Kiedy złapałem za notes, dziewczyna niemal
natychmiast zerwała się aby mi go wyrwać. Korzystając z tego, że byłem znacznie
wyższy, uniosłem go nad swoją głowę. Zabawnie było patrzeć jak dziewczyna
podskakuje rozpaczliwie, aby dosięgnąć swojej własności.
-
Dlaczego nie mówiłaś, że masz pamiętnik? Jako przyjaciel powinienem wiedzieć
takie rzeczy! – Zacząłem powoli otwierać zeszyt, po czym po prostu rzuciłem
wzrokiem na pierwsze zdania na losowej stronie. – J.H? Kto to?
W
tym samym momencie dziewczyna doskoczyła i wyrwała mi zeszyt aby następnie przytulić
go do siebie. Założyłem ręce na piersi, uśmiechając się i unosząc jedną brew. Dziewczyna
spłonęła rumieńcem, niemal natychmiast chowając zeszyt.
Przez
długi czas nic nie mówiła, a ja nie wiedziałem dlaczego. Przecież to były tylko
żarty, jednak aby ją rozweselić cały czas robiłem co w mojej mocy. Niedługo
potem, Beth uśmiechnęła się i zdzieliła mnie poduszką komentując mnie jednym
słowem.
-
Idiota.
-
Tak, tak wiem. – Nagle dostałem sms od jednego z chłopaków – Słuchaj, muszę
iść. Spotkamy się jutro okej? Przyjadę po ciebie, nie wiem za ile twoje auto
będzie gotowe. – Uśmiechnąłem się, aby na pożegnanie przytulić dziewczynę.
Następnego
dnia niemal od razu skierowałem się pod jej dom. Uprzednio, oczywiście karmiąc
mojego ukochanego kota. Czekając na Beth, musiałem odrzucić z osiem połączeń od
Mii. Była nieco męcząca, miałem wrażenie, że zaczęła traktować mnie jak swoją
własność. W momencie kiedy odrzuciłem kolejne połączenie, z bloku wyszła Beth.
-
Wiesz, że nie musiałeś po mnie przyjeżdżać?
-
Daj spokój, wsiadaj bo ludzie się niecierpliwią – Uśmiechnąłem się i podałem
dziewczynie kask. Chwilę potem, już mknęliśmy ulicami Avenley River - co prawda
nie prosto do studia, bo po drodze wpadłem jeszcze do kumpla, a jego żona
przywitała Beth z szeroko otwartymi ramionami.
Siedziałem
właśnie na kanapie, razem z synem Conrada, jednego z najlepszych stylistów których
znałem. Nicolas był prawdziwym aniołem, pokazywał mi różne stworki z swoich
bajek – pięciolatek był naprawdę uroczym dzieckiem. Tymczasem Conrad brał
prysznic, a Jess rozmawiała z Beth w kuchni.
Spędziliśmy
tam prawie dwie godziny, a następnie zabrałem dziewczynę na mały spacer po
parku. Przypominały mi się historie mojego brata o czasach, kiedy spacery były
normalnością. Żałowałem, że nie było mi dane poznać mojej matki a mój brat
przez lata potęgował moje poczucie winy.
-
Jason? Wszystko w porządku? Nagle ucichłeś… - Ocknąłem się, kiedy Beth dotknęła
mojej ręki. Widziałem po niej, że naprawdę się martwi.
-
Jest okej, widzisz… moje życie nie było łatwe. Mam brata, mój ojciec nie żyje,
a matka zmarła przy porodzie. Zawsze gdy jestem w tym parku, przypominają mi
się wszystkie historie które opowiadał mi… - ucichłem. Nie chciałem aby znała
imię drugiego Hamiltona. Domyśliłaby się. Nie była głupia. – A z resztą,
nieważne.
Pani fotograf?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz