6 kwi 2020

Od Mallory - CD. Dymitra

          Dzisiejszy dzień nie prezentował się najlepiej. Pomijając fakt, że Tyler wziął sobie wolne — choć nie powinnam nazywać tego w ten sposób, w końcu on zarządzał firmą i teoretycznie mógł robić co chciał — i zdecydował się spędzić cały dzień ze mną, ja miałam na głowie jeszcze wieczorne spotkanie, przekornie nazywane przeze mnie biznesowym. Dawna znajoma dała mi znać, że dzisiejszej nocy otwarty zostanie nowy klub nocny o nazwie Lux, prowadzony przez jakiegoś byczka, w dodatku gangstera. Nie chciała zdradzić mi jego imienia, choć wielce prawdopodobnym było, że go kojarzyłam. Pomijając już sam fakt, że chciała się tam spotkać, chodziło o coś więcej. Chciała się przyjrzeć zarówno jego działalności, jak i samej osobie właściciela, który ponoć nie był przyjemnym człowiekiem, a wręcz skrajnie dalekim od tej oceny. A wszak wiadomo, że do takich brudnych spraw nadaję się doskonale, dlatego Sophia uznała, że ujawni mi, co zamierza zrobić i jaki jest jej plan, za to ja pomogę jej go udoskonalić i wdrożyć życie, oczywiście za niewielkim wynagrodzeniem. Mówiąc niewielkim, mam na myśli rzecz jasna spore, gdyż nie miałam zamiaru ryzykować za nic. Chociaż ludzie mówili, że jestem na tyle szalona, by robić to w kółko i za nic. Może mieli rację. Już raz się przekonałam, że nie mogę żyć bez adrenaliny i tych szalonych, głupich rzeczy, które ocierały mnie o śmierć i powodowały, że czułam życie pełną piersią. Bez tego byłabym niczym.

          Zdecydowanym minusem Tylera był jego charakter. Może gdybym była spokojnym człowiekiem i niczym nie wyróżniającym się, zwyczajnym mieszkańcem tego miasta, nie przeszkadzałoby mi to w nim. Może gdyby on był mniej sztywny i częściej zdobywał się na żarty, nie miałabym tak bardzo dość jego towarzystwa. Ale on był okropną, ciepłą kluchą w każdej dziedzinie życia. Nudnym, poważnym człowiekiem z chorobliwą nieśmiałością, zaś najbardziej szaloną rzeczą, na którą się w życiu zdobył, było prawdopodobnie nie posprzątanie jego idealnie czystego apartamentu choć raz w ciągu całego tygodnia. Bycie jego dziewczyną niespełna kilka godzin dziennie, w domowym zaciszu, było chyba jeszcze gorsze niż pokazywanie się z nim publicznie i udawanie szczęśliwej. To wszystko miało swój wyższy cel, do którego konsekwentnie dążyłam, ale osobowość Tylera wyjątkowo mnie nudziła i nie dawała żadnej frajdy z całego tego przedsięwzięcia. Byłam pewna, że nie poczuję zbyt wiele satysfakcji nawet, gdy przejmę wszelkie jego fundusze i całą firmę, bo z tyłu głowy będę mieć myśl, że nawet jego reakcja nie da mi poczucia spełnienia i dobrze wykonanej konspiracji. 
          Wieczory, gdy zostawał w pracy były dla mnie najlepszymi. Zajmowałam się swoimi nie do końca zgodnymi z prawem zajęciami, nie musząc irytować się faktem, że nierozgarnięty, zakompleksiony mężczyzna cały czas grucha mi nad uchem albo opowiada o swoim nudnym życiu i płacze, jakim jest nieudacznikiem życiowym. To tylko mniejsza część góry lodowej, zważając na to, że udając dobrą, kochają dziewczynę, musiałam nie tylko te żale znosić, ale i odpowiadać na nie, udawać zmartwioną, pocieszać go i dawać dobre rady. Jak dobrze, że czasy gdy ja się jakkolwiek mazgaiłam minęły bezpowrotnie osiem lat temu, wraz z dziewictwem odebranym mi w wieku trzynastu lat przez chłopaka, który tydzień później wyrzucił mnie na bruk, przywłaszczając sobie przy okazji resztę moich rzeczy, których i tak miałam niewiele. Zabawne czasy.
          Nigdy nie myślałam o miłości. Zgaduję, że nawet nie interesowała mnie ta kwestia. Raz, jako gówniara, wydawało mi się, że kogoś kocham, ale to było tylko denne zauroczenie, a potem byłam już zajęta walką o przeżycie. Nie neguję tego, czy to uczucie istnieje, bo jeśli ludzie z własnej woli godzą się na wspólne życie i nie zabijają przy tym, to coś musi w tym być, ale ja go nigdy nie doświadczyłam. Byłam w związkach, o ile można to tak nazwać. Seks, wykorzystywanie materialne, kłótnie i traktowanie się jak własność lub przeciwnie, jak nieznajomi, którzy od czasu do czasu wejdą w jakąś interakcję. Taki wzór związku znałam. Nie potrzebowałam w swoim życiu mężczyzny ani kobiety, ja potrzebowałam pieniędzy, adrenaliny i seksu. Życie w slumsach nie pozostawia ci większych możliwości wyboru.
          Gdybym darzyła Tylera sympatią, chociażby najmniejszą, nie musiałabym powstrzymywać się od krzywienia się na jego widok, unikać bliskości i zmuszać się do kontaktu fizycznego. Zgaduję, że byłoby na odwrót. A jeśli obdarzyłabym uczuciem kogokolwiek innego, moje życie już dawno wyglądałoby inaczej.
          Nie wiem, skąd wzięły się u mnie te myśli, ale nie opuściły mnie nawet w momencie, gdy wieczorną porą wsiadałam na swój motocykl, mając na celu dostać się do klubu, w którym umówiłam się z Sophią.
          Czarna, dopasowana do kształtów ciała sukienka, skórzana kurtka, natapirowane włosy i usta pociągnięte czerwoną szminką były dzisiaj moim znakiem rozpoznawczym. Na moim nadgarstku widniały cienkie, złote bransoletki, które delikatnie brząkały przy każdym moim ruchu. Mimo bardzo dopracowanego wyglądu, nadal potrafiłam przejechać się motorem z szaleńczą prędkością i nie popsuć sobie przy tym fryzury. Parkując niedaleko klubu, sprawdzałam swój telefon, na który Sophia przesłała zdjęcie jego właściciela. Nie kojarzyłam faceta, dlatego nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po dzisiejszym spotkaniu. Wchodząc do klubu z miejsca szukałam mojej znajomej, ale coś skutecznie odwróciło od tego moją uwagę.
          Na miejscu barmana stał mężczyzna ze zdjęcia. Polewał ludziom alkohol i najwidoczniej dobrze się przy tym bawił, a ja w ciągu sekundy postanowiłam, że będę dziś improwizować i poznam go na własną rękę, nie zbierając przy tym informacji od Sophii.
          Idąc w jego kierunku, w głowie miałam myśl, że wyglądał gorąco. Naprawdę gorąco. Przypominał wyglądem tych umięśnionych mężczyzn, którzy po imprezach zawsze zabierali mnie do swoich apartamentów, bym przeżyła z nimi noc pełną wrażeń. Otrząsając się ze swoich myśli, podeszłam do baru, zaczynając z nim rozmowę od wkrętu o poszukiwaniu pracy. Już kilka zdań później wszystko poszło w zupełnie innym kierunku, niż się spodziewałam, a mężczyzna postawił mi ultimatum, które musiałam spełnić, by nie zaczął wprowadzać swojej groźby w życie.
          Spotkanie z Sophią nie trwało długo. Głównie dowiedziałam się, że wkręciłam się przypadkiem w coś, z czego nie łatwo będzie się wydostać, a Dymitr jest całkowitym przeciwieństwem dobrego gościa. Nie zgodziłam się na jej ofertę; tak samo ani słowem nie wspomniałam, że dostałam od niego zadanie do wykonania w określonym limicie czasu. Z tym musiałam poradzić sobie sama.
          Miałam wiele własnych znajomości, dlatego załatwienie broni, choć zajęło trochę czasu, nie było aż tak trudne. Następnego dnia wieczorem pojawiłam się w uzgodnionym miejscu i czekałam na mężczyznę, który oczekiwał ode mnie tego, z czym tu przyszłam. Pięć minut później Dymitr i kilku innych ludzi pojawili się na miejscu. Gdy się do mnie zbliżyli, nie mogłam się powstrzymać.
          — Witam spóźnialskich — mruknęłam ironicznie na tyle głośno, by mnie usłyszeli.
          Czułam, że igram z ogniem, ale przeczucie mówiło mi, że w tym przypadku warto się sparzyć.

Dymitr?
1087

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz