- Nie jestem chłopakiem – dała mi pstryczka w ucho, po czym ją puściłem.
- Niech ci będzie, bo pierwszy raz masz spódniczkę – zauważyłem. Moja siostrzyczka gustowała raczej w luźnych dresach i bluzach, często też związywała włosy w ciasny kok, przez co przypominała na początku chłopaka. Teraz jednak mamie udało jej się namówić na bardziej kobiecy strój, z tej racji, że mieliśmy odwiedzić naszego brata i poznać jego dziewczynę, z którą miał się żenić za kilka miesięcy. Brayan przez napięte stosunki z ojcem i bratem, może liczyć tylko na mnie, rzadziej na matkę, a mała Maddie nie była jeszcze wtajemniczona w rodzinny interes i niczego nie rozumiała, dlatego po wielu meczących dniach błagania o zobaczenie się z drugim bratem, ojciec nareszcie pozwolił mi ją do niego zabrać.
- Pamiętaj, abyście wrócili do ósmej – rodzicielka ucałowała mnie w policzek.
- Spokojnie, ze mną jest bezpieczna – odparłem z uśmiechem, czochrając siostrę po włosach.
- O nią się nie martwię – posłała mi znaczące spojrzenie, na co tylko przewróciłem oczami.
- Będę się nim opiekować – przerwał nam głos mniejszej, która zaczęła ciągnąć mnie do wyjścia. - Pa mamo!
*
Od kiedy skasowałem auto za miastem, czekałem na nowy, który miał mi sprowadzić ojciec. Widziałem jednak, że za bardzo się do tego nie pali; w końcu sam sobie byłem winny temu całemu wypadkowi, chociaż ja w dalszym ciągu uważałem, że gdyby nie ten cholerny łoś, który wlazł na drogę, nic by się nie stało. Aktualnie musiałem korzystać z komunikacji miejskiej, poza tym nawet gdybym miał auto, matka za żadne skarby nie puściła by najmłodszego dziecka ze mną, jako kierowcy. Autobus przyjechał dość szybko i po niecałej godzinie byliśmy na miejscu. Spędziliśmy naprawdę miło czas z Brayan’em. Jego przyszła żona, Rossalie była miłą brunetką, z czarującym uśmiechem. Co ciekawsze, miała młodszego brata, o rok młodszego od Madelyn, dlatego mała nie musiała się nudzić, bo gdy nagadała się z bratem, poszła się bawić z nowym kolegą. Czas upływał bardzo szybko w miłej atmosferze, nie rozmawialiśmy o firmie, ale opowiedziałem mu co słychać i Williama i ojca. Mimo wszystko wiedziałem, że dalej za nimi tęsknił, ale nikt w naszej rodzinie by się do tego otwarcie nie przyznał; no może prócz mamy i Maddie.*
Zaczęliśmy wracać do domu, musiałem odstawić siostrę do ósmej, aby ojciec nie miał pretensji, sam zaś musiałem wrócić przez ciszą nocną, aby nie dostać upomnienia; dyżurna i tak miała mnie już na oku, za codzienne wałęsanie się i późne wracanie do akademika, ale co ja zrobię, jeśli mam ciekawsze i ważniejsze rzeczy do robienia, niż nauka? Przed pójściem na autobus zatrzymałem się przy banku, aby wyjąć z niego pieniądze. Zostawiłem siostrę dosłownie kilka kroków ode mnie, nie sądziłem, że kiedy odwrócę głowę z powrotem, jej tam nie będzie. Znając ją, pewnie pobiegła za jakimś zwierzątkiem, więc zachowując stu procentowy spokój, zacząłem się rozglądać. Ludzi się namnożyło jak mrówek, dlatego początkowo nigdzie jej nie widziałem. Schowałem portfel do kieszeni i zacząłem jej szukać, wyobrażając sobie, co jej powiem, gdy ją znajdę. Nie ważne ile razy jej tłumaczono, aby nie znikała bez słowa, ta robiła to coraz częściej, jakby na złość.
I usłyszałem cichy krzyk, był krótki, zaraz coś go przerwało. Wiedziałem jednak, że należał on do Maddie. Zacząłem biegać wokół, krzycząc jej imię, ale nikt się już nie odezwał. Wyciągnąłem komórkę i namierzyłem jej telefon; ojciec każdemu z nas wsadził nawigator do telefonu, na wszelki wypadek. I taki wypadek właśnie się zdarzył. Znajdowała się ze sto metrów ode mnie, między budynkami. Pobiegłem na miejsce, czyli do ciemnego zaułku. Zaświeciłem latarką i zobaczyłem, że jakiś mężczyzna trzymał ją przy ścianie. Gdy mnie zobaczył, natychmiast ją puścił. Była to krótka chwila, w której ujrzałem jego twarz, ale już nie zdążyłem dogonić, ponieważ zaraz przeszedł przez jakieś drzwi i zamknął je od środka. Podbiegłem do płaczącej i wystraszonej siostry, która miała ściągnięte rajstopy. Wziąłem na ręce i przytuliłem.
- Nigdy więcej nie nałożę spódnicy – płakała.
*
To, co się wydarzyło, opowiedziałem tylko bratu. Nie chciałem martwić matki, a ojciec od razu zarzuciłby, że to przez to, że pozwolił jej się widzieć z bratem. Umówiłem się z małą, że nic nikomu nie powie, a jeśli będzie chciała o tym pogadać, ma do mnie zadzwonić, a ja od razu do niej przyjadę, nawet, jeśli będę miał lekcje.Wróciłem do szkoły, a podczas przerwy wyszedłem na dwór zapalić. Nie wiem jakim cudem, może to zrządzenie losu, albo dar z nieba, ale mężczyzna, który wczoraj chciał zgwałcić moją siostrę, siedział na przystanku, po drugiej stronie ulicy. Bez problemy rozpoznałem tą twarz i momentalnie poczułem jak gniew omiata mój umysł, a krew szybciej krąży w żyłach.
*
Tak samo, jak zapamiętałem twarz mężczyzny, tak samo łatwo zapamiętałem twarz obcej dziewczyny, która widziała, jak mściłem się na nieznajomym. Instynkt od razu się włączył, musiałem ją przypilnować, aby nikomu tego nie rozgadała, a tym bardziej, aby nie zadzwoniła po policję. Owszem, kiedyś znajdą kolesia, albo sam wstanie, w końcu nie pobiłem go na śmierć, złamałem mu tylko nos, trochę rękę i nabiłem masę siniaków i krwiaków, ale nie zabiłem. Wiedziałem jednak, że tacy ludzie za bardzo się boją pójść na policję; przypadkiem mogło by się wydać, że kogoś molestował. A wracając do dziewczyny; cały czas miałem ją na oku, nawet się z tym nie ukrywając. Nie słyszałem, aby komuś coś opowiedziała, nie mogłem jej jednak pilnować dwadzieścia cztery na dobę. Od kolegów dowiedziałem się, że nazywa się Taylor. Wtedy uświadomiłem sobie, że wystarczy zapytać kogoś o imię nieznanej ci dziewczyny, a oni od razu zaczną cię z nią łączyć w parę. Ta ludzka naiwność...
*
Cicho się zaśmiałem, słysząc jej określenie „zabawa w Taylor”.- Takie rzeczy chyba nazywają się „zabawa w kotka i myszkę” - stwierdziłem. - Chociaż tobie brakuje szczurzego ogona – dodałem, posyłając jej ten sam kąśliwy uśmieszek, co ona mi. - Ale nie uganiałbym się za byle myszą, gdybym nie miał konkretnego powodu. Chce mieć tylko pewność, że tak bardzo masz to w nosie, że nikomu nic nie powiesz – przeszedłem do poważniejszego tonu.
- Gdyby w jakimkolwiek stopniu zależałoby mi na dobru tamtego biedaka, właśnie przesłuchiwałaby cię policja, więc już odpuść – leciutko się uśmiechnąłem. Dziewczyna wydawała się w porządku, dlatego na razie postanowiłem ją zostawić.
- Ciesze się, że masz to w dupie - wtedy pod przystanek podjechał autobus. Dziewczyna wstała, a ja zaraz po niej. Bez słowa ona ruszyła do pojazdu, a ja do akademika, kiedy zatrzymali nas dwaj mężczyźni. Oboje byli ubrani w czarne spodnie, oraz granatowe bluzy. Po chwili pokazali nad odznaki policyjne.
- Jest pan aresztowany pod zarzutem pobicia – odezwał się jeden, wskazując na mnie. Stałem jak wryty, nie wiedząc co myśleć, czy powiedzieć. Spojrzałem tylko na dziewczynę, która tylko wzruszyła ramionami i kontynuowała drogę do autobusu. A to mała szmata… Miałem ochotę jej wydłubać oczy. Momentalnie życzyłem jej czegoś równie złego…
- Pani także niech się zatrzyma – drugi policjant zatrzymał brunetkę, chwytając ją za ramię. - Taylor Hathaway? - zapytał. Dziewczyna spojrzała na zamykające się drzwi, po czym wróciła wzrokiem do mężczyzny i skinęła głową. - Pani także z nami pojedzie – parsknąłem cicho śmiechem. Wyglądała na zaskoczoną, posłała mi krótkie spojrzenie.
- Co mam z tym wspólnego?
- To pani do nas zadzwoniła i powiadomiła o pobiciu – odwróciłem głową. Z jednej strony miałem ochotę się śmiać, nie sądziła, że ją także zgarną? Myślała, że ujdzie jej to na sucho? Z drugiej strony już wyobrażałem sobie jej śmierć. Niech tylko mnie wypuszczą… nałożyli mi kajdanki i wsadzili do wozu. Zaraz obok mnie posadzili Taylor. Oparłem się o drzwi i spojrzałem na nią wymownie.
- Niezła z ciebie kłamczucha – szepnąłem. Nie brzmiało to jak groźba, a mój głos nie był przesączony wściekłością; stanie się taki, kiedy będę miał sposobność pobyć z nią sam na sam. Aktualnie byłem zaintrygowany, jak to wszystko się potoczyło.
<Taylor?>
+20 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz