— Dzień dobry — kiwam głową w jego stronę w geście powitania. — Będę mógł wrócić dzisiaj do domu? Mam tam kota.
— Dzień dobry. Ja nie jestem w stanie dać ci na to zezwolenia, powiedz policji, powinna się tym zająć — przenoszę wzrok na dokumenty leżące na biurku. Poświęcam jeszcze drobną chwilę na ich uporządkowanie, zanim zaczniemy nasze spotkanie, tak więc siedzimy przez chwilę w ciszy, którą niespodziewanie Elias przerywa.
— Duanna? — mówi cicho, na co marszczę brwi. — Lucas, pamiętasz? Nazywałem się wtedy Lucas Anders.
W pierwszej chwili zamieram, mam wrażenie, że moje serce podobnie. Niemalże od razu czuję, jak moje ręce stają się zimne, a oddech urywany. To niemożliwe, aby siedział przede mną Lucas, ten Lucas z dzieciństwa. To Elias, mój kolejny klient w karierze, ot co.
— Powiedz coś — dopowiada po dłuższej chwili, a z jego głosu bije niewyobrażalna nadzieja, której nie chcę tłamsić, więc zerkam na niego, wzdychając.
— Oczywiście, że cię pamiętam, ale teraz jestem w pracy, wybacz — urywam, choć czuję gulę w gardle, którą z bólem przełykam, bo nie chcę go tak traktować. — Opowiedz mi o ofierze.
— Nazywał się Will i był dosyć młody. Gdy jego szef źle go traktował, zwracał się do mnie o pomoc, którą zresztą otrzymywał. Nie zrobiłbym mu krzywdy, był dobrym człowiekiem — cieszę się, kiedy podejmuje temat bez zbędnego oporu. Jednocześnie na jego twarzy widzę szczere przygnębienie i nie wiem, czy to za sprawą tego, kim się okazał, czy jego prawdomówności, ale mu wierzę. Dodatkowo, w mojej głowie już zaczyna tworzyć się plan, jak mu pomóc.
– W porządku, napisz na kartce kto według ciebie był na zdjęciu, kto cię wrabia i gdzie można ich znaleźć. Musisz mi powiedzieć wszystko, co wiesz, żebym cię stąd wyciągnęła. Najlepiej od samego początku — mówię, nieco bardziej rozemocjonowana niż ostatnim razem, ale to nic dziwnego. W między czasie podsuwam mu kartkę i długopis. Mam szczerą chęć porozmawiać z nim o prywatnych sprawach, nadrobić, bądź co bądź, stracone lata i po prostu kontynuować naszą przyjaźń w tym momencie, w którym ją zerwaliśmy, ale wiem, że to niemożliwe w obecnej sytuacji.
— Nie wiem co się tam wydarzyło. Tamtego dnia siostra przywiozła do mnie swojego kota, którym miałem się zająć i wyjechała na wakacje z mężem i córką. Tak wyglądał mój poranek — mówi jednocześnie zapisując coś na kartce, ale na chwilę przerywa i patrzy — Za to tego gościa ze zdjęcia rozpoznam wszędzie. To Derryl, szef jednego z gangów za to Will był jego pracownikiem. Derryl raczej za mną nie przepada, więc domyślam się, że jak dowiedział się o moim kontakcie z Willem, dał mu nauczkę. Przy okazji nieźle z tego skorzystał i wrobił mnie w to, aby raz na zawsze pozbyć się konkurencji — dodaje, marszcząc czoło. Zapisuję wszystkie najważniejsze według mnie rzeczy.
— Grafolog wykazał, że list nie był napisany przez ciebie. Masz też alibi, więc jak dobrze pójdzie, to wyciągnę cię stąd jeszcze dzisiaj, tylko muszę przejść się do prokuratury — mówię, wstając. Czuję, jakby chciał coś powiedzieć, zapewne napomknąć coś o naszej przeszłości, ale nie daję mu na to szansy, wzywając strażnika. Ten wchodzi do pomieszczenia w przeciągu kilku sekund, zabierając Eliasa. Lub Lucasa, bo szczerze nie wiem, co myśleć o tej sytuacji. Staram się, aby nasza przeszłość nie przeszła na naszą relację, ani tym bardziej na moją pracę, o czym zresztą mówiłam wczoraj, ale z każdym spotkaniem mam coraz mniejszą nadzieję, że będzie to możliwe. Dodatkowo czuję, jakbym ponownie miała piętnaście lat. Przez chwilę wszystkie wspomnienia dosłownie przelatują przed moimi oczami, sprawiając, że czuję jak się szklą.
— Mamusiu? — słyszę nagle głos Tate stojącej naprzeciwko mnie. Nawet nie zauważyłam kiedy do mnie podeszła. Biorę ją jednym ruchem na ręce , a ta siada na moich kolanach. — Jedziemy na kucyki? — pyta, na co się uśmiecham.
— Na kucyki pojedziemy jutro. Teraz lody i pączki, co ty na to? — Tate w odpowiedzi zgadza się, zeskakuje żwawo na ziemię, po czym podbiega do sofy, sprzątając swoje rzeczy. Ja nadal siedzę na fotelu, czując się, jakby wszystkie chęci do życia ze mnie uleciały. Mam jeszcze jedno zadanie, którym jest złożenie swojej deklaracji w prokuraturze. Nie jestem częścią policji, ale moje zdanie także jest brane pod uwagę, głównie z racji mojego kontaktu z oskarżonymi. Na ogół mówią mi więcej, niż policji, co jest dość zrozumiałe, w końcu nie działam na ich niekorzyść, a choć państwo płaci mi za obarczenie winą, to ja, jako prawnik, wybieram prawdę. Najczęściej, bo wszystko jest uzależnione od sytuacji i konkretnej sprawy. Z kancelarii wychodzimy kilka minut później. Kierujemy się w stronę parkingu, gdzie znajduje się mój samochód. Jest ich dużo, więc z początku nie odnajduję swojego wzrokiem. Dopiero po dłuższej chwili udaje mi się go namierzyć, ale z początku nie zauważam nic nadzwyczajnego. Po przejściu kilku następnych metrów widzę, jak maskę samochodu pokrywają kolorowe smugi. Marszczę brwi, stając przy pomazanym samochodzie, jak przez mgłę słyszę Tate pytającą co się dzieje. Wzdycham, opierając się o filar stojący kilka kroków ode mnie. Doskonale wiem, co to oznacza, groźby ze strony wrogów moich klientów zdarzają się często, ale wszystkie raczej zawsze kończyły się na słowach, niż czynach. Dodatkowo byłam dopiero po pierwszym spotkaniu z Eliasem, dzisiaj drugim, więc nie wiedziałam, skąd się to wzięło. Ktoś musiał naprawdę źle mu życzyć, a teraz także mi.
— To nic, Tate, pojedziemy taksówką, chodź. Ktoś się tym zajmie — mówię słabym głosem, rozglądając się dookoła. Nie boję się o swoje bezpieczeństwo, boję się jedynie o Tate, bo to logiczne, że jeśli będą chcieli dotknąć mnie do żywego, to zrobią coś jej, a nie mi. Tak jak mówiłam, wzywam taksówkę. Ta przyjeżdża po niespełna kilku minutach, a że na dworze jest chłodno, to szybko wsiadamy do środka. Droga nie jest długa, prokuratura mieści się kilkanaście kilometrów od mojej kancelarii, więc dojeżdżamy do niej szybko. W międzyczasie wysyłam SMSa do znajomego z prośbą, aby zajął się moim samochodem z racji, że ma swój warsztat. Oddycham z ulgą, że chociaż tego nie będę musiała robić na własną rękę. Budynek prokuratury jest utrzymany w jasnych kolorach, obłożony szarym kamieniem. Cztery piętra, od każdego odchodzą balkony, a okna i drzwi są przeszklone. Słyszę krótkie ”łaaał” Tate, kiedy ogląda ogrody styczne z budynkiem.
— Możesz się tam pobawić, jeśli chcesz. Ja będę w środku, tylko nie wychodź na ulicę, dobra? — mówię, na co ta kiwa ochoczo głową, puszcza moją rękę i biegnie w stronę ogrodu. Jest otoczony wysokim żywopłotem, w środku jest huśtawka i zdobne oczko wodne, więc nie boję się, że szybko jej się znudzi i będzie szukała atrakcji gdzieś dalej.
Przechodzę przez automatyczne drzwi, kierując się od razu na pierwsze piętro. Sekretarka na parterze nawet mnie nie zatrzymuje, wie kim jestem. Odszukuję odpowiedni gabinet, do którego wchodzę. Witam się ze wszystkimi w środku i składam wszystkie papiery dotyczące sprawy Eliasa z nadzieją, że go dzisiaj zwolnią z aresztu i zaczną szukać prawdziwego sprawcy.
— Jak mają się sprawy? — pytam, niby od niechcenia. Lepiej, żeby nie wiedzieli, jak bardzo emocjonalnie wplątałam się w tę sprawę.
— Wszystko wychodzi na to, że to nie był on, a rozprawa jest już zaplanowana. — zaczyna Lopez, miejscowy policjant w wydziale zabójstw. — Na chwilę obecną raczej ją odwołamy, ewentualnie przełożymy, jeśli prawdziwy sprawca się nie znajdzie, to kogoś i tak trzeba będzie ukarać — rechocze, odchylając się na fotelu, na co krzywię się z niesmakiem, ale nie odpowiadam. Puszczenie tej uwagi mimo uszu jest lepszym wyjściem, niż marna dyskusja z kimś takim.
Do domu wracamy po szesnastej, kiedy Tate najada się lodami i pączkami. Rzadko kiedy ma taki przywilej, ale jak już jej pozwalam, to korzysta na całego. Jak widać. A potem słucham przez drugą połowę dnia, że jej niedobrze, i że nie zje kolacji. Czy ja jestem złą matką? Korzystając z wolnego czasu, biorę prysznic i ubieram się w satynowy szlafrok, zasiadając na kanapie przed telewizorem. Narzucam na siebie koc, wtulając w niego policzek i przysypiam przy filmie, kiedy w mieszkaniu rozbrzmiewa się dzwonek świadczący o tym, że ktoś dostał się do wnętrza wieżowca i zmierza do mojego apartamentu. Wstaję z łóżka spanikowana, zaglądając przez wizjer z nadzieją, że ktoś się pomylił i jest to jakiś sąsiad, jednak moje serce staje na moment, kiedy moim oczom ukazuje się Lucas stojący za drzwiami. Lucas, Elias - już nawet nie wiem jakim jego imieniem mam się posługiwać, a moje serce nie wie, czy bić, czy może przestać, ale chyba ta druga opcja byłaby lepsza w tej sytuacji. Niestety nic się nie dzieje, nie mdleje, nie umieram, jedynie kolejne minuty niemiłosiernie się dłużą, a mężczyzna za drzwiami staje się niecierpliwy, bo dobrze wie, że jestem w środku.
— Duanna? — mówi cicho, na co marszczę brwi. — Lucas, pamiętasz? Nazywałem się wtedy Lucas Anders.
W pierwszej chwili zamieram, mam wrażenie, że moje serce podobnie. Niemalże od razu czuję, jak moje ręce stają się zimne, a oddech urywany. To niemożliwe, aby siedział przede mną Lucas, ten Lucas z dzieciństwa. To Elias, mój kolejny klient w karierze, ot co.
— Powiedz coś — dopowiada po dłuższej chwili, a z jego głosu bije niewyobrażalna nadzieja, której nie chcę tłamsić, więc zerkam na niego, wzdychając.
— Oczywiście, że cię pamiętam, ale teraz jestem w pracy, wybacz — urywam, choć czuję gulę w gardle, którą z bólem przełykam, bo nie chcę go tak traktować. — Opowiedz mi o ofierze.
— Nazywał się Will i był dosyć młody. Gdy jego szef źle go traktował, zwracał się do mnie o pomoc, którą zresztą otrzymywał. Nie zrobiłbym mu krzywdy, był dobrym człowiekiem — cieszę się, kiedy podejmuje temat bez zbędnego oporu. Jednocześnie na jego twarzy widzę szczere przygnębienie i nie wiem, czy to za sprawą tego, kim się okazał, czy jego prawdomówności, ale mu wierzę. Dodatkowo, w mojej głowie już zaczyna tworzyć się plan, jak mu pomóc.
– W porządku, napisz na kartce kto według ciebie był na zdjęciu, kto cię wrabia i gdzie można ich znaleźć. Musisz mi powiedzieć wszystko, co wiesz, żebym cię stąd wyciągnęła. Najlepiej od samego początku — mówię, nieco bardziej rozemocjonowana niż ostatnim razem, ale to nic dziwnego. W między czasie podsuwam mu kartkę i długopis. Mam szczerą chęć porozmawiać z nim o prywatnych sprawach, nadrobić, bądź co bądź, stracone lata i po prostu kontynuować naszą przyjaźń w tym momencie, w którym ją zerwaliśmy, ale wiem, że to niemożliwe w obecnej sytuacji.
— Nie wiem co się tam wydarzyło. Tamtego dnia siostra przywiozła do mnie swojego kota, którym miałem się zająć i wyjechała na wakacje z mężem i córką. Tak wyglądał mój poranek — mówi jednocześnie zapisując coś na kartce, ale na chwilę przerywa i patrzy — Za to tego gościa ze zdjęcia rozpoznam wszędzie. To Derryl, szef jednego z gangów za to Will był jego pracownikiem. Derryl raczej za mną nie przepada, więc domyślam się, że jak dowiedział się o moim kontakcie z Willem, dał mu nauczkę. Przy okazji nieźle z tego skorzystał i wrobił mnie w to, aby raz na zawsze pozbyć się konkurencji — dodaje, marszcząc czoło. Zapisuję wszystkie najważniejsze według mnie rzeczy.
— Grafolog wykazał, że list nie był napisany przez ciebie. Masz też alibi, więc jak dobrze pójdzie, to wyciągnę cię stąd jeszcze dzisiaj, tylko muszę przejść się do prokuratury — mówię, wstając. Czuję, jakby chciał coś powiedzieć, zapewne napomknąć coś o naszej przeszłości, ale nie daję mu na to szansy, wzywając strażnika. Ten wchodzi do pomieszczenia w przeciągu kilku sekund, zabierając Eliasa. Lub Lucasa, bo szczerze nie wiem, co myśleć o tej sytuacji. Staram się, aby nasza przeszłość nie przeszła na naszą relację, ani tym bardziej na moją pracę, o czym zresztą mówiłam wczoraj, ale z każdym spotkaniem mam coraz mniejszą nadzieję, że będzie to możliwe. Dodatkowo czuję, jakbym ponownie miała piętnaście lat. Przez chwilę wszystkie wspomnienia dosłownie przelatują przed moimi oczami, sprawiając, że czuję jak się szklą.
— Mamusiu? — słyszę nagle głos Tate stojącej naprzeciwko mnie. Nawet nie zauważyłam kiedy do mnie podeszła. Biorę ją jednym ruchem na ręce , a ta siada na moich kolanach. — Jedziemy na kucyki? — pyta, na co się uśmiecham.
— Na kucyki pojedziemy jutro. Teraz lody i pączki, co ty na to? — Tate w odpowiedzi zgadza się, zeskakuje żwawo na ziemię, po czym podbiega do sofy, sprzątając swoje rzeczy. Ja nadal siedzę na fotelu, czując się, jakby wszystkie chęci do życia ze mnie uleciały. Mam jeszcze jedno zadanie, którym jest złożenie swojej deklaracji w prokuraturze. Nie jestem częścią policji, ale moje zdanie także jest brane pod uwagę, głównie z racji mojego kontaktu z oskarżonymi. Na ogół mówią mi więcej, niż policji, co jest dość zrozumiałe, w końcu nie działam na ich niekorzyść, a choć państwo płaci mi za obarczenie winą, to ja, jako prawnik, wybieram prawdę. Najczęściej, bo wszystko jest uzależnione od sytuacji i konkretnej sprawy. Z kancelarii wychodzimy kilka minut później. Kierujemy się w stronę parkingu, gdzie znajduje się mój samochód. Jest ich dużo, więc z początku nie odnajduję swojego wzrokiem. Dopiero po dłuższej chwili udaje mi się go namierzyć, ale z początku nie zauważam nic nadzwyczajnego. Po przejściu kilku następnych metrów widzę, jak maskę samochodu pokrywają kolorowe smugi. Marszczę brwi, stając przy pomazanym samochodzie, jak przez mgłę słyszę Tate pytającą co się dzieje. Wzdycham, opierając się o filar stojący kilka kroków ode mnie. Doskonale wiem, co to oznacza, groźby ze strony wrogów moich klientów zdarzają się często, ale wszystkie raczej zawsze kończyły się na słowach, niż czynach. Dodatkowo byłam dopiero po pierwszym spotkaniu z Eliasem, dzisiaj drugim, więc nie wiedziałam, skąd się to wzięło. Ktoś musiał naprawdę źle mu życzyć, a teraz także mi.
— To nic, Tate, pojedziemy taksówką, chodź. Ktoś się tym zajmie — mówię słabym głosem, rozglądając się dookoła. Nie boję się o swoje bezpieczeństwo, boję się jedynie o Tate, bo to logiczne, że jeśli będą chcieli dotknąć mnie do żywego, to zrobią coś jej, a nie mi. Tak jak mówiłam, wzywam taksówkę. Ta przyjeżdża po niespełna kilku minutach, a że na dworze jest chłodno, to szybko wsiadamy do środka. Droga nie jest długa, prokuratura mieści się kilkanaście kilometrów od mojej kancelarii, więc dojeżdżamy do niej szybko. W międzyczasie wysyłam SMSa do znajomego z prośbą, aby zajął się moim samochodem z racji, że ma swój warsztat. Oddycham z ulgą, że chociaż tego nie będę musiała robić na własną rękę. Budynek prokuratury jest utrzymany w jasnych kolorach, obłożony szarym kamieniem. Cztery piętra, od każdego odchodzą balkony, a okna i drzwi są przeszklone. Słyszę krótkie ”łaaał” Tate, kiedy ogląda ogrody styczne z budynkiem.
— Możesz się tam pobawić, jeśli chcesz. Ja będę w środku, tylko nie wychodź na ulicę, dobra? — mówię, na co ta kiwa ochoczo głową, puszcza moją rękę i biegnie w stronę ogrodu. Jest otoczony wysokim żywopłotem, w środku jest huśtawka i zdobne oczko wodne, więc nie boję się, że szybko jej się znudzi i będzie szukała atrakcji gdzieś dalej.
Przechodzę przez automatyczne drzwi, kierując się od razu na pierwsze piętro. Sekretarka na parterze nawet mnie nie zatrzymuje, wie kim jestem. Odszukuję odpowiedni gabinet, do którego wchodzę. Witam się ze wszystkimi w środku i składam wszystkie papiery dotyczące sprawy Eliasa z nadzieją, że go dzisiaj zwolnią z aresztu i zaczną szukać prawdziwego sprawcy.
— Jak mają się sprawy? — pytam, niby od niechcenia. Lepiej, żeby nie wiedzieli, jak bardzo emocjonalnie wplątałam się w tę sprawę.
— Wszystko wychodzi na to, że to nie był on, a rozprawa jest już zaplanowana. — zaczyna Lopez, miejscowy policjant w wydziale zabójstw. — Na chwilę obecną raczej ją odwołamy, ewentualnie przełożymy, jeśli prawdziwy sprawca się nie znajdzie, to kogoś i tak trzeba będzie ukarać — rechocze, odchylając się na fotelu, na co krzywię się z niesmakiem, ale nie odpowiadam. Puszczenie tej uwagi mimo uszu jest lepszym wyjściem, niż marna dyskusja z kimś takim.
Do domu wracamy po szesnastej, kiedy Tate najada się lodami i pączkami. Rzadko kiedy ma taki przywilej, ale jak już jej pozwalam, to korzysta na całego. Jak widać. A potem słucham przez drugą połowę dnia, że jej niedobrze, i że nie zje kolacji. Czy ja jestem złą matką? Korzystając z wolnego czasu, biorę prysznic i ubieram się w satynowy szlafrok, zasiadając na kanapie przed telewizorem. Narzucam na siebie koc, wtulając w niego policzek i przysypiam przy filmie, kiedy w mieszkaniu rozbrzmiewa się dzwonek świadczący o tym, że ktoś dostał się do wnętrza wieżowca i zmierza do mojego apartamentu. Wstaję z łóżka spanikowana, zaglądając przez wizjer z nadzieją, że ktoś się pomylił i jest to jakiś sąsiad, jednak moje serce staje na moment, kiedy moim oczom ukazuje się Lucas stojący za drzwiami. Lucas, Elias - już nawet nie wiem jakim jego imieniem mam się posługiwać, a moje serce nie wie, czy bić, czy może przestać, ale chyba ta druga opcja byłaby lepsza w tej sytuacji. Niestety nic się nie dzieje, nie mdleje, nie umieram, jedynie kolejne minuty niemiłosiernie się dłużą, a mężczyzna za drzwiami staje się niecierpliwy, bo dobrze wie, że jestem w środku.
Elias? +20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz