26 sty 2020

Od Ivana CD. Hermione

Mój wzrok pochłaniał sztuczność rodziny, w której się znalazłem. Dziewczyna z siłowni miała czerwony policzek, próbowała zakryć to włosami jednak znawca problemów rodzinnych i chorób psychicznych wiedziałam o co chodzi. Dziewczyna albo była bita przez ojczulka albo przez "lokaja" w sumie chuj wie kim on był. Jednak strzelam, że ojciec. Przy nim była czujna, wyprostowana i próbowała być dumą rodzinny. Oczywiście spełniała swoją role. Jednak robiła to w sposób jakby chciało udowodnić, że umie. Kątem oka spostrzegłem diabelny porządek. Nikt nigdy nie ma tak czystego domu chyba, że jest bogaczem lub prawie wcale nie ma w domu żadnego z członków rodziny. Obrazy, które wisiały na ścianie przedstawiały krajobrazy, zliczyłem zaledwie pięć zdjęć rodzinnych. Były raczej mniejszych formatów poustawiane na szafkach. Zapewne tylko z reguły. Próbowali mówić nimi: patrzcie jak bardzo kochającą rodziną jesteśmy! Jednak w moich oczach niestety nie mogli tak kłamać. Byli zbyt sztucznie w stosunku do siebie. Widziałem spięcie wśród nich. Babcia dziewczyny wydawała się być najbardziej zadowolona z mojej obecności. Widziałem na jej twarzy szeroki uśmiech, ale przede wszystkim szczery. Ojciec Arthur zachowywał minę zadowolonego ojca jednak widać było, że chodzi jedynie o interesy. Kiedy zająłem miejsce przy stolę uśmiechnąłem się lekko i opuściłem głowę dając im pokazać, że ich szanuje.
Oczywiście nie była to prawda. Sztuczni ludzie są bardzo złymi sojusznikami. Dlatego musiałem się długo zastanowić nad poparciem sprzedaży. Powiedzmy sobie szczerze, moje nieruchomości, które przejmie mogą nagle zyskać złe mianą. Co za tym idzie albo ja zyskam większą sławę ponieważ wcześniej ja byłem w stanie utrzymać swoje nieruchomości lub wyjdę na chuja. Bo sprzedałem coś co było potrzebne ludziom i teraz coś upadło, mogło być albo lepiej, albo bardzo źle. Może nie sprzedam nieruchomości, a ustalimy współpracę? Muszę się nad tym bardzo zastanowić. Spostrzegłem, że dziewczyna wróciła razem z swoim "lokajem", który niósł wino. Kieliszki już były naszykowane dlatego Arthur otworzył jedynie butelkę i spojrzał w moją stronę.
- Wina? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Niestety muszę jakoś wrócić - powiedziałem z wielkim żalem i lekkim uśmiechem patrząc na głowę rodziny.
- Holden może cię odwieźć - rzekł, a ja uniosłem spojrzenie na mężczyznę kątem oka widząc jego niezadowolenie. Prychnąłem w duchu, wiem jak się czujesz kolego.
- Naprawdę nie mogę. Jutro idę na wykłady - odpowiedziałem nadal delikatnie się uśmiechając. utrzymywałem ten gest. Był najlepszy ze względu na to, że można było łatwo go udawać. Do takiego uśmiechu nie był potrzebny ci lekki błysk w oczach i zadowolenie. Wystarczyło, że delikatnie uniosłeś swoje usta w geście uśmiechu i patrzyłeś się w oczy rozmówcy. Tylko naprawdę doświadczeni ludzi znający manipulację oraz ludzką psychikę są w stanie określić czy mój uśmiech jest teraz szczery. Każdy zajął swoje miejsce.
- Dobrze rozumiem. Jednak nalegam byś chociaż spróbował - powiedział upierając się przy swoim. Miałem ochotę zacisnąć swoją szczękę zły. Nie lubię gdy ktoś nie rozumie słowa "nie". Jednak wiedziałem, że jeśli wziąłbym go za swojego "znajomego" źle by się to skończyło. Musiałem więc mieć jakiekolwiek wyjaśnienie.
- Spróbować oczywiście mogę. Jednak nic innego nie wchodzi w grę. Jesteśmy na biznesowym obiedzie dlatego musimy zachować trzeźwość - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się szczerze. Wiedziałem, że teraz Arthur nie zaproponuje mi więcej alkoholu. Właśnie w małym stopniu powiedziałem mu, że alkohol w takiej sytuacji to zły wybór. Popełnił błąd. A jakiś młodszy sryl, który przejął biznes po ojcu zwrócił mu uwagę. A on w żaden sposób nie może na to odpowiedzieć jakąś mądrą ripostą. Uśmiechnąłem się w duchu. Wiedziałam, że to albo podbiło moją reputację albo sprawiło, że Arthur będzie próbował dobić mnie w jakiejś ważnej kwestii. Jednak chyba było warto dla samej jego miny. Wziął mój kieliszek i nalał mi czerwonego jak krew wina. Postawił naczynie we wcześniejsze miejsce, nalał reszcie domownikom i zajął swoje miejsce na końcu stołu. Jako głowa rodziny. Prychnąłem w duchu wiedząc jak się prostuje udając wielkiego człowieka. Nie wiedział, że tak właściwie to ja ma zagrażam. W jednej chwili mógł iść na spotkanie, a w drugiej leżeć na ulicy potrącony przez pijanego kierowce. Nie rozumiał kim jestem, zresztą jak wszyscy, których odwiedzam.
- A więc tak... - zacząłem - chce Pan zakupić ode mnie pewne nieruchomości. O jakich mówimy? - dodałem z lekkim uśmiechem. Oczywiście patrzyłem wprost w jego oczy. Wiecie, że samym spojrzeniem można speszyć i sprawić by człowiek zaczął mówić prawdę? Jeden niewinny gest, a jak bardzo potrafi zniszczyć plan człowieka.
- Planuje odkupić od Twojego ojca niedawno zakupione bary - powiedział naciskając na to, że to nie moje interesy. Prychnąłem i uśmiechnąłem się unosząc brodę w górę.
- Nie Panie Arthurze. Bary może i prawnie należą do mojego ojca. Jednak nie są jego własnością. To ja przekazałem pieniądze na nie. Większość inwestycji, które na papierku należą do mojego ojca są moje. Dlatego rozmawia Pan ze mną. Nie z moim tatą - powiedziałem z lekkim uśmiechem jednak złość buzowała w moich żyłach. Wiedziałem, że dla niego jestem nikim. Ale szacunek do drugiego człowieka należy się każdemu.
- Niech będzie - prychnął mimo wszystko i sięgnął po kieliszek z winem - Holdenie przyniesiesz obiad? - dodał do swojego człowieka, który tylko skinął głową i oddalił się od stołu. Moje spojrzenie padło na dziewczynę.
- Zmieńmy temat. Hermiono ile masz lat? - zapytałem dziewczynę, która dopiero teraz odważyła się spojrzeć w moją stronę. Policzek nadal był czerwony, a ja ciekaw byłem co tak naprawdę się wydarzyło.
- Niedawno skończyłam dziewiętnaście - odpowiedziała jedynie widząc piorunujące spojrzenie ojca. Przekręciłem głowę lekko na bok wpatrując się w jej oczy.
- Rozumiem. Widziałem cię dziś na siłowni. Byłaś na jakimś treningu? - zapytałem nadal świdrując ją wzrokiem. Zmarszczyła brwi zdziwiona moim pytaniem. Przecież to oczywiste, że poszła tam na trening. Po co innego? Żeby się spytać o drogę?
- Tak - odpowiedziała jedynie.
- Chodzisz tylko na siłownie czy trenujesz jakieś sztuki walki? - zadałem kolejne pytanie i sięgnąłem po kieliszek z wina upijając czerwonej cieczy.
- Trenuje boks - rzekła odpowiadając na kolejne pytanie zadane przez natarczywego faceta, jakim jestem.
- To wyjaśnia ranę na policzku. Powiedz rywalce by zakładała do treningu rękawice. Bo chyba trochę przesadziła - powiedziałem z lekkim uśmiechem i wróciłem spojrzeniem do Arthura, który teraz siedział z zastanowieniem i lekkim obrażeniem? Dziewczyna spojrzała ukradkiem na ojca. Czyli to on ją uderzył. Tak myślałem, ciężkie do rozwiązania to nie było. Odłożyłem kieliszek na miejsce.
- Wino musi być z dobrego rocznika. Jest bardzo dobre - powiedziałem z lekkim uśmiechem.



Hermione?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz