Spojrzałem na dziewczynę z lekko
uniesioną brwią, po czym zaśmiałem się cicho. Rzuciłem okiem na torbę,
widziałem że telefon leżał w innej pozycji, jednak nie zwróciło to zbytnio
mojej uwagi. Nawet jeśli dziewczyna zaglądała tam, nie znalazłaby nic
ciekawego. Przez jakiś czas wydawałem jej polecenia, czasami pokazując
ćwiczenie, kiedy nie wiedziała do końca jak je wykonać. Następnie, wyjąłem z
torby teczkę a z niej białą kartkę A4 i podałem ją dziewczynie.
- To zestaw ćwiczeń, które będziemy
wykonywać następnym razem. Zapoznaj się z nimi, aby nie było niespodzianki.
Jeśli będziesz miała trudności, dzwoń. Na samym dole kartki jest mój numer.
Odbieram tylko do godziny osiemnastej, potem wyłączam komórkę.
Opuściłem dom dziewczyny równie
szybko co się tam pojawiłem. W drodze do samochodu, zerknąłem na telefon i
zakląłem w duchu. Czy oni naprawdę nie mogą nic zrobić dobrze? Siedząc w aucie
i jadąc już w kierunku magazynów zadzwoniłem do Nicolasa.
- Po pierwsze, nie przejmuj się
Jasonem, chciał się odciąć. Nic nie powie. A co do zamówienia, mówiłem wam
wszystko. Co znowu zjebałeś? – Warknąłem, a kiedy w komórce odezwał się głos,
wywróciłem oczami. – Nic nie zrozumiem, jeśli będziesz się mazał. Wiem, że
jesteś nowy w tej branży, ale potrzebujemy zimnej krwi w takich sytuacjach.
Zaraz tam będę, więc mam nadzieję, że kręcisz się w okolicy.
Pojawiłem się w magazynie, a raczej
hangarze już pół godziny później. Zakładając na nos moje okulary
przeciwsłoneczne i zakładając na koszulkę czarną skórę, jednocześnie chowając
pod nią broń wyszedłem z auta. Moim oczom ukazali się moi ludzie i kilku
mężczyzn, związanych i nie przytomnych.
- Kto to kurwa jest?
- Okoliczni, próbowali zwinąć towar.
Toronto ich zgarnął, ale byli uzbrojeni i poharatali go nieźle, zabrali go do
Marcusa. Ale nie wiedzieliśmy co zrobić z tymi. Poza tym, młody pisał o Jasonie
bo jednym z nich jest członek jego zespołu.
- Co? Który? – Poszedłem do pięciu
mężczyzn, a Berlin zdjął worek z głowy mężczyzny po środku. – Informacje?
- Eric, żonaty. Umie grać na każdym
instrumencie, zmienia się z ziomkiem na gitarę lub perkusję. Najlepszy
przyjaciel Jasona Hamiltona. Ma podobno syna, ale nie jestem pewien. Facet po
szkole aktorskiej. Nieźle się stoczył
- I wygląda, jakby wpadł pod
samochód. Opatrzcie go i podrzućcie do domu jak się ocknie. Jason oderwał się
od nas, więc nie mam zamiaru wpierdalać mu się do życia z butami. A ten typ nie
jest problemem. Zagroźcie mu, że jeśli zrobi to jeszcze jeden raz, wykończymy
jego żonę i dzieciaka. Odpuści. – Odwróciłem się w kierunku kilku olbrzymich
skrzyń. – Oprócz tego, jest dobrze?
- Tak, jest okej. To co
zamawialiśmy. Klienci będą zadowoleni.
- Mam nadzieję przyjacielu. Mam
nadzieję. Muszę spierdalać, obiecałem Harriet wieczór filmowy, wolę aby nie
dowiedziała się, czym zajmuje się jej ojciec. A przynajmniej nie teraz. Jutro
jedzie z dziadkami za granicę, będę miał więcej czasu. Dostałem też propozycję
otwarcie kasyna w samym środku Avenley, byłbym głupi gdybym nie skorzystał.
Kiedy wsiadłem do samochodu, zdjąłem
okulary i przejechałem dłońmi po twarzy. Nie miałem do nich siły. Kiedy jeszcze
sam się tym zajmowałem, nigdy nie było takich kłopotów i wszystko było
dopilnowane. Kradzież towaru? To było niedopuszczalne. Będę musiał pogadać z
Toronto, musiałem wiedzieć jak się czuje. Całą drogę do domu ściskałem kurczowo
dłonie na kierownicy. Rozluźniłem się jednak, kiedy z moimi rzeczami pojawiłem
się w progu, a w moje ramiona dosłownie wpadła moja księżniczka.
- Zdążyłeś! Zaraz się zacznie! –
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, wtulając się we mnie. Zaśmiałem się
cicho,po czym odstawiłem ją na ziemię. – Podoba ci się to jak wyglądam?
Blondynka miała włosy związane w
kucyka, który zapewne zrobiła jej Jane, moja pomoc domowa, jasnoróżowa
spódniczka oraz biała koszulka z korona. Na głowie za to miała swoją ulubioną
koronę. Uklęknąłem, wtykając kosmyk jej włosów, który już zdążył wypaść z
upięcia za ucho, uśmiechnąłem się.
- Wyglądasz jak prawdziwa
księżniczka. Chodź, zanim film zacznie się na dobre – Zaśmiałem się, podrywając
córkę do góry i niosąc ją na kanapę. Dziewczyna wtuliła się w mój bok, a ja
przykryłem naszą dwójką kocem. Moim oczom ukazała się czołówka bajki o księżniczkach,
której tytułu nawet nie zapamiętałem.
Co prawda, nie interesowała mnie owa
bajka. Większość czasu spędziłem wymieniając wiadomości z Toronto, który czuł
się lepiej. Okazało się, że złodzieje pocięli mu jedynie lewą ręką. Nakazałem
mu przymusowy urlop, obiecując, że nikt nie zajmie jego miejsca. Co jakiś czas
musiałem zerkać na telewizor, kiedy Harriet szturchała mnie, widocznie
zauważając, że nie oglądam. Kiedy skończył się już drugi film, zabrałem ją do
kuchni i posadziłem przy stole.
- Chcesz kawałek ciasta? – Harriet stanęła
na krześle klaszcząc w dłonie – Mam to traktować jako tak?
Spędziłem jeszcze trochę czasu
siedząc z Harriet w kuchni, słuchając jak dziewczynka opowiada mi o wróżkach,
smokach i księżniczkach. Uśmiechałem się cały czas – czasami, bardzo miło jest
się oderwać od świata niebezpieczeństw, narkotyków i wiecznych śmierci. Kiedy
wybiła godzina dziesiąta wieczorem, stanowczo zarządziłem porę kąpieli i
spania. Co prawda, nie była zadowolona, ale kiedy tylko przypomniałem jej o
wyjeździe z dziadkami, pobiegła od razu.
Ja sam zacząłem ją pakować. Ubrania,
buty, gumki do włosów, szczotka do włosów, oraz wiele innych pierdółek, które ta
zawsze zabiera. Poprosiłem jeszcze Jane, aby sprawdziła wszystko i zaplotła jej
warkocza, kiedy już Linda ją przyprowadzi. Ja sam również ruszyłem do
łazienki, gdzie wziąłem prysznic. Oparłem się dłońmi o kafelki. Czasami
podwójne życie jest naprawdę męczące. Przejechałem jedną dłonią po mokrych
włosach, a następnie po twarzy po czym wyszedłem z pod prysznica, aby się
wytrzeć, oraz ubrać. Będąc już w czarnych spodniach dresowych, oraz tego samego
koloru bezrękawniku dosłownie padłem na łóżko.
***
- I pamiętaj o lekach. Ma je w
najmniejszej kieszonce w plecaku, musi brać je pół godziny przed wyjazdem, w
tracie wyjazdy wedle potrzeby. Jak coś, dzwoń. Harriet może mieć koszmary,
wtedy po prostu posiedź przy niej chwilę i… - Kobieta uśmiechnęła się
pobłażliwie. – No tak. Przepraszam.
- Valerio, spokojnie. Nic jej z nami
nie grozi. Zajmiemy się nią. Dobrze wiesz, że mój mąż traktuje ją jak własną
córkę.
- Wiem, wiem – Oparłem się jedną
ręką o samochód. Kobieta położyła mi dłoń na ramieniu. Była tak bardzo podobna
do matki Harriet, te same oczy, które moja córka odziedziczyła po matce.
- Ty zajmij się pracą. Ale nie
przesadzaj, bycie pracoholikiem nie wyjdzie ci na dobre. Zadzwonimy gdy tylko
dojedziemy. Harriet, pożegnaj się z tatą! – Niemal natychmiast podbiegła do
mnie blondynka. Z uśmiechem schyliłem się.
- Bądź grzeczna dobrze? – Dziewczynka
pokiwała energicznie głową – I jeśli tylko będziesz chciała pogadać, dzwoń,
zawsze odbiorę.
- Nawet w nocy?
- Nawet w nocy, nie ważne o której
będziesz dzwonić. Kocham cię wiesz?
- Wiem tato, ja ciebie też –
Dziewczynka przytuliła mnie mocno, obejmując za szyję. Chwilę potem, pobiegła
do babci, która już na nią czekała.
Nigdy nie wchodziłem do tego
mieszkania. A przynajmniej, nie od śmierci matki Harriet. Nie miałem siły. Mimo
wszystko, zależało mi na Nadii. Była pierwszą kobietą, z którą tyle mnie
połączyło, nie licząc naszej córki. Kiedy wsiadłem do samochodu, od razu
rozbrzmiał telefon.
- Halo?
- Dzień dobry panie Hamilton,
chciałabym prosić, aby pan dziś przyjechał. Oczywiście, zapłacę pani dodatkowo.
Jak dla mnie, Lucille kompletnie nie radzi sobie z ćwiczeniami, które jej pan
zadał.
Westchnąłem ciężko, wywracając
oczami.
- Proszę pani, jestem pewien, że
jeśli damy jej więcej czasu…
- Ależ ja nalegam, aby przyjechał
pan dzisiaj. Widzi pan…
Nie słuchałem tego, co mówiła do
mnie kobieta. Czasami tylko potakiwałem, aby wychodziło na to, że jestem
naprawdę zainteresowany rozmową. Jaki sens ma przejazd dzień po dniu, mimo, że
od początku zaznaczałem, że nie zawsze będę mógł przyjechać i sam ustalam
grafik? Zerknąłem na telefon. Kobieta prowadziła monolog już prawie godzinę.
- Dobrze, przyjadę. Będę za pół
godziny.
Lucille?
+20 PD
+20 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz