10 paź 2020

Od Isabelle cd. Candice

Czuję jak woda, którą piję z butelki walającej się przed chwilą pod moim siedzeniem, wpada nie w tę dziurkę, co powinna. Konsekwencją jest mój kaszel i problem z nabraniem oddechu. Oczywiście, w międzyczasie chciałam też jednocześnie się odezwać, ale odruch organizmu znacznie mi to utrudnił.
Candice marszczy brwi i pyta, czy mi nie pomóc. Unoszę dłoń do góry i czuję się jak osiemdziesięcioletni astmatyk po maratonie. W końcu jednak udaje mi się uspokoić i nabrać powietrza.
- Nie używaj tych słów w mojej obecności - moje słowa brzmią jak prośba, choć nie uchodzi mojej uwadze, że lekko się krzywię.
Oczywiście, że tak! Wizja Amary i mojego brata tak przyćmiła mi umysł, że o mało nie umarłam od wody. Jaki miałabym napis na nagrobku? Tragiczna śmierć od picia? Nie, wtedy musiałabym się zakrztusić alkoholem. A nawet jeśli, to wolałabym właśnie tak umrzeć.
- A zresztą... - biorę kolejny łyk wody - Mój brat nie jest aż taki głupi. I przede wszystkim, nie jest ślepy. W końcu jest moim bliźniakiem. Robione cycki, zaprzeczające grawitacji nie robią na nim wrażenia.
- Obawiam się, że to tak nie działa, Izzy.
- Ale co ty w ogóle wygadujesz? - unoszę się i nerwowo przekręcam swoją pozycję na fotelu, aby usiąść w miarę możliwości jak najbardziej przodem do przyjaciółki - Ja rozumiem, że to miał być żart i wybacz kochanie, ale był wyjątkowo nieśmieszny.
Układam się bokiem, opierając twarz o fotel i podkulając nogi. Próbuję zasnąć, mając chwilę ciszy, bez ciągłego bleblotania Amary, ale non stop słyszę nerwowe wiercenie się Candice na tylnym siedzeniu. Otwieram jedno oko, leniwie przystawiając dłoń do twarzy, przecieram drugie, pewnie rozmazując sobie resztki makijażu, który zdołał ocalać po ostatnim incydencie.
- Jeśli zostały ci jakieś tiki po traumie, to przyrzekam, ale zawiozę cię prosto do psychologa - mruczę niewyraźnie.
W końcu dojeżdżamy na miejsce. Akurat w momencie, kiedy robiło mi się błogo, a trajkocząca towarzyszka nie irytowała tak bardzo. Krzywię się na myśl, że będę musiała otworzyć oczy.
- Wstajemy, królewno - Nathaniel stuka mnie w czubek nosa, ale odtrącam jego rękę z naburmuszoną miną - Zanieść cię, czy Bozia nogi dała?
- Ja bardzo chętnie - Amara przysuwa się bliżej, a ja posyłam jej żenujące spojrzenie. Nie zwraca na mnie żadnej uwagi, najwyraźniej nauczyła się nas ignorować, albo myśli, że to forma kobiecych żartów.
Mój brat się uśmiecha, ale nic nie mówi. Wyciąga kluczyki ze stacyjki i wysiada, zatrzaskując drzwi. Również wywlekam się z wozu.
- Wiesz, że nie musisz iść z nami na górę? - mówię - Poradzimy sobie. Chyba tym razem żaden zboczony psychopata nas nie złapie.
- Moje zaufanie jest ograniczone. Wam się na każdym kroku coś dzieje i same się o to prosicie - stajemy z Candice obok siebie. Rudowłosa z uniesionymi brwiami, ja z miną sugerującą, że jeśli to początek jakiegoś oświecającego wykładu, lepiej, aby już się zakończył - A zresztą, co ci szkodzi, siostrzyczko? Ukrywasz jakiegoś faceta w szafie?
Amara wybucha śmiechem, co na tyle mnie szokuje, że zapominam, aby mu odpyskować.
Czy ja, przepraszam bardzo, obudziłam się w jakimś obłędzie?
- Zaraz ciebie ukryję w szafie, ale martwego - otrząsam się i mijam tę dwójkę w drodze do windy. Chcę jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu i zrelaksować, tym bardziej że nie tylko ja tego potrzebuję. Może i Candice udaje, że się nic nie stało i zachowuje się normalnie, to wiem, że powinna odpocząć, a już na pewno przekonam ją, aby wzięła przynajmniej dwa dni wolnego, żeby to jakoś przetrawić. Nathaniel będzie niepotrzebnie drążył, choć i tak dostał rozbudowaną relację wydarzeń od naszej nowej przyjaciółeczki, której buzia nie zamykała się nawet na minutę. A ja wyraźnie sobie już postawiłam, że ten temat jest zakończony i ktokolwiek o nim wspomni mnie, czy Candice, naraża się na niezbyt przyjemne traktowanie z mojej strony.
- Nie mam jak wrócić - Amara oświadcza to tak beztroskim tonem, jakby nie było w tym żadnego problemu.
Przytrzymuję drzwi windy, spoglądając bez zbędnych słów na Candy. Ona wie, co oznacza moje spojrzenie, ale wzrusza ramionami. Przecież jej nie wywalimy na chodnik.
- Przecież jakoś tu przyjechałaś - mimo wszystko się bronię.
- Zostałam podwieziona.
- Masz auto, które kosztuje więcej niż wszystkie buty Candice razem wzięte.
Tak, czasem jestem wredną suką. To prostsze niż bycie ciągle uprzejmym bez zawracania sobie tyłka własnymi uczuciami. Że ja tego nie odkryłam wcześniej!
- Uratowałam was.
Przewracam oczami na ten argument, który niestety jest prawdą. Nate widzi moją zniesmaczoną minę, ale wcale nie zamierza mi pomóc. On mnie karci. Momentalnie sztywnieję i kręcę głową.
- Nie będziesz u nas nocować...
- Mogę cię podwieźć - przerywa mi, zanim jeszcze zdążam skończyć. Pozostaję z otwartymi ustami, opadniętą szczęką, którą zaraz będę zbierać z podłogi. Candice kładzie mi dłoń na ramieniu. Natychmiast się do niej odwracam i unoszę rękę, wskazując na tamtą dwójkę. Z całych sił staram się nie zaciskać ust i wyglądać na zadowoloną z zaistniałego faktu, że Amara zniknie dzisiejszego dnia przynajmniej na noc. Nie wzięłam pod uwagę, że mój głupi brat okaże się miłosiernym Samarytaninem.
Amara klaszcze dłońmi, podskakując w miejscu jak porażony zając.
- Świetnie - rzucam na odchodne i puszczam drzwi windy - Bawcie się dobrze.
Nathaniel przekręca głowę z wyraźną prośbą, abym odpuściła, a Amara za to, wygina się łuk, machając dłonią w naszą stronę.
- O to się nie martw - chichocze i w tym momencie drzwi windy się zamykają.
Rusza w górę.
A ja?
- Czy ty widziałaś to do cholery?
- Całkiem wyraźnie - kiwa głową rudowłosa.
- Nie ufam jej. Może i okazała się bohaterką, nawet w miarę inteligentną, ale mnie denerwuje.
- Denerwuje cię ona sama, czy to, że potrafi odpyskować? - dziewczyna ma na twarzy pobłażliwy uśmiech, co oznacza, że się ze mną droczy. Wytykam w jej stronę język, ale również się uśmiecham - Amara jest dziwna, fakt. I w dodatku zachowywała się teraz... jeszcze bardziej specyficznie niż dotychczas.
Kręcę głową, wzdychając w tym samym momencie, w którym otwierają się drzwi do windy. Wychodzimy we dwie. Wyciągam klucze od mieszkania i wpuszczam nas do środka, gdzie wita nas Birttany.
- Pilnowałeś domku mamusi? - głaszczę psa po pysku.
- Oby nie zeżarł kolejnej bluzki mamusi - prycha Candice, rzucając okrycie na kanapę.
- Kocha mnie. Przynajmniej ktoś. To nie jego wina.
Jestem tak padnięta, że mogłabym zasnąć na stojąco, a i tak na następny dzień musieliby mnie siłą wyciągać z łóżka. Co zresztą jest nieuniknione, gdy się ma psa z napadami energii gotowej zniszczyć Układ Słoneczny.
Zostało nam niewiele nocy, ale to zawsze lepsze niż umieranie po południu. Biorę szybki prysznic, tuż po przyjaciółce, aby zmyć z siebie ostatnie wspomnienia. Ubieram na siebie jakąś luźną bluzkę wraz ze spodenkami do spania i wskakuję do łóżka Candice.
- Ty gruba dupo - chichocze i przesuwa się na bok, abym mogła się wygodnie ułożyć.
- Głupia krowa z ciebie i tyle. Nie wyzywaj mojego pięknego tyłka - Brittany wskakuje na łóżko i układa się w nogach, podczas gdy my zajmujemy się przytulaniem poduszek.
- Nie wydaje ci się to troszkę zbyt podejrzane? - zagaja przyjaciółka, wyrywając mnie z sennego letargu.
- Co masz na myśli?
- No wiesz... Amara. Jej zachowanie.
- Ona od początku była podejrzana - mruczę pod nosem. Obracam się gwałtownie na bok i otwieram oczy, uśmiechając się delikatnie - Mam ochotę wyskoczyć do jakiejś kawiarni. Albo lepiej... wyskoczyć na jakąś imprezę i złowić jakiegoś przystojniaka na szybki numerek - mówię bez przeszkód.
Candice otwiera oczy i przekręca głowę w moją stronę, przyglądając mi się przez chwilę.
- Ty nie mówisz poważnie? - jej uśmiech robi się coraz szerszy, aż w końcu zaczyna się śmiać. Podnosi się i opiera na ręce - Ty i jednorazowa przygoda? To do ciebie niepodobne.
- Mam dość słabych chłopców, którzy udają przy mnie poprawnych. Wiadomo, że jak będzie chamski, to go zwyzywam i pójdę, ale... nie piszę się na związek, Candice. Wszystko się pierdoli... - bawię się końcówką kołdry - Tylko nie ja - dodaję, powstrzymując śmiech.
Jakie to porównanie było słabe, to nawet ja sama nie wiem, czy to mój mózg przez niewyspanie stwierdził, że będzie odpowiednie, czy po prostu zachowuję się jak marudząca desperatka. A może jedno i drugie?

Candice?

+20 PD

1285 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz