14 sty 2020

Od Althei C.D Bellami

Oczywiście, że byłam spanikowana. Odkąd poczułam swoje dolegliwości i powiązałam je z czymś, czego niesamowicie się wystrzegałam, świat wirował mi w głowie. Otaczały mnie dołujące, złe myśl, a liczba rozwiązań, na jakie byłoby mnie stać finansowo i mentalnie — zero.
Nie chcę odwracać tego testu i oglądać wynik. Jeśli to będzie to, co myślę, załamię się jeszcze bardziej i przestanę powstrzymywać łzy, które od dłuższego czasu, wywołane wyłącznie strachem i obawami, leją mi się z lekko opuchniętych oczu. Dobra, Althea, jesteś ponad to. Przygryzam dolną wargę tak mocno, że niemal czuję metaliczny posmak krwi w ustach. Podmuchy gorącego powietrza uderzają w moją głowę od każdej strony. Cholera, przecież nie pozwolę sobie zemdleć. Ciąża to nie byłaby tragedia i droga bez wyjścia. Byłaby. Korzystając z natłoku swoich myśli, znoszę spojrzenie w dół i wreszcie wpatruję się w odwrócony wynikiem do mnie test.

Negatywny.
Boże. Negatywny. Daję słowo, że moje dolegliwości nie pozostawały ani cienia wątpliwości co do tego, że powinnam być w ciąży. Mdłości, wymioty, zawroty głowy. Choć apetytu za dwoje nie miałam, to nadal gdzieś wewnątrz siebie czułam, że wpadłam — kobiety przecież mają jakąś swoją kosmiczną intuicję, której nikt nie potrafi wyjaśnić, prawda? Najważniejsze jednak, że nie muszę inwestować w pieluchy. Ani w nic, co miałoby związek z dzieckiem. Bellami i ojciec. Bellami jako ojciec. Gdyby nie to, że wyglądam jak siódme nieszczęście, a w mojej głowie dalej krążą pozostałości po załamaniu, to może nawet parsknęłabym śmiechem na to określenie, ponieważ za nic w świecie nie widzę tego faceta jako ojca mojego dziecka.
Musimy się zabezpieczać. 
Przed wyjściem rozmyślam jeszcze nad tym, jak poinformować o tym Salvadore. Skłaniam się do kłamstwa przez parę kwestii. Ostatnio spędzamy ze sobą sporo czasu, ale wciąż nie mam pojęcia o wielu jego sprawach, w tym szczególnie nie wiem, jak mógłby się zachować przy wieści, że zostaje ojcem. Bell wydaje się dla mnie zbyt nieoczywistym mechanizmem, żeby zgadywać — może po prostu powinnam ujrzeć jego reakcję, bo kto wie, co naprawdę przyniesie zaskakująca przyszłość.
Kiedy wychodzę, świat jest zamglony przez osłonę łez w moich oczach. Emocje nadal sprawiają, że jestem nieobecna, drętwa i zszokowana tym, co działo się z moim ciałem w ciągu ostatniej godziny i że gdyby nie Katfrin, to nie czułabym żadnego wsparcia psychicznego. Słyszę tylko swoje imię, a zaraz potem w ciszy silne ramiona zamykają mnie w uścisku. Salvadore gładzi mnie po włosach i trzyma tak blisko siebie, że czuję się... dobrze. Nadzwyczaj dobrze, bezpiecznie, ale i dziwnie, bo to nie to, czego się spodziewałam po Salvadore.
Szlocham, choć sama nie wiem dlaczego.
— Shh. Nie płacz już — mówi mi do ucha, ale jego głos drży. Waha się, słychać to nawet w nierównym biciu serca, przy którym jestem teraz tak blisko.
— Kurwa. — Wzdycha Katfrin, podsumowując całą sytuację tylko jednym słowem. — Chyba muszę zapalić. — Słyszę tylko jej odchodzące kroki. Zbyt małym określeniem byłoby to, że nie jest zadowolona.
Odsuwam się od Bella na tyle, byśmy mogli na siebie spojrzeć. Jego dłoń wędruje na mój policzek, a kciuk gładzi skórę mokrą od płaczu. Wyraz jego twarzy mówi przynajmniej tyle, jakby sam miał niepohamowaną ochotę wyjść za siostrą i również zapalić, by pozbyć się nadmiaru stresu.
— J-ja chyba nie wiem, co teraz robić. — Gdybym naprawdę była w ciąży, byłoby dokładnie tak samo.
— Alt, poradzimy sobie. Nie jesteś w tym sama. — Próbuje mnie uspokoić, ale chyba daremno, gdyż jego brak pewności w głosie osiąga całkiem odwrotny skutek. Zawieszam na nim dłużej spojrzenie, aż wreszcie się odzywam.
— Też nie wiesz co robić?
Bell drapie się po głowie zmieszany.
— No też nie — mamrocze. — Ale będzie okej, po prostu musimy się oswoić z tą myślą.
— Oswojenie się z myślą to jedno, ale jak mamy zacząć, nie wiem, działać?
— Nie zadawaj mi takich trudnych pytań — odpiera spanikowany, ściągając swoją rękę z mojego policzka i przenosząc ją na ramię. Gładzi go kilka razy i opuszcza ręce całkowicie, by bezwładnie wisiały przy ciele. — Ale najpierw jedno pytanie. Muszę się upewnić. Tylko nie obrażaj się, okej?
Marszczę brwi.
— Dobra, spróbuję.
— Byłem ostatni? Z nikim poza mną...
— Nie — mówię od razu, nie spuszczając z niego wzroku. — Z nikim poza tobą nie spałam w ciągu ostatnich paru miesięcy. Przepraszam, że to akurat padło na ciebie — wypowiadam ostatnie zdanie z dozą sarkazmu.
Mężczyzna wzdycha i dąsa się powoli po pomieszczeniu. Uważnie śledzę go spojrzeniem, jakbym miała tym wyjąć z niego jakieś specjalne rozwiązania na swój udawany problem. Jednak sama na jego miejscu nie wiedziałabym jak postąpić, a zwykłe poniesienie odpowiedzialności to bardziej teoretyczna niż praktyczna kwestia.
— Zdaje mi się, że najpierw powinniśmy pójść do ginekologa. Bo to się robi w takich sytuacjach, no nie? — pyta zmieszany. Dłonie leżące teraz na jego biodrach dalej drżą i nie umyka to mojej uwadze. Może nawet jest mi go trochę szkoda.
— No tak — mruczę bez cienia zadowolenia. — Ale nie teraz. Proszę, na razie muszę ułożyć sobie wszystko w głowie. — Przecież nie pójdę do ginekologa, by dowiedzieć się, że nie jestem w ciąży.
Bell wcale nie protestuje. Wędruje do kuchni i nalewa sobie tam szklankę czystej wody. Oboje milczymy przez pewien czas. Dopiero zaglądając przez okno w salonie marszczę brwi i widzę nieznany mi dotąd czarny van. Ze strony kierowcy wychodzi brodaty, obcy facet. Z drugiej wysoki, barczysty mężczyzna z okularami przeciwsłonecznymi, które po chwili chowa, odsłaniając niebieskie oczy.
Niebieskie oczy, które, kurwa, znam. Tyler pieprzony Owen we własnej osobie. Prawie zamieram, nie potrafiąc powiedzieć ani słowa, bo cały mój umysł podporządkowany jest pytaniom o to, co on tu robi. 
— Bell. — Katfrin, która dopiero była na papierosie, teraz wychyla się zza progu. — Grube ryby przyjechały. Nie spieprz tego.
— Nie spieprz? Siostrzyczko, chyba mnie nie doceniasz. — Salvadore posyła młodszej siostrze nonszalancki uśmieszek, na co ta przewraca oczami. — Alt, powinnaś na razie zmienić pokój — odpowiada na mój oceniający wzrok. Doskonale wiem, że chodzi o narkotyki i on również wie, że zdaję sobie z tego sprawę. 
Nie silę się jednak na wzniecenie buntu i odchodzę do najbliższego pomieszczenia, a konkretniej łazienki, która znajduje się na tyle blisko, bym słyszała rozmowę. Wpatruję się w swoje marne odbicie w lustrze, ale niemal nie czuję swojej obecności. Jestem w pełni skupiona na tym, co dzieje się za ścianą. Rozróżniam dwa męskie głosy.
— Salvadore? — Szorstki głos Tylera. Poznam go wszędzie. — Przyszliśmy po towar. Twój wspólnik Jacob się nie odzywał, a na to nie mogę pozwolić, więc wysłałem do niego odpowiednich ludzi. Jesteśmy bez zapowiedzi, ale to chyba nie problem, hm? 
W myślach błagam, by nic się nie wydarzyło.

Bell?
Wiem, akcje zostawiam Tobie, 
ale wiesz gdzie możesz się zwrócić, gdy będziesz miała pustkę xD

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz