-Fiona! Skarbie wstawaj!- Głos mojej rodzicielki zaatakował moje biedne uszy. Jęknąłem i podniosłem głowę. Mama odsłoniła okno i stanęła nad mną jak katt nad biedną duszą.
-Proszę cię, nie mów do mnie tym imieniem.
-Tak cię nazwałam, tak cię będę nazywać- Warknęła i uśmiechnęła się. Westchnąłem cicho, podniosłem się. Podniosłem spodnie z podłogi i zgarnąłem binder z krzesła. Z szafy wygrzebałem bluzę i koszulkę. Było ciepło więc bluza raczej będzie mi niepotrzebna, ale dobrze jest być przygotowanym na zimno. Spakowałem zeszyty i parę książek do plecaka i poszedłem do łazienki. Umyłem się i spojrzałem kątem oka na moje nagie ciało w lustrze. Włosy łonowe rosły po swojemu, płaski brzuch one. Dwa niepotrzebne nikomu do niczego worki tłuszczu. Pokręciłem głową i odwróciłem wzrok. Po co to komu. Wytarłem się i szybko ubrałem, Binder spłaszczył mnie, ale odebrał mi odrobinę oddechu. Sapnąłem i pomasowałem lekko swoje boki. Biedne żebra, ale wolę to niż cycki. Założyłem koszulkę, z której uśmiechała się do mnie jakaś dziwna istota. Chyba to miał być lis, ale nie miał uszu. Poprawiłem włosy i złapałem plecak. Zszedłem na dół i usiadłem do stołu.
-O której dzisiaj wracasz?- Ojciec podniósł na mnie wzrok znad śniadania.
-Mam zajęcia do 15 więc powinienem koło 16 być- Mruknąłem i wgryzłem się w kanapkę.
-Powinnaś być.
-Powinienem- Wymamrotałem bardziej sam do siebie niż do ojca. On chyba nie próbował rozumieć. Zjadłem szybko, starając się unikać dalszych konfrontacji.
-Wieczorem przychodzi do mnie szef z rodziną, będą jego dzieci, włóż tę sukienkę którą kupiła ci mama- Odezwał się ojciec. Zamarłem. Błagam nie. Czy oni to robią dla swojej chorej satysfakcji? Zacisnąłem powieki i policzyłem do trzech, starając się szybko wyciszyć emocje.
-Fiona, zrozumiałaś?- Ojciec naciskał. Pokiwałem głową, bez słowa podniosłem się. Dzisiejszy dzień będzie zły. Zabrałem swój plecak i wyszedłem, zanim powiedzieli cokolwiek więcej. Wcisnąłem słuchawki do uszu i ruszyłem na przystanek autobusowy. Przejechałem tę trasę dopiero dwa razy, ale już mniej więcej wiedziałem ile stoi się w korkach. Ludzie dookoła czekali, nerwowo spoglądając na zegarki. W końcu nadjechał on, metalowy bohater na kołach. Tłum wpłynął przez otwarte drzwi i zlał się w jedność. Udało mi się stanąć przy oknie. Jakaś kobieta stała wciśnięta obok mnie, ale była zajęta czytaniem maila w telefonie. Teraz pół godziny i jestem prawie pod uniwerkiem. Moją głowę zapełniły myśli. To niby pierwszy dzień. Ominąłem dwa pierwsze dni zajęć, bo rodzice postanowili wydłużyć sobie wakacje, więc tkwiłem z nimi za granicą. Tkwiłem to dobre stwierdzenie, oni ciągle chcieli się kąpać w wodzie, a ja nie miałem w planach paradować w kupionym przez moją rodzicielką stroju kąpielowym. Szczególnie że miał stanik z Pushupem. Zmieniłem piosenkę, głośne rapowanie zalało moje uszy. Tylko co teraz? Mają mnie na listach jako Fionę. Boże, nienawidzę tego imienia. Jak by nie mogli mi dać normalnego. Fiona, kto tak nazywa dzieci? Najwyraźniej moi rodzice. Uparli się przy tej Fionie, Leon dla nich nic nie znaczy. Ale ja nim jestem. Ja naprawdę nim jestem. Autobusem szarpnęło.
-Przystanek centrum- Ogłosił robotyczny głos. Złapałem mocniej plecak i przedarłem się przez tłum, Wyskoczyłem na przystanek. Dookoła multum obcych twarzy. Od razu zwiesiłem głowę i ruszyłem w znanym mi kierunku. Zajęcia się jeszcze nie zaczęły. Prowadzący siedział przy biurku i coś sprawdzał. Niepewnie podszedłem do niego.
-Um, dzień dobry- Wymamrotałem niepewnie. Głos mi się załamał.
-Witam, w czym mogę pomóc?- Uśmiechnął się lekko.
-Mnie nie było wczoraj, ale ja przepraszam, wina rodziców- Mamrotałem jak opętany.
-Nie ma problemu, czytaliśmy wczoraj Sylabusa, myślę, że zapozna się z nim... Pani? - Zatrzymał się.
-Ja właśnie w tej sprawie, jestem na liście jako Fiona Bassil, ale czy byłby problem, gdyby zwracano się do mnie Leon?- Zapytałem i czułem, jak stres zalewa mnie silną falą.
-Oczywiście, czyli Panie Leonie, poradzi Pan sobie z zapoznaniem się z sylabusem, jak mniemam?- Przekreślił moje imię na kartce i zapisał nowe. Kiwnąłem głową i odetchnąłem cicho.
-Przekażę innym prowadzącym o Pana prośbie, nie będzie Pan musiał do każdego podchodzić i tłumaczyć- Kiwnął głową i odprowadził mnie wzrokiem do ławki. Usiadłem i poczułem, jak napięcie maleje. Tyle przynajmniej się udało. Przy sprawdzaniu listy znów się spiąłem.
-Pan Leon?
-Jestem- Podniosłem rękę i nerwowo się uśmiechnąłem. Kiwnął głową i zaznaczył obecność. Przymknąłem oczy i odetchnąłem. Zanim zdążyłem się wyciszyć, zaczęliśmy zajęcia Wykład z historii Antyku.
Zgodnie z planem, zajęcia skończyłem o 15. Wyszedłem z budynku i odetchnąłem. Miałem w planach wrócić do domu na piechotę. Przynajmniej mogłem się przygotować psychicznie na wieczorny horror.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz