16 lip 2019

Od Dustina do Trace'a - Zadanie #11

                Następny dzień akurat miałem wolny. Postanowiłem że trochę pozwiedzam okolice, poznam nowe rejony, uliczki, zakamarki miasta. W mojej pracy często znajomość takich zakamarków oszczędzała czas, przyspieszała dojazd i zwiększała szanse na przeżycie ewentualnego cięższego pacjenta. Zdecydowanie za bardzo żyłem swoją pracą. Miałem jednak taki nawyk od dawien dawna. Nie potrafiłem po prostu wyjść z pracy i tak po prostu o wszystkim zapomnieć. Zawsze jakieś myśli się kręciły gdzieś w zakamarkach i moich "ciemnych uliczkach" mojej głowy. Mimo wszystko gdy miałem wolne, starałem się zająć czymś przyjemnym, innym, by zapomnieć o pracy choć na chwile. Tego dnia jednak wstałem lewą nogą. Nie dość że obudziłem się o wiele za wcześnie niż zamierzałem, to jeszcze przewróciłem sobie herbatę na swoją ulubioną koszulkę. Jak pech to pech czyż nie?
                Spacerując po mieście liczyłem na jakieś ładne widoki, zwiedzanie, atrakcje. Jak na złość, chyba przez tą lewą nogę, przed południem zrobiło się pochmurnie a chwilę potem zaczęło padać. Nie przeszkadzało mi zmoknięcie, jednakże podczas takiej pogody to żadna radość spacerować. Usiadłem w jednej z mniejszych kawiarenek na mieście żeby przeschnąć, napić się czegoś dobrego i przeczekać złą pogodę. Kawiarenka była dość mała jednakże przestronna. Nie było tłumów zapewne przez brzydką pogodę i godziny południowe. Zazwyczaj ludzie o tych porach siedzieli na jakiś lunchach lub w restauracjach. Zacząłem przeglądać kartę menu. Była bardzo treściwa i szczegółowo opisana mimo iż nie zawierała wiele. Zamówiłem sobie herbatę z ciastkiem i oddałem kartę. Jako iż pech nade mną wisiał, pani kelnerka która przechodziła do innego klienta musiała się potknąć, oblewając mnie kawą. Kawa w połączeniu z białą bawełnianą koszulką nie była idealnym połączeniem. Co prawda zaczęła mnie przepraszać z propozycją że da pieniądze na wypranie. Tylko po co? To tylko koszulka. Wrzuci się do pralki z innymi rzeczami i się wypierze. Zamieniłem z Panią jeszcze parę słów czekając na swoje zamówienie. Dziewczyna przeprosiła mnie jeszcze raz, dziękując jednocześnie, a po chwili dostałem swoją herbatę. Przynajmniej jedna zaleta tego dnia. Deszcz chyba nie zamierzał dziś przestać padać więc postanowiłem że udam się do domu. Po około godzinie byłem już pod klatką kiedy to zauważyłem małe pudełko w którym coś się gramoliło. Mysz? Może szczur? W końcu w mieście to raczej normalne. Podszedłem ostrożnie do pudełka, nogą otwierając wieczko. Zerknąłem ostrożnie do środka i zauważyłem w pudełku małego kota prawdopodobnie rasy Maine Coon. Momentalnie się nachyliłem, przykucając do pudełka i wygrzebując z kieszeni rękawiczki. Kolejne zboczenie zawodowe. W każdym możliwym miejscu rękawiczki. Ubrałem je i podniosłem kociaka.
- Ej mały.. kto Cię tu zostawił samego? - zapytałem patrząc w jego oczy.
Kot mógł mieć około... miesiąca. Może ze dwa maksymalnie. Ktoś musiał być wielkim zwyrolem że takiego słodziaka zostawił na deszczu i to w kartonie. Uznałem że wezmę kota do weterynarza przebadać go, zaszczepić i zarejestrować. Zamierzałem go sobie przygarnąć skoro jakiś imbecyl go zostawił.


                Po godzinie załatwiania, biegania i zakupów mogłem wprowadzić swojego nowego towarzysza do mojego mieszkania. Wiedziałem ze zakup drapaka i posłania dla niego to głupota, bo to jest kot i będzie się rządził swoimi prawami, ale niech myśli że o niego dbam. Kot początkowo bał się nowego miejsca jednakże z każdą minutą czuł się w moim mieszkaniu jak w swoim. Leżenie na moim ulubionym fotelu, drapanie firanek, przyglądanie się każdej kanapce którą jem ja. Widziałem w jego oczach jak moje mieszkanie zamieni się niedługo w jego królestwo. Tylko czy mi to przeszkadzało?
***
                Ten dzień w pracy od samego rana nie zapowiadał się za dobrze. Praktycznie od ósmej godziny wyjazdy, jeden za drugim. Zazwyczaj do głupot. Dzieci próbujący pozbyć się rodziców z domu bo chcą jechać na wakacje, starsze osoby które uważają że są strasznie chore i chodzić się im nie chce, a nawet zdarzyły się wybryki jakiś gówniarzy. Około trzynastej godziny dostaliśmy wezwanie na jedną z ulic przemieści. Biło się tam czterech mężczyzn z czego dwóch ponoć uzbrojonych. Jeden leżał nieprzytomny na ziemi i krwawił. Policja powinna być wezwana jako pierwsza, jednakże to my byliśmy najbliżej. Z prawdopodobnych czterech biło się jednak sześciu mężczyzn, jeden leżał ewidentnie krwawiąc a dwóch się turlało po ziemii będą obolałymi. Słysząc syreny tamci co byli na chodzi zdążyli zwiać. Trzech delikwentów jednak nie było w stanie. Nie przeszkadzało im to jednak by w nas zacząć rzucać kamieniami i innymi mniejszymi przedmiotami. Schowaliśmy się w karetce czekając aż przyjedzie patrol policji by uspokoić jegomościów. Sytuacja była o tyle napięta że jeden z mężczyzn poważnie krwawił. Szybkie wywołanie dyspozytora przez radio w ramach zapytania gdzie patrol. Jedzie. Cóż za dobra wiadomość. Mężczyźni za ten czas obrzucania nas poprawili się na tyle że wstali i powoli zaczęli biec. Wtem dopiero pojawił się patrol policyjny goniąc mężczyzn.  Szybkie chwycenie torby, noszy, defibrylatora i biegiem do krwawiącego faceta.
                Puls ledwo wyczuwalny, trzy rany kłute w okolicy mostka, brzucha i uda. Na pierwszy rzut oka żadna tętnica nie uszkodzona. Nóż ominął również ważniejsze narządy. Szybkie opatrunki uciskowe, zamonitorowanie, przygotowanie noszy do przełożenia. Wtem jak na złość jegomość oddał ostatnie dwa ciche wdechy i się zatrzymał.

***
Mężczyzna 36l. Obfite krwawienie z trzech ran kłutych. Zatrzymanie godzina 13:40. Próba reanimacji 20 minut czasu przepisowego. Podejrzewana przyczyna śmierci krwotok wewnętrzny, nadmierna utrata krwi i płynów.
Otwieranie oczu:  Brak                                                                     Bezdech: T
Reakcja słowna: Brak                                                                        Reakcja na światło: Brak
Reakcja ruchowa: Brak                                                                     Szerokość: wąska
Suma: 3
Rany kłute: trzy. Udo, klatka piersiowa-mostek, Brzuch- okolice śledziony.
NZK: tak                                                                                               Ciśnienie: 80/40
Krwawienie: Tak                                                                                 Tętno: 40
                                                                                                               Saturacja: 30

***
                Po godzinie 14:20 na miejscu pojawił się Trace Phoenix. Najwidoczniej jemu dostała się czarna robota. Choć może lubił takie śledztwa. Kto wie.
Przywitaliśmy się z panem Trace i krótko opowiedzieliśmy co i jak z naszej strony.
- Pan się zatrzymał, reanimowaliśmy ale bez skutku... połamane żebra będą więc naszą zasługą, poza tym nie robiliśmy nic przy nim. Nie strzelaliśmy go bo nie było powodów. Nie przenosiliśmy go też więc leży tak jak go zastaliśmy..
- Jacyś świadkowie? Osoby postronne?
- Było dwóch mężczyzn jeszcze.. Rzucali w nas różnymi przedmiotami wiec nie podchodziliśmy do mężczyzny. Szkoda ryzykować zdrowiem lub życiem. Gdyby nie oni facet może by żył.
- Sugerujecie że to było zaplanowane lub umyślne spowodowanie śmierci?
- Zaplanowane czy też nie, gdyby nas dopuścili facet może by żył... Może jakieś porachunki, może coś innego. W sekcji wszystko wyjdzie. Mógł mieć krwotok wewnętrzny więc choć byśmy na głowie stanęli to by nie przeżył.
-Dobra dzięki Panowie.. Będziemy w kontakcie w razie czego.. Możliwe że jeszcze raz zeznania będziecie musieli złożyć.
Kiwnęliśmy głowami i powróciliśmy na bazę.

<Panie Trace?>

+25PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz