1 sty 2020

Od Keyi do Katfrin

Poczułam zimno ogarniające pomału całe moje ciało. Naciągnęłam mocniej kołdrę, pozwalając oczom pozostać skryte w ciemnościach. Ścisnęłam przykrycie do piersi, chcąc zatrzymać ten moment na zawsze. Pozostać schowaną i bezpieczną, gdzie nikt nigdy mnie nie odnajdzie.
Jednak nie było mi to dane, bo zaraz rozległ się głośny dźwięk budzika wypełniający pomieszczenie. Przekręciłam się na drugi bok, otwierając powoli oczy. Było jeszcze ciemno, ale niebo za oknem powoli jaśniało. Mój umysł potrzebował jeszcze chwili, aby dojść do siebie po średnio przespanej nocy. Dopiero po chwili wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki, gdzie dokonałam porannych i codziennych czynności. Szybki prysznic, schludny i delikatny makijaż oraz zjedzenie śniadanie idealnie tworzyło moją rutynę. Następnie nakarmienie wygłodniałego kruka.



Co prawda była dzisiaj sobota i wcale nie miałam potrzeby tak wcześnie wstawać, ale koszmary dręczące mnie przez całą noc nie pozwalały na bezczynne leżenie. Potrzebowałam świeżego powietrza i zmiany otoczenia, aby je odpędzić.
Tak też zrobiłam i ruszyłam w miasto. O tej porze można było spotkać niewielu mieszkańców, większość spała. Panował spokój i cisza, wypełniony jednocześnie mieszczańskim zapachem. Nie miałam jeszcze dokładnego planu co do dnia. Po prostu maszerowałam przez znane uliczki, chcąc zaczerpnąć jeszcze w miarę rześkiego powietrza.
Ostatecznie spacer zakończył się w kawiarence nieopodal. Lubiłam atmosferę, która tam panowała i cudowny zapach pieszczący zmysły. Na moje szczęście otwierali wcześnie, a za ladą pracowała przemiła staruszka, która zresztą dobrze mnie znała.
- Co podać? – zapytała z uśmiechem, kiedy tylko wkroczyłam do środka.
Odpowiedziałam tym samym gestem, zasiadając jednocześnie przy najbliższym stoliku.
- Kremówkę i herbatę. – nie musiałam się długo zastanawiać. – Z sokiem malinowym.
Kobieta przyjęła zamówienie, znikając jednocześnie za kotarą. Obserwowałam kilku przechodniów na zewnątrz, kiedy nagle do środka wparowała nieznajoma. Dokładnie zilustrowałam jej ciało i postawę. Jej czarne włosy okalały chudą, bladą i mocno zarysowaną twarz. Mocny makijaż jedynie dopełniał mroczny wizerunek. Była ubrana na czarno, podkreślając wysportowaną figurę.
Wydawała się zmęczona, ale kiedy usiadła, głośno odsapnęła. Staruszka natychmiast się przy niej pojawiła, odbierając zamówienie. Znajdowałam się za daleko, aby słyszeć, co mówi. Widziałam jedynie, jak wyciąga telefon i pisze coś chudymi palcami.
Kiedy przez przypadek nasz wzrok się spotkał, natychmiast odwróciłam się w drugą stronę, bezmyślnie potwierdzając, że to właśnie na nią patrzyłam. Więcej jednak nie zwróciłam na nią uwagi, gdyż nie robiła niczego, co mogłabym uznać za ciekawe. Czasami miałam ochotę na coś szalonego coś, co zaraz zmieni moje życie i odwróci w drugą stronę. Nic takiego się nigdy nie zdarzyło, a mi właściwie to nie przeszkadzało.
Po zapłacie i zjedzeniu wyszłam z lokalu, gotowa wrócić do domu i odespać stracone godziny. Tak też zrobiłam, a kiedy wgramoliłam się z powrotem pod kołdrę, okazało się, że wcale nie usnę. Oczy nie chciały się zamknąć, a umysł wyciszyć. Wiecznie wracały obrazy sprzed kilku lat, niepotrzebnie mnie rozdrażniając.
Leniwie spędzając czas, dobiegło w końcu południe. Bestia, która mi teraz towarzyszyła, zachowywał się dzisiaj dziwnie niespokojnie i nie mógł usiedzieć w miejscu.
- Gorszy dzień, rozumiem. – pogłaskałam go po łbie, dając buziaka w dziób.
Kiedy siedziałam bezczynnie na kanapie, mocno się rozmarzyłam. Powracałam do momentów, gdy jeszcze jeździłam konno. Starałam się dokładnie odtworzyć tamte czasy i odtworzyć uczucia towarzyszące mi w tamtych momentach.
Wtedy wpadłam na wspaniały pomysł. Stwierdziłam, że przecież mogę pójść na pojedynczą jazdę. Sprawdziłam, gdzie najbliżej znajdę dobrą stajnię i zebrałam potrzebne informacje. Zastanawiałam się, czy dzwonić i się umawiać, czy może jednak nie. Ostatecznie wybrałam drugą opcję, co mogło nie być dobrym wyborem. Zabrałam ze sobą ubrania, gdyby jednak udało się pojeździć, a gdyby nie – wystarczy mi czas spędzony wśród tych zwierząt.
Wsiadłam do auta i ruszyłam pod znaleziony adres. Droga zajęła mi jedynie piętnaście minut, a stajnia, którą ujrzałam, była cudowna. Cała posiadłość wydawała się olbrzymia, a panujący tutaj spokój przyjemnie napawał duszę.

Stanęłam przed budynkiem o kolorach zwyczajnych i prostych. Zwykła biel i czerń, ale budowla miała ciekawy kształt. Widziałam kilku ludzi, którzy przechodzili niedaleko, ale właściwie to poczułam się całkowicie zagubiona. W oddali słychać było przyjemne rżenie koni, więc ruszyłam w tamtym kierunku.
Nagle zatrzymał mnie kobiecy głos.
- Cześć. Nie widziałam Cię tutaj wcześniej.
Odwróciwszy się, stanęłam przed dziewczyną z kawiarni. Nie miałam wątpliwości, że to ta sama osoba. Ubrana była teraz w końskie ciuchy, a jej usta lekko wyginały się w uśmiechu. Jednak jej oczy pozostawały czujne, nie ufając mojej osobie.
- Cześć. - odburknęłam, siląc się na życzliwy wyraz twarzy. – Usłyszałam o tej stajni i przyjechałam popatrzeć na konie. Nie wiedziałam, czy powinnam zadzwonić, ale może jest możliwość jazdy?
Zostałam zmierzona piwnymi oczami, a czarnowłosa założyła ręce na piersiach.
- Pierwszy raz będziesz jeździć? – zapytała, wydając się przyzwyczajona do takich sytuacji.
- Tutaj tak, ale wcześniej dużo jeździłam. – odpowiedziałam. – Jazdy konnej się nie zapomina. Chociaż mój dosiad na pewno nie jest tak dobry, jak kiedyś.
Zaśmiałam się nerwowo, ale z nadzieją. Mimo wszystko liczyłam, że uda mi się usiąść na konia i co najważniejsze po prostu spędzić czas z tymi niezwykłymi istotami. Tak bardzo brakowało mi tego zapachu, tej atmosfery i po prostu ich pełnych emocji spojrzeń…
- Przy okazji, nazywam się Keya Reed. – rzuciłam, starając się rozluźnić przy tym własne ciało.

Katfrin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz