Jednak kiedy z cieniami pod oczami przemywałam twarz w łazience, postanowiłam pójść na opuszczone osiedle jeszcze raz. Ale tym razem sama, żeby nikt mi nie przeszkodził i nie przerwał mojej małej zabawy w detektywa.
A więc szybko zakryłam swoje niedoskonałości korektorem, lekko pomalowałam rzęsy i zabrałam balsam do ust o zapachu arbuza. Przebrałam się również w ciemne dżinsy i pierwszą, lepszą koszulkę z jakimś pentagramem. Spakowałam na szybko torbę i wręcz wyskoczyłam z domu, nikogo nie informując o moim wyjściu. A nadmienię, że w salonie Esmeralda oglądała telewizję wraz z Chudym.
Z muzyką w uszach dotarłam do linii drzew lasu Iris, ale potem schowałam słuchawki głęboko do torby, żeby nie kusiło mnie wyjęcie ich. Poza tym chciałam być „w pełni gotowości”, jeśli nagle miałoby znowu coś na mnie naskoczyć lub zaatakować, jak to poprzedniej nocy się zdarzyło.
Na szczęście nic ciekawego w lesie nie było i spokojnie dotarłam do opuszczonego osiedla. Wyjęłam telefon, włączyłam kamerę i postanowiłam wszystko nagrać – żeby nic mi nie umknęło. I wiecie co? Bingo. W pewnym momencie, mijając mini plac zabaw, dostrzegłam jakąś postać, pokroju ludzkiego, z dwiema innymi, ale mniejszymi stworzeniami. Chcąc podejść jeszcze bliżej nich, w pewnym momencie nie zauważyłam pod nogami gałązki i na nią stanęłam. Dźwięk łamiącego się drewna nie mógł ominąć osobę przede mną, więc się odwróciła. Ujrzałam mężczyznę z - jak się dowiedziałam chwilę potem - pumami na spacerze. „Zapewne jedyne w Avenley”. Oczywiście, że tak. Nikt nie byłby na tyle szalony, żeby trzymać w domu krwiożercze bestie. I nikt pewnie nie chciałby wychodzić z nimi na spacer. A nie, stój, ten typ jest na tyle szalony i chętny.
Chciej pójść na miejsce zbrodni, żeby upewnić się, czy wszystko zdarzyło się naprawdę. Nie, po co. Musisz spotkać tam jakiegoś kolesia z – mój boże – dwoma dużymi kotami na łańcuchu.
Chciałam tylko grzecznie przyjść, zobaczyć, co miałam do zobaczenia, ewentualnie cyknąć fotkę lub dwie, po czym wrócić do domu. Jednak jak widać, nie było mi to dane. Co za pech…
Za to mężczyzna zaczynał mnie irytować. Po jednej nieudanej próbie kłamstwa musiałam zacząć drugą, bo być może trafił fuksem. Nie życzył sobie, żebym nagrywała jego pupilków.
Skorzystałam z zabranej gumki do włosów i na szybko związałam sobie włosy w kucyka. Następnie powróciłam do telefonu, do Chatley i zapisałam nagranie, następnie je usuwając.
- O, siostra napisała. Chwilka – rzekłam, chcąc dodać sobie czasu. Oczywiście to był kolejny blef i z beznamiętnym wzrokiem, przeszłam do galerii, stamtąd też usuwając filmik. O dziwo teraz był jeden z tych momentów, gdzie kłamstwo mi aż tak nie przeszkadzało, jak zwykle. Oraz, mógł wiedzieć lub nie, ale kiedy cokolwiek coś usuwałam z telefonu, przenosiło się to do kosza i tkwiło tam jeszcze przez trzydzieści dni, póki sama nie postanowię go opróżnić. Czasami naprawdę jest to przydatna funkcja. Wróciłam na Chatley i pokazałam mężczyźnie aparat gotowy do zrobienia następnego zdjęcia.
- Widzisz, usunęłam. A teraz przepraszam, ale mój czas na spacer się skończył – i mając kompletnie gdzieś tego mężczyznę, po prostu się odwróciłam i wróciłam, skąd przyszłam. Minęłam plac zabaw, przechodząc przez piaskownicę i wstąpiłam między drzewa.
Tym razem, wracając przez las, miałam słuchawki w uszach. Pół godziny zajął mi powrót do miasta i kiedy chodziłam między jedną a drugą ulicą, zaczęłam mieć dziwne wrażenie. Takie, jakby mnie ktoś obserwował. Stojąc przed przejściem dla pieszych, nawet się rozejrzałam wkoło, ale żadnej podejrzanej głowy zwróconej w moją stronę nie było. Wzięłam głęboki oddech i przeszłam na drugą stronę ulicy. Mając nadzieję, że to tylko jakiś głupi wymysł mojej wyobraźni, wsłuchałam się w muzykę, idąc do domu.
~*~
Oczywiście pierwsze, co mnie przywitało, kiedy przekroczyłam próg mieszkania to pytanie: „Ange, gdzieś ty była?”. Zapomnijmy, że zaraz po nim pojawiło się wiele innych zdań, pokroju: „Co robiłaś?”, „Sama?”, „Czemu tak długo?”. Cóż, wyszłam bez słowa, więc Esmeralda musiała się zmartwić. A widziałam to, bo na jej ciemnych skroniach dało się zauważyć zmarszczenia, które pojawiały się wtedy, kiedy kobieta się czymś zamartwiała.Odpowiedziałam jej, że poszłam po prostu na spacer. A potem się do niej przytuliłam. W następnej chwili siedziałam przed telewizorem, jakimś programie ogrodniczym z nosem w telefonie i jedną ręką na grzbiecie Chudego. Kocur uroczo sobie chrapał, gdy ja patrzyłam na zdjęcia innych użytkowników Avengrama i czekałam, aż Esme zrobi nam kawę.
Teraz pytanie… Co zrobić z tym nocnym filmem? Pójść z nim na policję? Tak czy siak, odbyło się tam morderstwo z użyciem broni palnej. Można powiedzieć, że w mojej głowie zawitał mały mętlik i kompletnie nie miałam pomysłu, co z tym zrobić. Esme nie mam zamiaru o tym mówić, niepotrzebnie by się tylko zmartwiła. Caroline też odpadała, bo zaczęłaby krzyczeć. Poppy to w ogóle kazałaby puknąć mi się w głowę. No i pewnie byłaby zaskoczona, że coś nagrałam z tamtego wydarzenia.
- Kawa. Z mlekiem i trzema łyżeczkami cukru – usłyszałam nad sobą głos ciemnoskórej. Oderwałam się od telefonu, kładąc go pod nogą i chwyciłam od niej kubek, delikatnie się uśmiechając.
- Dziękuję… Trzy? Piję z czterema – zwróciłam jej uwagę, ale mimo wszystko upiłam łyka. Za mało słodka, tak jak mówiłam. W odpowiedzi Esmeralda również się do mnie uśmiechnęła.
- Wyjdzie ci to na dobre. Ciesz się, że nie jestem Poppy i ci ją posłodziłam – Fakt, z tego aspektu jestem bardzo zadowolona.
~*~
Nastał kolejny, cudowny, przepiękny i deszczowy dzień. Dostałam od Poppy listę zakupów, musząc zrealizować ją w czasie, kiedy każda z moich kochanych siostrzyczek była w pracy. Tym razem trochę marzłam, bez parasolki, którą nawet nie omieszkałam wziąć ze sobą. Wmówiłam sobie, że wcale tak mocno nie pada i na pewno nie zmarznę… akurat!Wchodząc do supermarketu „Lusia”, kichnęłam na zmianę temperatury, po czym wyjęłam kartkę z wypisanymi produktami do kupienia. Na liście znajdowało się z czterdzieści pozycji, a większość z nich była przyprawami uwielbianymi przez Poppy. Zrobiłam zdjęcie kartki z podpisem: „Nie polecam mieć zawodowej kucharki w domu” i wysłałam je w świat.
W sklepie o dziwo nie znajdowało się za wiele osób, można powiedzieć, że było nawet pusto. Coś nieoczekiwanego, przynajmniej dla mnie. Chwyciłam więc za koszyk na kółkach i zaczęłam krążyć między regałami z produktami, szukając tych odpowiednich i wypisanych przez różowowłosą.
A tak ogólnie, tamten wymysł, że ktoś mnie obserwuje, wcale nie zniknął. Odkąd wyszłam z bloku do chwili, kiedy robiłam zakupy, cały czas czułam na sobie czyjeś spojrzenie i mnie to krępowało. Miałam powoli dosyć.
Ivan?
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz