Z samego rana, siedziałem w salonie oglądając
porane wiadomości. Kilka porwań, jedno zabójstwo oraz pięciu skazańców, który
dostali dożywocie. Nic ciekawego. W pewnym momencie na moje kolana wskoczyła
Harriet.
- Tato, pojedziemy dziś do parku?
Obiecałeś! – Westchnąłem. Dziewczynka nie rozumiała, że nie mogę tak po prostu
wychodzić z domu. Zbyt wielu ludzi na mnie polowało.
- Wiem Harr, ale to nieco
skomplikowane. Pojedziesz z Patrickiem dobrze? Tata ma dziś dużo pracy. –
Pogłaskałem ją po głowie, uśmiechając się przepraszająco. Dziewczyna
posmutniała.
- Zawsze masz dużo pracy… -
powiedziała po czym zeszła na ziemię i ruszyła do swojego pokoju jak
podejrzewałem. Westchnąłem, po czym dostrzegając godzinę, ruszyłem do sypialni
aby się przebrać. Miałem ważne spotkanie.
Ubrałem się w granatową, prawie
czarną koszulę, oraz czarne jeansy. Na nadgarstku miałem swój nieśmiertelny
zegarek, a na szyji nieśmiertelnik. Poprawiłem jeszcze włosy a wychodząc z
domu, zaszedłem do pokoju córki i pocałowałem ją w czoło. Nie oderwała nawet
wzroku od komputera.
- Co mówiłem ci o pisaniu na
czatach? – Dziewczynka wyłączyła okno z stroną na której pisała, aby zacząć
przeglądać filmiki. Westchnąłem i wyszedłem z domu, wsiadając do samochodu.
Jadąc do lokalu, który od kilku lat
był moją własnością, miałem delikatne wyrzuty sumienia. Robiłem co mogłem, aby
Harriet miała wszystcko, a jednoczesnie nie mogłem sobie pozwolić na spędzanie
z nią czasu. Co prawda, często odstawiałem ją do dziecków, jednak nie zawsze
mogłem sobie na to pozwolić.
Pojawiając się pod klubem, ludzie
przed nim dosłownie się rozstapili. Zakładając okulary przeciwsłoneczne,
wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w kierunku drzwi. Kiedy znalazłem się wśrodku,
było pusto. Jedynie ekipa sprzątająca oraz kilku ochroniaży. Znalazłem się na
tarasie widokowym, gdzie siedział już niejaki Eliot. Nie znałem jego imienia,
jednak interesy prowadziliśmy już od dawna.
- V, twój brat Jason jest coraz
bardziej rozpoznawalny. Jesteś pewny, że nie sypnie twoich interesów? –
Wywróciłem oczami.
- Jas to dobry chłopak, poza tym,
trzyma się z dala. Chce żyć w inny sposób, nie ma powodu aby miał nas wsypać.
Tak naprawdę, nie mamy kontaktu od długiego czasu. – Eliot pokiwał głową,
upijając Wisky. Wiedziałem, że to on wysłał swoich ludzi aby pilnowali, czy mój
brat nie wygada nic o naszych nielegalnych interesach.
- Lubię cię V, ale musisz uważać.
Ludzie od Cezara chcą zagarnąć teren, twój teren. Nie chcę żeby coś ci się
stało. Tobie albo Harriet. Uważaj na siebie przyjacielu, zawsze możesz liczyć
na moich ludzi. – Podsunął pod mój nos
walizkę z pieniędzmi – A to za towar. Chłopaki mieli dopłacić aby było równo.
- Miło robi się z tobą interesy
Eliot. Też uważaj na siebie, dzwoń, moi chłopcy staną za tobą murem.
Pożegnałem się z mężczyzną. Nasze
spotkanie nie trwało długo, miałem zlecenie jako trener personalny. W
samochodzie miałem już ubrania na zmianę, oraz całą torbę sportową. Co prawda,
tego dnia nie miałem treningu, a jedynie spotkanie z pewną rodziną, który
wynajęli moje usługi dla swojej córki.
Kiedy podjechałem pod dom – po
drodze, odstawiłem swojego szofera, a na miejsce dojechałem już sam – założyłem
na siebie czarny podkoszulek. Podjechałem pod bramę, a ta otworzyła się. Już
wcześniej rozmawiałem z tymi ludźmi – podałem im markę i kolor mojego
samochodu.
Wysiadłem z pojazdu i skierowałem
się prosto do drzwi wejściowych. Zadzwoniłem dzwonkiem, po czym stałem tam
chwilę. W tym czasie przyszła do mnie wiadomość od Patricka, że Harriet
świetnie bawiła się w parku. Uśmiechnąłem się. Kiedy chowałem telefon, drzwi
otworzyła mi dziewczyna, średniego wzrostu, o nieco ciemniejszej karnacji oraz
brązowych włosach.
Lucille?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz