***
Czuję oddech śmierci na karku, kiedy do moich uszu dochodzi trzask drzwi wejściowych. Jedenasta rano, to nie może być nikt inny, jak moja mama. Przewracam oczami, cicho wzdychając. Mam ochotę zakopać się w pościel jeszcze głębiej, niż teraz, ale kiedy słyszę kroki stąpające po schodach, wiem, że mi nie dane. Jestem przygotowana na reprymendę, bo dobrze wiem, że mnie ona nie ominie. Co prawda nieudolne próby zrobienia ze mnie idealnej przekonały kobietę, że nie powinna oczekiwać zbyt wiele, ale ona to ona i zupełnie nic ani nikt nie przemówi jej do rozumu. Prawdę mówiąc, upozorowanie własnego samobójstwa byłoby łatwiejsze, niż przekazanie mojej matce, że jestem dorosła, sama za siebie odpowiadam i że kontrolowanie mnie teoretycznie powinno skończyć się wraz z moimi osiemnastymi urodzinami. Inną sprawą jest to, iż ona nie odróżnia matczynej troski od swojego apodyktycznego zachowania i obsesji na punkcie kontroli nad
wszystkim i wszystkimi.
— Możesz mi powiedzieć, co ty najlepszego wyprawiasz? — czuję nagle jej mocny chwyt na kołdrze, którą się okrywam. Kobieta zrywa ze mnie pościel szybkim ruchem, na co marszczę brwi, chwiejnie podnosząc się do siadu. Jej głos przesiąknięty jest odrazą, a jej wściekłość wyczułabym na kilometr. Nie, żebym teraz nie czuła. — Twój wychowawca dzwonił do mnie, że uciekłaś ze szkoły i od trzech dni nie przyszłaś! — krzyczy. — Po co ja to wszystko dla ciebie robiłam, skoro niczego nie umiesz poszanować?! Jeśli nie będziesz miała żadnej przyszłości, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, a ja wtedy nie przyznam się, że jesteś moją córką! — dopowiada, na co kręcę głową, nie mogąc tego słuchać. Chwyta mnie mocno za ramię, szarpiąc w emocjach. Wyrywam się, kiedy jej palce coraz mocniej zaciskają się na moim ramieniu. Nie odpowiadam kompletnie nic, bo w tym stanie nieważne co bym nie powiedziała, do niej to nie dojdzie. Po tylu latach dalej irytuje ją, że nie jestem taka, jaka ona chciałaby, abym była. Kiedyś myślałam, że ona po prostu nie potrafi okazać nam miłości, ale wiem, że się myliłam.
— Dla mnie lepiej — posyłam jej kpiący uśmiech, którego nie mogę powstrzymać, choćbym chciała. Po tych słowach w przeciągu kilku sekund kobieta wymierza mi cios w policzek. Czuję, jak zaczyna robić się czerwony, a tępy ból pulsuje po prawej stronie twarzy. Zrywam się z łóżka, kieruję do łazienki i zamaszyście zamykam za sobą drzwi. Drugi policzek także zaczyna mnie piec, ale ze złości, kiedy obmywam zimną wodą zaczerwienioną skórę. Słyszę, jak kobieta wychodzi z pokoju, a jej kroki z każdą chwilą robią się coraz odleglejsze.
wszystkim i wszystkimi.
— Możesz mi powiedzieć, co ty najlepszego wyprawiasz? — czuję nagle jej mocny chwyt na kołdrze, którą się okrywam. Kobieta zrywa ze mnie pościel szybkim ruchem, na co marszczę brwi, chwiejnie podnosząc się do siadu. Jej głos przesiąknięty jest odrazą, a jej wściekłość wyczułabym na kilometr. Nie, żebym teraz nie czuła. — Twój wychowawca dzwonił do mnie, że uciekłaś ze szkoły i od trzech dni nie przyszłaś! — krzyczy. — Po co ja to wszystko dla ciebie robiłam, skoro niczego nie umiesz poszanować?! Jeśli nie będziesz miała żadnej przyszłości, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, a ja wtedy nie przyznam się, że jesteś moją córką! — dopowiada, na co kręcę głową, nie mogąc tego słuchać. Chwyta mnie mocno za ramię, szarpiąc w emocjach. Wyrywam się, kiedy jej palce coraz mocniej zaciskają się na moim ramieniu. Nie odpowiadam kompletnie nic, bo w tym stanie nieważne co bym nie powiedziała, do niej to nie dojdzie. Po tylu latach dalej irytuje ją, że nie jestem taka, jaka ona chciałaby, abym była. Kiedyś myślałam, że ona po prostu nie potrafi okazać nam miłości, ale wiem, że się myliłam.
— Dla mnie lepiej — posyłam jej kpiący uśmiech, którego nie mogę powstrzymać, choćbym chciała. Po tych słowach w przeciągu kilku sekund kobieta wymierza mi cios w policzek. Czuję, jak zaczyna robić się czerwony, a tępy ból pulsuje po prawej stronie twarzy. Zrywam się z łóżka, kieruję do łazienki i zamaszyście zamykam za sobą drzwi. Drugi policzek także zaczyna mnie piec, ale ze złości, kiedy obmywam zimną wodą zaczerwienioną skórę. Słyszę, jak kobieta wychodzi z pokoju, a jej kroki z każdą chwilą robią się coraz odleglejsze.
***
— Ale co pan tu robi? Mówiłam, że sama to załatwię i jeszcze dzisiaj dostanie pan wszystkie zaległe usprawiedliwienia — ze snu wybudza mnie podniesiony, nerwowy ton mojej matki. Jest środek dnia, a ja nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Uwalniam się z kołdry i koca, stojąc na prostych nogach na wpół przytomna. Jedną nogą dalej jestem we śnie, ale mimo to schodzę na dół chwiejnym krokiem. Od ostatniej kłótni boli mnie głowa, a policzek pulsuje bólem, za to moja matka dalej nie zdążyła się przebrać od swojego powrotu, przez co teraz paradowała po domu na wysokich szpilkach i w krótkiej, choć ołówkowej spódnicy, z wysoko upiętymi włosami.
Zatrzymuję się w pół kroku, stając tak, aby nikt mnie nie zauważył, bo nie ukrywam, że mam ochotę podsłuchać o czym toczy się rozmowa, że moja matka już na wstępie jest tak podburzona. Jednak kiedy przez moje zasypiające neurony przebija się wiadomość, że to nikt inny, jak Cato, moja mina automatycznie rzednie. Spodziewałam się, że zrobi wiele, aby dowiedzieć się co ze mną, ale nie, że tak szybko i... cóż, skutecznie.
— Proszę się nie denerwować, po prostu niepokoi mnie ta nagła nieobecność. Leah uciekła z lekcji i od tej pory nie dawała żadnego znaku życia — tłumaczy powoli i spokojnie.
— Nie musi się pan martwić, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Leah jutro będzie w szkole — odpowiada moja matka, a ja wtedy robię krok do przodu, wzdychając głośno. Wchodzę do przedpokoju i czuję, jak ich wzrok pada na mnie.
— Mogę choć raz powiedzieć coś od siebie? — mówię chłodno, patrząc na kobietę z uniesioną głową. Nie obchodzi mnie, że wynoszę brudy mojej własnej rodziny przed kogoś, kogo tak na dobrą sprawę praktycznie nie znam. Nie mam siły i ochoty, aby znów to ukrywać i myśleć jak to rozegrać, aby nikt się niczego nie domyślił. Jej kolej, aby najeść się wstydu. Czuję, że już bym nie żyła, gdyby wzrok mógłby zabijać, ale ustępuje mi miejsca, przesuwając się w bok. Prawdopodobnie nie chce robić większej szopki, niż już zrobiła. W oczach Cato, jako mojego wychowawcy, i tak już chyba wiele straciła, a ewentualne plotki, które mogłyby się o niej roznieść, nie działają na jej korzyść. Tak właśnie myśli.
— Chodźmy — mruczę w stronę mężczyzny, wsuwając dłonie w jedną, dużą kieszeń na środku szerokiej bluzy. Kieruje nas w stronę niewielkiej altanki, korzystając, że na dworze jest ciepło, i że tam matka nie przyjdzie - przynajmniej teraz, bo za pięć minut - to co innego. Zajmuję miejsce w wiklinowym fotelu, który jest podwieszany pod sufitem, przenosząc na mężczyznę swoje wyczekujące spojrzenie.
Zatrzymuję się w pół kroku, stając tak, aby nikt mnie nie zauważył, bo nie ukrywam, że mam ochotę podsłuchać o czym toczy się rozmowa, że moja matka już na wstępie jest tak podburzona. Jednak kiedy przez moje zasypiające neurony przebija się wiadomość, że to nikt inny, jak Cato, moja mina automatycznie rzednie. Spodziewałam się, że zrobi wiele, aby dowiedzieć się co ze mną, ale nie, że tak szybko i... cóż, skutecznie.
— Proszę się nie denerwować, po prostu niepokoi mnie ta nagła nieobecność. Leah uciekła z lekcji i od tej pory nie dawała żadnego znaku życia — tłumaczy powoli i spokojnie.
— Nie musi się pan martwić, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Leah jutro będzie w szkole — odpowiada moja matka, a ja wtedy robię krok do przodu, wzdychając głośno. Wchodzę do przedpokoju i czuję, jak ich wzrok pada na mnie.
— Mogę choć raz powiedzieć coś od siebie? — mówię chłodno, patrząc na kobietę z uniesioną głową. Nie obchodzi mnie, że wynoszę brudy mojej własnej rodziny przed kogoś, kogo tak na dobrą sprawę praktycznie nie znam. Nie mam siły i ochoty, aby znów to ukrywać i myśleć jak to rozegrać, aby nikt się niczego nie domyślił. Jej kolej, aby najeść się wstydu. Czuję, że już bym nie żyła, gdyby wzrok mógłby zabijać, ale ustępuje mi miejsca, przesuwając się w bok. Prawdopodobnie nie chce robić większej szopki, niż już zrobiła. W oczach Cato, jako mojego wychowawcy, i tak już chyba wiele straciła, a ewentualne plotki, które mogłyby się o niej roznieść, nie działają na jej korzyść. Tak właśnie myśli.
— Chodźmy — mruczę w stronę mężczyzny, wsuwając dłonie w jedną, dużą kieszeń na środku szerokiej bluzy. Kieruje nas w stronę niewielkiej altanki, korzystając, że na dworze jest ciepło, i że tam matka nie przyjdzie - przynajmniej teraz, bo za pięć minut - to co innego. Zajmuję miejsce w wiklinowym fotelu, który jest podwieszany pod sufitem, przenosząc na mężczyznę swoje wyczekujące spojrzenie.
Cato?+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz