Zobaczymy, kto się okaże mądrzejszy. Ze mną się nie rywalizuje.
Z windy wyskakuję jak poparzona, pospiesznie otwieram drzwi od mieszkania i podbiegam do okna. Nie zdejmuję nawet szpilek, torebkę rzucam na kanapę i dyskretnie wyglądam przez okno. Niestety nic nie widać. Niech to szlag.
Daję Candice pięć minut, żeby wróciła do mieszkania. Inaczej biorę jakiś gruby, stalowy pręt, gaz pieprzowy i dzwonię na policję, żeby w razie czego mi pomogła. W duchu przeklinam matkę naturę za to, że co prawda dała nam cycki, ale niestety fizycznie jesteśmy słabsze. Coś za coś, ale w końcu nie chodziłam na lekcje karate tylko po to, żeby zająć się sobą w czas wolny. Nie będzie mi potrzebny nawet pręt. Jakbym się tylko zawzięła, to byłabym pierwszą, która spuściłaby manto temu dupkowi. Jakoś intuicja mi podpowiada, że faktycznie nim jest.
W chwili, gdy ja zaczęłam planować każdy ruch, w mieszkaniu roznosi się stukot szpilek. Ja swoje zdjęłam dawno temu, ale nadal nie poszłam się przebrać. Także wyskakuję w sukience spod tego okna, a Candice spogląda na mnie z niepokojem.
Ja natomiast niemal na wdechu oczekuję relacji. No chyba nie myślała, że ot tak będę żyła w nieświadomości.
- No i co? - poganiam ją w końcu, gdy tak na mnie patrzy.
Rudowłosa zdejmuje szpilki, potem płaszcz i podchodzi z miną, jakby nie do końca wiedziała, co mi ma odpowiedzieć. To wzbudza we mnie dodatkową ekscytację i nie wykazuję w tej chwili absolutnie żadnej cierpliwości.
- Powiedz, że nie zaproponował ci kolejnego spotkania - unoszę oczy w górę i powstrzymuję się przed wymownym westchnięciem.
- Chcesz zacząć przepowiadać przyszłość? - Candy unosi brew do góry, a mi dosłownie opada szczęka.
Co za tupet!
- Oczywiście ty się nie zgodziłaś - krzyżuję ręce na piersi i przenoszę ciężar ciała na jedną nogę. Wyglądam jak matka czekająca na swoje dziecko, gdy już wie, że ono coś zbroiło.
- Nie do końca - dziewczyna podejrzanie przeciąga to zdanie, a ja czuję, że zaraz mnie coś trafi. I żeby nie było, nie jestem zła na nią, ale mam ochotę otworzyć okno i rzucić butem w tego czarującego durnia - Powiedziałam, że się zastanowię.
- Powaliło cię ostatecznie? - to pytanie retoryczne, wcale nie oczekuję od niej odpowiedzi - A jeśli to jakiś poszukiwany gwałciciel morderca? Kuba Rozpruwacz naszego wieku? Nie ufam mu nawet w pięciu procentach. Jeden procent przeznaczam na wygląd, bo wygląda jak świeżo upieczone ciasteczko z kremem i kawałkami czekolady, ale to nie zmienia tego, że jest podejrzany...
- Izzy, spokojnie, przemyślałam to - wyciąga telefon i zaczyna coś w nim pisać. Następnie podaje mi go z otwartym profilem Raphaela - Zobaczymy czy twoje podejrzenia się sprawdzą. Co powiesz na małą infiltrację? To spotkanie pozwoli nam dowiedzieć się czegoś więcej. I słowo harcerza - Candice w tym momencie robi krzyżyk na sercu - że będę uważać.
Przeglądam jego posty na szybko, bo na wszystkich wygląda jak caloryjski model nad morzem. Chryste, skąd oni się biorą?
- Jak w tej grze, którą ostatnio ogrywałam na xbox'ie i nie dawałam ci obejrzeć serialu? - oddaję telefon Candice z uśmieszkiem, sugerującym jej, że podoba mi się ten plan. Jakkolwiek bym sobie go nie wyobrażała.
- Chcę wiedzieć, czy facet myśli serio, że jestem następną naiwną, czy serio mu się podobam - przyjaciółka wzrusza ramieniem, wydymając wargi pokryte krwistoczerwoną szminką.
- Myślałam, że ty i związki to temat raczej na luźne przegadanie, niż coś poważnego. Ah i jeszcze zanim zapomnę - kieruję palec wskazujący w jej stronę - Jeśli serio chcesz się umówić z nim na tę "niby randkę" - robię cudzysłów w powietrzu - to zapomnij o czerwonej szmince. Podobno facetów kręcą czerwone usta.
- Chyba właśnie o to nam chodzi. Poza tym ja zawsze noszę czerwoną szminkę. No... prawie zawsze.
- Więc ją nałożysz, jak już to będzie prawdziwa randka. Na razie zabawię się w stalkera i postaram się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Pójdę z tobą na tę randkę, oczywiście będę się trzymać z daleka i zainterweniuję, gdy będzie się dziać coś podejrzanego - kieruję się do pokoju, żeby zdjąć tę przeklętą sukienkę i wskoczyć w jakieś wygodne, sportowe ciuchy. Słyszę, jak Candice podąża za mną, co oznacza, że ma parę kwestii do obgadania i do nie koniec naszej emocjonującej rozmowy.
- Będziesz się bawić w policjanta śledczego, jak w przypadku twoich urodzin? - dziewczyna śmieje się, oparta o framugę drzwi w przejściu do mojego pokoju.
Zdejmuję sukienkę, prychając cicho pod nosem.
- Nikt się nie skapnął, więc być może minęłam się z powołaniem? Będę po prostu obok. Ustalmy jakiś znak, w razie, gdybyś poczuła się nieswojo, a ja miałabym wkroczyć do akcji - ubieram na siebie białą bluzkę z kaczorem Donaldem i zabieram sukienkę, aby wrzucić ją do prania.
- Nie wiem, może kaszlnięcie? - krzywię się, kręcąc głową.
- Udławisz się jakimś piciem, zaczniesz kaszleć i pomyślę, że to sytuacja najwyższego zagrożenia, Musi być coś takiego, co nie zwróci zbytniej uwagi ludzi, a tym bardziej Raphaela, jednocześnie da mi do zrozumienia, że trzeba działać...
- Może po prostu potrę płatek ucha i wtedy będziesz miała swój znak.
- Tak! Może być. Oby cię nie swędziało, gdy będę niedaleko. W takim razie zgodzę się na twoje wyjście z nim, pod warunkiem, że będę niedaleko przeprowadzać skrzętną infiltrację.
- A co jeśli ciebie zauważy?
- Dlaczego bierzesz pod uwagę sytuację, w której może mnie ktoś zobaczyć?
- Musimy przewidzieć wszystko.
- Będę improwizować. Akurat o to się nie martw. Sprawię, że nigdy więcej nie pomyśli, aby jakąkolwiek inną naciągać na swój wysublimowany uśmieszek, o ile to właśnie robi - sięgam po laptopa i udaję się na kanapę. Candice w tym czas idzie się przebrać. Przeglądam niemal wszystkie media. Albo się dobrze kryje skubaniec, albo moja intuicja mnie zwodzi, a o co zaszło w restauracji, to była jakaś jawa. Tyle że ja nie żyję na jawie i potrafię wyczuć sens konwersacji oraz gestów. Tamten był jednoznaczny.
- Masz coś? - krzyczy Candice ze swojego pokoju.
- Wiesz, że nie lubię popadać w skrajności, ale każda kobieta na jego zdjęciu wydaje mi się podejrzana. Naprawdę próbuję się opanować - kanapa ugniata się pod ciężarem siadającej obok mnie Candy. Podaje mi kubek herbaty w dłoń. Popijam gorącą ciecz i skroluję w dół - Patrz - dotykam palcem ekranu - No dajmy na ten przykład tę. Jakaś dziwna... jak się nazywa? - sprawdzam oznaczenia - Amara... proszę cię, kto krzywdzi tak swoje dziecko?
- Ale z ciebie wredny babsztyl - przyjaciółka chichocze pod nosem, a ja trącam ją w żebra.
- Wredna to dopiero będę, jak już nakryję tego gnojka, co się próbuje do ciebie dobrać. Ale się na niego uparłam... lepiej dla niego, jeśli okaże się niewinny. Wtedy przyrzekam, że go przeproszę. Z bólem serca, ale jednak.
- Wow, nie wierzę, że ciebie na to stać - Candy przewraca oczami z uśmiechem.
- Błagam, nie rób ze mnie potwora. Wystarczy mi jeden taki rudy, siedzący obok. Ałć! - powstrzymuję złośliwy uśmiech, ale i tak zostaję uszczypnięta w ramię.
- To znaczy, że mam akceptować propozycję.
- Oczywiście, ale postaw warunki. Niech się chociaż postara, chyba i tak już wie, że nie będzie miał łatwo. Myślisz, że dlaczego nie chciał tego zaproponować przy mnie? Wiedział, że go zlinczuję psychicznie. Faceci mają fizia na swoim punkcie, nie chciał czuć się przygaszony przez kobietę.
- Zacznę się zastanawiać, czy ty przypadkiem nie dołączyłaś do jakiejś organizacji feministycznej, albo czy jakiejś nie założyłaś.
- Organizację to ja założę dla tych wszystkich kobiet z jego profilu. Nie twierdze, że każda była jego ofiarą, bo zaraz się okaże, że po prostu ma tyle sióstr. W końcu ja mam sześciu braci.
- Czyli piszemy, że się zgadzam?
- Ale obiecaj mi na mały palec, że pozwolisz mi po wszystkim, jeśli Raphael okaże się inny, niż sam podaje, zrobić z nim automatyczny koniec - wyciągam w jej stronę mały palec - I nie, nie ma tu żadnych podtekstów - przewracam oczami, widząc jej rozbawioną twarz.
Candice?
+20 PD
+20 PD
1300 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz