beth? Coś się stało?
-
Moje auto nawaliło, a nikt nie może przyjechać. Jesteś moją ostatnią nadzieją.
-
Zaraz będę, wyślij mi gdzie jesteś.
Dosłownie
sekundę po tym jak się rozłączyłem, dostałem wiadomość. Wsiadłem na motor i z
piskiem opon wyjechałem na ulicę. Cały czas, miałem nadzieję, że Valerio coś
pomoże. Nie chciałem mieć więcej nieprzyjemności. Korzystając z tego, że droga
była prawie pusta, przyśpieszyłem, wymijając samochody jeden za drugim.
Niedługo pojawiłem się obok Beth.
-
Wiesz co z autem? – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Dobra, otworzę maskę i
zobaczę co się dzieje. Zostawiłem wszystko na motorze po czym podszedłem do
samochodu i otworzyłem maskę.
Chwilę
pogrzebałem, po czym zdałem sobie sprawę, że nic nie zdziałam stojąc na
mieście. Zadzwoniłem po lawetę i wyjaśniłem co się stało. Chwilę potem,
kierowca lawety zabrał auto, dogadując się, ze mną, że zawiezie je do
najbliższego mechanika. Mimo, że poinformowałem go, że to Beth jest właścicielką
wozu, ten z nieznanych mi powodów rozmawiał ze mną.
-
Dobra, wyślę ci adres jak tylko dostanę. – Dziewczyna pokiwała głową – A teraz
chodź, musisz się jakoś dostać do domu.
Podałem
jej kask, a kiedy spojrzała na mnie zupełnie jakby nie rozumiejąc, uśmiechnąłem
się.
-
Podrzucę cię.
Pani
Fotograf?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz