Upijanie się u dziewczyny w domu nie było najlepszym z moich pomysłów. Ale tak dawno nie dawałem sobie luzu. Miałem taką przyjemną ciszę w głowie, było mi leciutko. Wreszcie się mogłem jakoś wyluzować. Kafrin patrzyła na mnie z uśmiechem i słuchała, jak gadam bez sensu.
-Mogę... Wszystko!- Obiecałem i uśmiechnąłem się, opadając głową na poduszkę na kanapie. Dziewczyna przekrzywiła głowę, patrząc na mnie. Miała ładne oczy. Pokręciłem gwałtownie głową.
-No to mów!
-Ale co? Pytaj...- Wydawało mi się to zabawne, więc zachichotałem. Boże jak dzieciak.
-Coś o sobie? Nie znam cię w sumie za dobrze- Upiła łyk wina i odchyliła się lekko do tyłu.
-Mam małą! Jest super... Nie mam nikogo poza nią. - Wzruszyłem ramionami i wziąłem duży łyk alkoholu. Szybko przełknąłem.
-Ale nikogo? Jak to? - Prychnęła w wino i podniosła głowę.
-No... Nikogo! Moi rodzice nie żyją... A i tak sobie żyję od zawsze sam!- Pokiwałem głową, jak bym sam sobie potwierdzał.
-Sam? Ale jak to sam?
-No... Dom dziecka to mało fajne miejsce, nie lubiłem tego -Wzruszyłem ramionami i wyprostowałem nogę, bo zdrętwiała. Nagle nabrałem ochotę na resztkę deseru która stała na stole. Wstałem i momentalnie wywaliłem się na ziemię. Nogi, a raczej ta jedna noga poddała się pod nagłym ciężarem i wylądowałem na ziemi. Głośno zakląłem. Szkło rozprysnęło się całe szczęście już poza moją dłonią. Oparłem się o podłogę i zamarłem.
-Żyjesz?- Kaf kucnęła obok mnie.
-A jak, ja bym nie żył? Co to za zabawa tak szybko się mnie pozbyć?- Uśmiechnąłem się i powoli podniosłem do pionu. Zawirowało mi lekko w głowie. Oparłem się o dziewczynę i odczekałem, aż krew dopłynie mi do głowy.
-Dobra, a teraz prowadź mnie ku swojemu zapasowi lodów- Mruknąłem i ruszyłem w kierunku kuchni dziewczyny. Zaśmiała się głośno i ruszyła za mną.
Obudził mnie cichy głos.
-Tato?- Otworzyłem oczy i szybko je zamknąłem. Jęknąłem i schowałem twarz w poduszkę.
-Tatoo?
-Mhm?
-Głodna jestem...
-Okay, wstaję- Jęknąłem i podniosłem się do pionu. Miałem w ustach niesmak po nieumyciu zębów. Głowa mi pulsowała, ale tak to nie było tak źle. Jak na abstynencję od 4 lat to nie znosiłem poranku po tak źle. Rozejrzałem się po pokoju i zamarłem, to był salon. Czekaj gdzie ja... Kafrin! Okay, byłem u niej w domu. Ruszyłem do kuchni i obsłużyłem młodą. Sam nalałem sobie wody z kranu i wypiłem duszkiem, czując, jak moje ciało powoli powraca do żywych. Nie było tak źle, moje ciało po prostu zapomniało, jak to jest mieć w sobie alkohol. Mała aktualnie zjadała dziewczynie zapas pierniczków, co mi po tym, niech ma święto. I tak nie je dużo słodyczy. Usiadłem przy stole i schowałem głowę w rękach.
-Wstałeś śpiąca księżniczko?- To właścicielka domu weszła do kuchni. Spojrzałem na nią i skrzywiłem się, była pełna życia i nie wyglądała na w żaden sposób jak by wczoraj piła.
-Jakim cudem ty tak dobrze wyglądasz i się czujesz?- Uniosłem brew i stęknąłem, czując, jak pies dziewczyny wbiega mi w kolana.
-Hej- Poklepałem głowę masywnego potwora i czekałem na odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz