Restauracja nagle zapełniła się ludźmi. Mnóstwo ludzi, jakieś kamery, dziennikarze. Jezu. Chyba tylko fakt, że już złożyłem zamówienie, utrzymywał mnie przy stoliku. Moja twarz wyrażała wyraźne niezadowolenia. Spokojny dzień, tego bym chciał. Nic więcej. Spokojna rocznica śmierci. Ale nie, po co komu spokój jak wybiera się restaurację, w której nagle jest jakaś masa ludu. Westchnąłem i wstałem, kierując się do drzwi. Kiwnąłem kelnerce i ustawiłem się za drzwiami. Odpaliłem kolejnego papierosa. Chwila mojej ciszy. Niestety, wszystko, co przyjemne, szybko się skończy. Wygasiłem peta na popielniczce i wróciłem do lokalu. Twarz jednej dziewczyny mignęła mi przed oczami. To chyba ta idiotka, którą prawie rozjechałem. Westchnąłem pod nosem i wróciłem do stolika. Jedzenie czekało na mnie. Porcja gorącego, parującego makaron z sosem na bazie śmietany, sera i szynki. Upiłem łyk białego wina z kieliszka i oddałem się konsumpcji. Głosy dookoła mnie narastały, jak ludzie zaczynali głośno komentować to, co się dzieje obok baru. Jakieś laski gotowały. Wielkie mi co. Skrzywiłem się lekko i przejechałem wzrokiem po lokalu. Puste twarze. Na jednej zamarłem. Wysoki brunet. Lekki uśmiech i oczy, w których skakały jakieś ogniki. Cholera. Czy ja do końca życia będę czuł na sobie piętno Thomasa? Nie mogę żyć bez jego osoby? Dobrze mi przecież idzie. W porównaniu do jego osoby dobrze sobie radzę z żałobą. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem na wspomnienie pijackich dni chłopaka, kiedy zbliżała się rocznica śmierci jego siostry. Ja przy nim, radzę sobie cudownie. Głośne okrzyki radości wydobywały się z ust tamtej dziewczyny. Uśmiechała się szeroko i klaskała w dłonie. Proste przyjemności, może tego powinienem szukać w życiu? Dojadłem i szybko postarałem się wydostać z lokalu. Zapłaciłem przy kasie z nadzieją, że przyspieszy to wszystko proces znikania z tego miejsca. Wydostałem się na powietrze i odetchnąłem. Daję radę, idzie mi dobrze. Spojrzałem na zegarek i zakląłem. Dopiero czternasta. Kopnąłem kamień na drodze i upchnąłem pięści w kieszenie z bezsilności. Było już cieplej, słońce przyjemnie grzało, ale bez kurtki nie ruszyłbym się z domu. Nawet cienkiej. Pogoda bywała zakłamana. Z lokalu za mną wyszła grupa ludzi. Głośno dyskutowali i wydawali się zafascynowani jakimś tematem. Jedna z dziewczyn przytuliła drugą. Skrzywiłem się lekko i oparłem o ścianę sklepu obok. Wcale nie wyglądam jak zbok który szuka kolejnej ofiary, wcale. Kolejny papieros? Ile można? Thomas by mi przyłożył, gdyby zobaczył, ile palę. Przywaliłby. Teraz już tego nie zrobi. Nie jest moją matką. Uśmiechnąłem się w ziemię i puściłem oczko swoim butom. Nie okłamujmy się, nie poszedł do nieba. Nie był aniołkiem, ale może się tam spotkamy? Prychnąłem na tę myśl. Dwoje kochanków ponownie spotyka się w piekle. To aż poetyckie. Podniosłem głowę i spojrzałem w oczy patrzącej się na mnie dziewczynie. Mogłem wyglądać jak szaleniec, uśmiechający się ku ziemi. Uniosłem brew i kiwnąłem głową w jej kierunku. Nagle szła w moim kierunku. Czekaj co? Czy ja nagle przyciągam ludzi?
-Hej! Jak ci się podobało?- Posłała mi szeroki uśmiech. Skrzywiłem się lekko.
-Ja tylko chciałem zjeść- Przyznałem, utrzymując moją standardowo olewczą minę.
-Oh...
-Ciebie prawie przejechałem?- Coś mi Świtało w głowie.
-Możliwe? Ale tego nie zrobiłeś?- Uśmiechnęła się zaczepnie.
- Nie zdążyłem- Mruknąłem, pół żartem nie zmieniając miny.
......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz