Teraz sama już nie wiem, czy ból rozsadza mi głowę przez kaca czy wiecznie podniesiony głos Neala. Widzę, że drży w środku i nieustannie zaciska pięści, choć z dyskusji wcale nie zamierzam z tego powodu rezygnować. Wprawdzie nie mam zielonego pojęcia, jak doszło to aż do takiego stopnia powagi. Oboje dodaliśmy coś od siebie, może czegoś za dużo i nie ma co się oszukiwać, bo za większą połowę „kłótni”, w jakiej tkwimy, to ja ponoszę odpowiedzialność. Mimo iż w odwecie na jego słowa moja głowa niemal wrze od emocji, to ostatecznie staram się zachować pełną kontrolę nad rozmową. Kontrolę, którą jakiś czas temu utraciliśmy.
To musi zwolnić.
Oczywiście, że decyduję się zostać, co wyrażam przez krótką ciszę i uparte trwanie w jednym miejscu.
- Dobra, może — zaczynam, prawie się jąkając — może oboje się uspokójmy, bo nie jestem nawet w stanie stwierdzić, gdzie zmierzamy. — Staram się mówić spokojnie, ciągle mając na uwadze, że chłopak zdawał się być bliski totalnego zmieszania mnie z błotem, tylko po to, żeby dosłownie moment później mówić, że nigdy na nikim mu tak nie zależało, jak na mnie. W mojej głowie powstaje teraz tak cholerny mętlik, że zaczynam się gubić.
- Więc zostajesz. — Bardziej stwierdza, niż pyta, ale jego ton zmienia się w nieco łagodniejszy, lecz nadal lodowaty.
Znowu błądzę bezradnie wzrokiem po mieszkaniu, sama nie wiedząc, czego w nim szukam. Może słów, może wyjaśnienia, dlaczego nie potrafimy porozmawiać normalnie, dlaczego to poszło w tak ślepy zaułek, z jakiego ciężko wyjść.
- Przepraszam — wyduszam w końcu z siebie.
- Przepraszasz? — Dalej nie podnosi wzroku ani na milimetr. Blat kuchenny cieszy się więc jego większym zainteresowaniem.
- No tak. — Nie kryję się z tym, choć nie pomijam faktu, że nie tylko ja przesadziłam w wymianie zdań. — Wiem, że mogłam sama napisać. Sama zadzwonić, ale... mimo wszystko może chciałam coś sprawdzić. Sam pewnie się chociaż domyślasz, jak to mają dziewczyny, kiedy dzieje się coś, czego podświadomie chcą i na co pełne nadziei chcą czekać — mówię cicho. — Wiem też, jacy bywają faceci. Jeju, po prostu spanikowałam, okej? Zwykłe godziny rozciągały się w kompletną wieczność...
- Więc wrzucasz wszystkich facetów do jednego worka?
- Gdyby tak faktycznie było, to nie rozmawialibyśmy już. — Bawię się swoimi palcami. — Nie jestem święta, wiem. Daleko mi do tego. Racja, może nie rozumiem sytuacji, ale przecież nie chcę wcale stawać pomiędzy tobą a twoim bratem. To nonsens. Zupełnie inna rzecz, której nie pojęłam od razu, bo skądże miałam to wiedzieć.
- Nie wiem, mogłaś na przykład pomyśleć? — Dalej towarzyszy mu ten sam głos. — Skoro nie piszę, nie odzywam się, to oczywiste, że coś jest na rzeczy.
- Neal, gdybym wiedziała, że chodzi o twojego brata, nie byłabym zła ani sfrustrowana. Tylko również nie oczekuj ode mnie, że miałam odczytać ten powód... właściwie znikąd. To ciężkie. Dobrze, byłam wyjątkowo nachalna, nawet przy twoim bracie, ale teraz wiem, jak jest i wprawdzie tyle z tłumaczenia tej strasznej zadymy, której mam już dość. — Pocieram skroń, wiedząc, że pozostaje tylko, a może aż jedna kwestia, czyli ta odnośnie skomplikowanych uczuć Neala i samej jego osoby. Wiem, że nie chcę dyskutować nad nią w tej chwili, bo frustracja znajdzie zaraz bardzo nieodpowiednie ujście i to w kącikach moich oczu.
Zapada cisza. Powoli czuję, że muszę sobie zaprzeczyć i zacząć o tym mówić.
- M-może pomyślałabym nad wszystkim wcześniej, może nie zachowałabym się nawet w ten sposób, ale... cholera, Neal, uczucia to paskudna rzecz. Bardzo paskudna. Nie wiedziałam, co z nimi zrobić, jak je uciszyć. Zwariowałam — ciągle szepczę. — Zwariowałam, gdy doszło do mnie, że nie ma ciebie obok mnie. Bywam głupia, naprawdę, ale wiedz, że to przez wszystko to, co uważasz za skomplikowane. Bo dobrze uważasz, to jest skomplikowane. Jeżeli chcesz, bym wyszła, byś ułożył wszystkie swoje myśli, droga wolna. Nie chcę też źle ani dla ciebie, ani dla Mikey'go — kończę, w końcu zyskując kontrolę nad własnym głosem.
Wzrok Neala odrobinę kamienieje. Następnie chłopak wzdycha ciężko, pocierając palcami nasadę nosa.
- Po obiedzie, okej? — mówi po czasie. — Proszę, tym razem nie przecz.
- Nie zamierzam. — Z cholernie wielkim trudem próbuję uciszyć myśli i puścić się w wir zupełnie normalnych czynności, jakie zbiegają się do zrobienia obiadu. — Dobra, co robisz na obiad?
Neal patrzy po produktach w lodówce i wpada na pomysł zrobienia zwykłej piersi z kurczaka z warzywami. Przez pewien czas w zupełnej, ale całkiem przyjemnej ciszy pomagam mu z krojeniem marchewki, pietruszki czy cukinii, aż z sypialni dochodzi do nas głos młodszego brata Neala, a wówczas oboje odwracamy się do niego, oczywiście udając, że jest w miarę porządku. A cóż, do tego stopnia w porządku nie było. Nie wiem nawet, czy w ogóle było, a nadal powątpiewam w tę myśl.
- Neal! Pograsz ze mną na konsoli? Jedna gra. — Patrzy na brata z nadzieją, jednak ten rzuca mu bezradne spojrzenie i pokazuje nóż w dłoni, którym jeszcze przed chwilą kroił pierś.
- A chcesz coś jeść na obiad?
Młody zerknął na swój brzuch i pogłaskał się po nim, przez co nawet się uśmiecham dyskretnie.
- No chcę — odpowiada w końcu. — A Candice? — zanim pyta, zdaje się, że próbował przypomnieć sobie moje imię.
Zamyślam się przez moment z ustami gotowymi do odpowiedzi, ale nie wiedząc czemu, ciągle kieruję wzrok na Neala, jak gdybym to na jego twarzy miała znaleźć odpowiedź. Kiedy nie czuję jej ani nie widzę, sama odpowiadam.
- Jasne, mogę chwilę pograć. Ale zaznaczam, że nie jestem zbyt dobra. — Odkładam nóż, korzystając z tego, że skończyłam kroić warzywa, i wycieram dłonie ścierką. Młody jest tak uradowany, że od razu chwyci mnie za nadgarstek i prowadzi do sypialni. Nie wiem, czy Neal patrzy na tę scenę, czy nie, ale jestem pewna, że zauważyłby wtedy moje bezsilne spojrzenie.
Michael przedstawia mi mniej więcej działanie tego sprzętu, którego w życiu chyba nie dotykałam. Kiwam głową, udając jakże ogarniętą, ale dobrze wiem, że przy pierwszej lepszej grze pomylę przynajmniej połowę przycisków.
- Dasz radę, ale nie przejmuj się, jeśli ze mną przegrasz. — Szczerzy się, co kopiuję, choć w nieco nieśmiałym wyrazie.
- Nie zamierzam przegrać. — Rzucam mu wyzywające spojrzenie, a on nakręca się jeszcze bardziej.
Szybko zaznajamiam się z padem, a przynajmniej tak mi się wydaje, i przechodzę w stan rywalizowania z Mikey'm. Czas znika gdzieś za nami, nawet nie wiemy jak szybko. Runda za rundą i prawie zapominam, że czeka nas obiad — szczęście ładny zapach dobrze nam o nim przypomina.
- Hej, no-lify. Obiad. — Słyszymy Neala z kuchni. Po chwili czuję już jego obecność we framudze drzwi.
- Jeszcze chwilka. — Młody jeszcze bardziej wczuwa się w to, żeby wygrać. Wpatruje się w telewizor tak, jakby miał tam zaraz wejść. Śmieję się przez to, szczególnie, że w życiu nie widziałam tak energicznego dzieciaka. — Wygrałem! Nie jesteś taka słaba. — Uśmiecha się, ukazując swoje młode ząbki.
- Czy to był komplement? — Na mojej twarzy również maluje się uśmiech.
- Tak, ale nie mów nikomu, że to powiedziałem — mówi, rozbawiając mnie przy okazji, a mija zaledwie krótka chwila, gdy wystawia rękę w moim kierunku, gotową do przybicia piątki. Bez większego wahania to robię.
- Dobra, jesteśmy już gotowi na obiad. Leć, Mikey. — Wzdycham, odprowadzając wzrokiem Michaela biegnącego prędko do kuchni, skąd roznosił się piękny zapach. Patrząc na Neala nadal stojącego w progu, nie wiem, czy dalej mam się uśmiechać, więc to, co podnosi kąciki moich ust, nieznacznie maleje. Mijam go powoli, obdarowując krótkim spojrzeniem, i potem oboje jesteśmy już w kuchni.
Neal?
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz