Dziwny był dla mnie wymysł, że trenerka wybrała akurat klub. Może to dosyć zaskakujące, ale nie byłam fanką takich miejsc i sama nazwa powodowała we mnie jakieś nieprzyjemne skurcze w żołądku. Być może dlatego, że kojarzy się z imprezami, alkoholem i kobietami z krótkimi spódniczkami oraz zdesperowanymi mężczyznami. A tych miałam ostatnimi czasy naprawdę dość.
Tak czy inaczej, poszłam na trening, po sporym narzekaniu w mieszkaniu moim i mojej przyjaciółki, że muszę tam się pojawiać. Nie czułam się dzisiaj najlepiej, ale doczłapałam się tam ku swojej własnej niechęci.
Podobnie było z wyjściem. Mogłabym się ułożyć na jeden z tych wygodnych kanap na dole i zasnąć. Byłam wymęczona, co nie uszło uwadze Mal, serdecznej koleżance z grupy tanecznej, z którą miałam chyba najlepszy kontakt. Zasugerowała delikatnie, że może mnie odwieźć, ale nie miałam zamiaru słuchać, jak sobie ćwierkają z Jimmym, jej narzeczonym.
Także założyłam torbę na ramię, zapięłam niedawno kupioną kurtkę i ruszyłam chodnikiem ku przystankowi autobusowemu, który jak to w życiu bywa, znajdował się dosyć daleko od tego miejsca. Z włożonymi w kieszenie dłońmi, nie zwróciłam nawet uwagi na powoli zwalniające auto, które niemal zatrzymało się przy mnie. Gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk opuszczanej szyby, przeniosłam wzrok, lekko odsuwając się od krawędzi chodnika. Nie spodziewałam się, że zobaczę tam tego samego chłopaka, którego spotkałam w parku. A także w klubie, podczas naszych treningów. Nie jestem z natury podejrzliwa... no dobrze, jestem cholernie podejrzliwa, jeśli podpowiada mi to intuicja. Od roku niepowstrzymanie utwierdzam się w przekonaniu, że to moja druga przyjaciółka, tylko niematerialna.
- Izzy, może cię podwiozę? - chłopak uśmiecha się uprzejmie, co sprawia, że moje spięcie nieznacznie maleje.
Naprawdę nie potrafię wyjaśnić tego zjawiska, ale w swoim krótkim życiu nauczyłam się także badać poznane osoby. I słuchać mamy. Także "Nie wsiadaj do aut obcych ludzi" także powzięłam do serca i jestem tego najwierniejszą wyznawczynią. Nawet jeśli była to czysta uprzejmość.
- Dzięki, ale chyba się przejdę - odwzajemniam uśmiech, choć uśmiech przychodzi mi nienaturalnie.
- Zapowiada się na deszcz - mówi rudowłosy, co jakiś czas zerkając w bok.
Unoszę oczy w górę, ale nie na długo, żeby przypadkiem nie przyznać mu racji. Taka moja natura. Najchętniej to wcale bym nie chciała widzieć tych ciemnych chmur.
- Przystanek jest niedaleko. Naprawdę dziękuję za troskę - mimo mojej odmowy, Archie jest nieugięty i rzuca argument, na który nie mogę odpowiedzieć.
- Jest nieczynny, znaczy... autobus zmienił trasę stąd i chyba nie dojedziesz tam, gdzie chcesz - zatrzymuję się, moja ramiona opadają i krzywię się nieznacznie.
- Świetnie - mruczę cicho pod nosem, niezbyt zadowolona z usłyszanego faktu.
- A gdzie się musisz dostać? - pyta chłopak, a ja po raz kolejny spoglądam na jego sylwetkę w samochodzie. Na twarzy czuję pojedynczą, małą kropelkę wody kapiącej z nieba, co kładzie mnie w jeszcze gorszej sytuacji. Chciałabym zadzwonić po Candice, ale ona ma pracę, a ja nie mogę jej non stop zawracać głowy.
Wzdycham przeciągle i chwytam się w biodrach.
- A co ci tak zależy? - może i zabrzmiało to niezbyt kulturalnie, ale co mam się przejmować?
- Jestem po prostu miły - wzrusza ramionami i pokazuje zęby w szerokim uśmiechu. Kiwam głową przeciągle, a w myślach zastanawiam się, czy będę żałowała podjętej decyzji.
A niech cię, pechu.
- Dobra - przewracam oczami - Możesz mnie podwieźć do centrum, jeśli chcesz - chwytam za klamkę, wrzucam najpierw torbę, a potem wsiadam do środka - Tylko błagam, nie porywaj mnie - żartuję, mając nadzieję, że chłopak zrozumiał kontekst.
Na szczęście chyba tak, bo chichocze pod nosem i rusza, podczas gdy ja zapinam pasy i staram się wyglądać na rozluźnioną.
Droga mija nam spokojnie. W międzyczasie oczywiście musiało się całkowicie rozpadać, według prognozy pogody Archiego, co nie napawa mnie ani trochę optymizmem. Radio zagłusza niezręczną ciszę, ale w końcu jedno z nas postanawia się odezwać. I o dziwo, nie jestem to ja.
- Całkiem nieźle wam szło na treningu - spoglądam na niego kątem oka, przyjmując ten komplement, o ile nim był.
- Lubisz tańczące dziewczyny? - walnęłam prosto z mostu, co spowodowało, że przez chwilę wzrok chłopaka skupił się na mnie.
- Bycie wysportowanym to chyba dobra rzecz? - typowe wybrnięcie pytaniem na pytanie.
Unoszę kąciki ust w górę i z powrotem odwracam głowę w przeciwną stronę, oglądając świat w deszczu za szybą samochodu.
- U mnie to czyste hobby - wzruszam ramieniem - Powiedz mi, to przypadek, że spotykamy się już trzeci raz? Zacznę myśleć, że mnie śledzisz.
- Ja? Pracuję w tym klubie, więc mogę przysiąc, że nic z tych rzeczy.
- Tego się domyśliłam, ale wiesz... najpierw twój pies podbiega do mojego, a potem zrywa mi się ze smyczy, potem pomagasz mojej grupie podłączyć głośniki, choć uparcie twierdzę, że Melissa, potrafi sama to zrobić, tylko wpadłeś jej w oko, a to był słaby podryw z jej strony, a teraz niechybnie spotykamy się na ulicy i proponujesz mi podwózkę. Nie wiem, czy wierzę w przypadki.
- Jeszcze nie słyszałem takiego stwierdzenia. Zazwyczaj albo ktoś wierzy, albo nie.
- Jestem wyjątkowa. Nie ma za co.
- I nieufna, co? - Archi uśmiecha się delikatnie, a ja przyznaję mu rację kiwnięciem głowy.
- Za dużo ludzi na swojej drodze, którym zbyt szybko zaufałam i się nadziałam. Nie lubię tego stwierdzenia, ale jeśli już mam być szczera... wolę mówić prosto z mostu, nie bawić się w ckliwe ukrywanie urazów z przeszłości.
- I bezpośrednia w dodatku - śmieję się na jego stwierdzenie.
- Wiesz, w pierwszej chwili uznałam cię za porywacza.
- Proszę? - chłopak śmieje się, a ja razem z nim.
- Serio. Kto normalny proponuje podwózkę ledwo poznanej dziewczynie?
- Sama mówiłaś, że spotkaliśmy się już aż trzy razy - mój towarzysz z łatwością podłapuje kontekst, więc kontynuuję.
- I zboczeńca.
- Okey, to zapamiętam, żeby już nigdy nie proponować ci podwózki - chichoczę cicho.
- A tak serio, to jeszcze ci nie podziękuję za uprzejmość, bo nie jestem jeszcze na miejscu. Mam chociaż nadzieję, że jakoś bardzo nie zakłóciło ci to powrotu do domu.
Archie?
+20 PD
+20 PD
1020 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz