4 lut 2019

Od Anastazji CD. Rafaela

- Co Cię skusiło by iść na bal charytatywny? - zdziwiła się strasznie moja przyjaciółka, z którą poznałam się już na studiach i do tej pory utrzymywałam z nią kontakt. Co prawda pracowała w innym szpitalu, gdyż wolała być bliżej swojego rodzinnego domu. Pamiętałam jak czasem chodziłyśmy na imprezy w każdy możliwy weekend na pierwszym roku studiów... Zawsze się dziwiłam czemu starsze roczniki nie chodzą i stwierdziłam wtedy z koleżankami że są to jacyś dziwni ludzi, no bo jak można nie chcieć się bawić w czasie wolnym? Dopiero później gdy sama byłam już na trzecim roku studiów zrozumiałam dlaczego wtedy nie chodzili na żadne zabawy... Byli tak zmęczeni narastającą nauką z coraz to większym materiałem, że jedyne o czym wtedy marzyli był święty spokój i odpoczynek. Każde kolokwium czyli inaczej takie wejściówki od razu po wejściu do klasy były makabrycznie trudne i szczerze mówiąc to sama się dziwiłam że dotrwałam do końca, zwłaszcza jeśli chodzi o robienie specjalizacji. Oj tak nie było łatwo! A nie każdy wie że każdą specjalizację robi się w dwa lata... Są bowiem takie specjalizacje że robi się je nawet pięć lat! Swoją specjalizację robiłam dwa lata na kardiochirurga i myślałam że to długo ale nigdy nie wyobrażałabym sobie że mam robić specjalizację przez pięć długich lat! Byłabym wtedy "stara".
- A no bo ktoś mnie zaprosił - powiedziałam tajemniczo do przyjaciółki.
- Ktoś? Czyli kto? - zainteresowała się bardzo - Opowiadaj ruda mi tu wszystko! Co Ty nie powiesz swojej psiapsiuli kogo poznałaś? - zażartowała rozbawiona co można było usłyszeć po jej głosiku.
- No... poznałam kogoś... - nieco się rozmarzyłam i pewnie teraz na moich policzkach wyszedł lekki rumieniec. Zawsze się przechwalałam że ja jeśli w ogóle kogoś znajdę, to na końcu po niej, a tym czasem się okazało że było zupełnie na odwrót. Wiedziałam w duchu że musiała mieć niezły ubaw ale i jednocześnie że musiało być jej ciut przykro, gdyż podobnie jak ja, nie potrafiła znaleźć przez długi czas właściwego i tego jedynego faceta. Niby jest cała planeta ludzi ale jednak czasem się tak zdarza, że dwójka przeznaczonych ku sobie ludzi nie potrafi się ze sobą spotkać tak szybko. Jakoś to tak jest że los ma co do nas zupełnie inne plany niż my sami byśmy chcieli...
- Jaki on jest? I jak się poznaliście i gdzie? No zdradź trochę nooo... - zaczęła nieco się niecierpliwić.
- Poznałam go w szpitalu - zaczęłam lecz zaraz mi przerwała dodając swoje dwa grosze.
- Był pacjentem na Twoim oddziale? - zainteresowała się próbując zgadnąć.
- Nieeee.... Słuchaj lepiej! - zganiłam ją nieco dzięki czemu nieco ją przyhamowałam z ciekawością zadawania pytań - Poznałam go w szpitalu na dyżurze - powiedziałam spokojnie siedząc dalej w swoim gabinecie.
- Na dyżurze? To jakiś lekarz? - dopytywała.
- Tak jest lekarzem i w zasadzie mnie przez przypadek staranował gdy szłam odbierać karty pacjentów z rejestracji - odparłam co ją bardzo zdziwiło.
- Staranował Cię? Jak on mógł nie spostrzec Twojego rudego łba?! - spytała zaskoczona.
- No wiesz... po szpitalu kręcą się dziwne osobniki i świry też więc może nie zwrócił na mnie uwagi przez to że widział dziwniejsze przypadki - powiedziałam zamyślona z lekka - Ale wracając do tematu balu charytatywnego... Jak się tam chodzi, bo mi piczo nie odpowiedziałaś! - dodałam rozbawionym głosem.
- No sorry ale muszę się tu wywiedzieć najpierw kogo se upatrzyłaś nie? - zażartowała - Wydaje mi się że idzie się w takie miejsca w bardzo eleganckich sukniach więc ruda musisz sobie kupić jakiś ładny ciuszek na swoją dupkę - dodała coś przekąszając, co było słychać po jej pełnej buzi i domyśliłam się że musi jeść swoje ulubione chipsy serowe.
- Ja tu słyszałam jeszcze jakiś czas temu od Ciebie że przechodzisz na dietę, a tu słyszę że chipsiki się tu wcina - zażartowałam tym razem ja, na co się lekko zaśmiała.
- No miałam kurde ale są takie dobre... - powiedziała zadowolona biorąc kolejnego chipsa do swoich ust, co usłyszałam bez problemu dzięki jej chrupaniu - Ja tam już Fenchenko nigdy nie schudnę, taki mój los... - dodała.
- Moim zdaniem i tak to odchudzanie Ci  I tak nie jest potrzebne... Przecież Ty jesteś chuda jak patyk! - fuknęłam lekko po czym upiłam łyk wzmacniającej kawy sypanej.
- Kuźwa musiałam być na diecie... Dobrze wiesz że podczas urlopu przytyłam pięć kilogramów, bo tak wszystko wpierdalałam jak dzika świnia - oburzyła się nieco na co przewróciłam lekko oczami trzymając ciągle telefon w ręce.
- Oj tam nie przesadzaj... - westchnęłam lekko - I tak jakiś chłop w końcu Cię poderwie, co jak co ale Ty masz ładniejsza budowę ciała niż ja piczo - powiedziałam wygodniej się opierając w swoim fotelu obrotowym.
- Ta jasne kurwa! Z przodu deska i z tyłu deska... - fuknęła - Ty to przynajmniej masz cycki! Ja to muszę sobie chyba powiększyć bo masakra - załamała się nieco.
- A tam pierdzielisz! Nie przesadzaj faceci lubią naturalne cycki w tych czasach a nie sztuczne balony sylikonowe... - wyraziłam swoje zdanie zjadając jedno ciasteczko czekoladowe.
- Faceci lubią ruda jak maja za co złapać... - westchnęła znowu ciężko - Chciałabym mieć takie cycki i dupę jak moja kuzynka... wiesz która, pokazywałam Ci ją na zdjęciu - dodała, na co lekko się skrzywiłam przypominając sobie dziewczynę ze zdjęcia, która miała na prawdę ogromne cycki ale wręcz za duże! Bardzo nie symetrycznie to wyglądało, gdyż miała taką... hm... niesymetryczna budowę ciała... Wyglądała jak taki klocek ale cóż... ludzie są różni. Nie poznałam jej osobiście i nic do niej nie miałam, lecz wyobraziwszy sobie tak wielkie piersi u swojej przyjaciółki przy jej szczupłym ciele, nieco się wzdrygnęłam.
- Szczerze mówiąc to źle by Ci było piczo z takimi balonami... - westchnęłam ciężko - Z resztą faceci powinni kochać taką jaką jesteś a nie tylko Twoje cycki - dodałam.
- No niby racja, ale bym tak kogoś znalazła już... Fajnie że masz już faceta - powiedziała smutnym głosem przez co mnie samej zrobiło się nieco dziwnie.
- Oficjalnie nie jesteśmy ze sobą... - przyznałam - Ale bym bardzo chciała - dodałam.
- Czyli jeszcze nie zabrał Cię na randkę? - spytała.
- No nie... tak daleko to jeszcze nie poszło - przyznałam nieco zrezygnowana.
- Jak się Tobą interesuje to na pewno Cię zabierze w końcu więc nie rozpaczaj rudzielcu - nieco mnie pocieszyła.
- Mam nadzieje...  - westchnęłam lekko - Diana a Ty kiedy przyjedziesz do mnie na kawę co? - spytałam - Jak ja mam wybrać jakąś suknie skoro nie ma mi kto doradzić jaką? - dodałam nieco niezadowolona gdyż od dłuższego czasu obiecywała mi że przyjedzie i tak się ciągnęło i ciągnęło.
- No kiedyś tam przyjadę nie obrażaj się no... Wiesz że mam zapierdol ciągle - odparła spokojnie.
- No wiem... wiem... - odparłam po czym dostałam wezwanie więc musiałam się rozłączyć i czym prędzej pobiegłam na oddział na który mnie wezwano.
***********************************************************************************
Następnego dnia wstałam około godziny ósmej rano więc jak na mnie, po niemal pięciu godzinach dłużej w szpitalu na bloku operacyjnym, dość szybko wstałam. Byłam zmęczona ale stwierdziłam że muszę się dzisiaj rozejrzeć za jakimiś ładnymi sukniami bo w końcu byłam dość wybredna, więc z wyborem idealnej sukni na pewno będzie ciężko... Zwłaszcza że nikt nie mógł mi pomóc w jej wyborze bo Diany nie było, a reszta moich koleżanek pracowała dużo dużo dalej. Wzdychając na to wszystko ciężko powoli zwlekłam się z wygodnego i wygrzanego łóżka, gdzie następnie skierowałam się do kuchni. Upewniłam się czy aby na pewno w czajniku jest woda po czym nastawiłam wodę jednym naciśnięciem przycisku. Następnie wyjęłam ze ze zlewu swój umyty kubek w kolorze niebieskim z napisem "Good Day". Następnie otworzyłam szufladę w której były wszystkie sztućce, a następnie wziąwszy łyżeczkę do kawy, zasunęłam z powrotem biodrem szufladę. Sięgnęłam po opakowanie sypanej kawy "Aromatusis Delectas", wsypałam dwie łyżeczki do kubka a następnie zostawiłam łyżeczkę w niebieskim kubku, a kawę odłożyłam na miejsce. W międzyczasie zagotowała się woda w czajniku, wiec obróciłam się do niego, wzięłam go, a następnie zalałam do połowy wrzątkiem kubek. Odłożyłam czajnik na miejsce, wymieszałam łyżeczką kawę nieco by opadły mi fusy na samo dno, bym mogła później sobie wlać mleka. Musiałam jednak na to nieco zaczekać, wiec postanowiłam zrobić sobie jakieś śniadanie. Po krótkim namyśle stwierdziłam że zrobię sobie pastę z makreli. Wyjęłam więc z lodówki twaróg półtłusty oraz makrelę w puszce w sosie pomidorowym. Postawiłam wszystko na blacie, po czym wyjęłam z szafki malutką cebulkę oraz pieprz czarny mielony. Potrzebowałam jeszcze niewielkiej miseczki na to, więc poszperałam w innej szafce i w końcu po długich poszukiwaniach na samym końcu znalazłam odpowiednia miseczkę z pokrywką. Następnie zalałam sobie kawę mlekiem, ponownie wymieszałam pięć razy łyżeczką, po czym odłożyłam ja do zlewu. Odstawiłam kubek z kawką nieco dalej by mi nie przeszkadzał i zaczęłam robić pastę z makreli. Najpierw dałam do miseczki rybę z puszki, dokładnie wybrałam cały sos pomidorowy z opakowania po niej, następnie wrzuciłam twaróg i zaczęłam wszystko rozgniatać i mieszać widelcem. Kiedy już mi się wszystko fajnie wymieszało, stwierdziłam że więcej jest twarogu niż ryby, dlatego dodałam nieco keczupu pikantnego, wymieszałam i było idealne. Pokroiłam jeszcze cebulkę w kostkę, dodałam ją do twarogu, wymieszałam ponownie, a na koniec dodałam nieco czarnego, mielonego pieprzu. Po ostatecznym wymieszaniu już zadowolona z siebie zaczęłam sobie smarować dwie kromeczki. Położyłam wszystko na talerzyk, wzięłam kawę w rękę, a następnie skierowałam swoje kroki do salonu, gdzie rozsiadłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Zaczęłam szukać na pilocie po wszystkich kanałach jakiegoś ciekawego programu. W końcu zdecydowałam się że zostanę na programie "Life Play Wild", gdzie leciał program o życiu surykatek. Usiadłam nieco wygodniej, po czym oglądając zaczęłam jeść pyszne śniadanie. Wszystko zajęło mi około godziny, więc zebrałam się dopiero po skończeniu się programu o surykatkach. Odłożyłam brudne naczynia do zlewu, zalałam je wodą by brud nie zasechł, bym miała łatwiejsze późniejsze mycie, po czym ubrałam się w normalne rzeczy w sypialni, a na koniec poszłam na korytarz, gdzie zaczęłam ubierać ciepłe buty sięgające dużo powyżej kostek. Miałam tak większą pewność że nawet jak się gdzieś poślizgnę, to że nie skręcę kostki, co teraz było by istną katastrofą! Ubrałam jeszcze swój płaszcz, owinęłam szyję ciepłym szalikiem, ubrałam rękawiczki i czapkę od Rafaela, a następnie wyszłam na klatkę schodową, porządnie zamykając drzwi na klucz. Schodząc po schodach minęłam jakiegoś pizzer mena, a po chwili byłam już na dworze gdzie od razu w moją twarz uderzył srogi mróz. Jak widać mróz trzyma i trzymać jeszcze przez jakiś czas będzie  pomyślałam kierując się do swojej niebieskiej Toyoty. Sięgnęłam do swojej torebki, gdzie po krótkich poszukiwaniach i przesunięciu swojego portfela, odnalazłam kluczyki. Niestety nie mogłam od razu odjechać, gdyż mój samochód wyglądał jak jakiś bałwan... Dlatego po otwarciu drzwi sięgnęłam po miotełkę, którą zaczęłam odśnieżać powoli całe auto. Cały proces trwał około dwudziestu dobrych minut, gdyż do odśnieżania doszło jeszcze skrobanie zamarzniętych na kość szyb. Niesamowicie się zgrzałam, a para leciała mi z ust. Wsiadając do auta, włożyłam kluczyk do stacyjki, po czym go przekręciłam w prawą stronę i przytrzymałam w tej pozycji przez chwilę, dzięki czemu silnik diesla odpalił niemal natychmiast, przyjemnie przy tym rechocząc. Jak ja lubię diesle za ten przyjemny rechot silników pomyślałam zadowolona, lekko się przy tym uśmiechając. Ustawiłam ogrzewanie na szybę na pełną moc, a następnie zapięłam pas bezpieczeństwa. Wrzuciłam jedynkę, spuściłam ręczny hamulec, a następnie włączając kierunkowskaz i upewniając się w lusterku że nic nie jedzie, włączyłam się do ruchu i pojechałam do najbliższej galerii.
**
Idąc do przymierzalni i trzymając w ręce trzy suknie, miałam w głowie pełno myśli. Wybrałam zieloną suknię, czarną i czerwoną, choć po drodze wzięłam jeszcze niebieską która wpadła mi w oko. Nigdy nie uważałam się za piękną kobietę, więc miałam problem z wyborem sukni. Wchodząc wreszcie do przebieralni zaczęłam po kolei przymierzać każdą z sukni lecz oczywiście też robiłam sobie zdjęcia by lepiej się zobaczyć jak wychodzę na  zdjęciach. W końcu człowiek nigdy się nie widzi tak jak widzą go inni ludzie... W końcu zdecydowałam się na suknię czerwoną: [x]
Wydawało mi się że to będzie najlepszy wybór, dlatego wolałam zaufać swojemu instynktowi i to właśnie tą suknię wybrałam i kupiłam. Ekspedientka zapakowała ją starannie by jej nie poniszczyć, a następnie dziękując ją i się żegnając, skierowałam swoje kroki ku wyjściu, lecz no jakoś tak się złożyło że przechodziłam obok sklepu jubilerskiego o nazwie "Sonnia". W jakimś tam języku oznaczało to "marzycielka", choć oczywiście przez jedno "n", a nie przez dwa... Wypatrzyłam tam piękne kolczyki firmy "La Madame"[x]Kurcze nie mam kolczyków na ten cały bal charytatywny, a to poważne wydarzenie, więc nie mogę pójść bez kolczyków, bo by to głupio wyglądało pomyślałam decydując się na wejście do środka.
- Dzień Dobry - przywitałam się.
- Dzień Dobry, w czym mogę Pani pomóc? - spytała kobieta o bardzo szczupłej budowie ciała i średniego wzrostu. Była obwieszona drogą biżuterią i na pewno miała luksusy w życiu. Na paznokciach hybrydowo-żelowe paznokcie przedłużane ze wzorkami kwiatów, a na prawej ręce srebrne bransoletki z firmy "Pandera", gdzie cena jednej za "oczko" gdyż składało się z poszczególnych elementów jakich się ja chciało, to koszt 389 avarów! Jedna mała część! Gdzie zazwyczaj taka bransoletka składa się z około dwudziestu paru elementów! Wiec jakby tak przyjąć że jedna bransoletka składa się z około dwudziestu pięciu elementów, to tak na prawdę taka jedna bransoletka kosztuje powyżej 9000 avarów! Za jedną bransoletkę! Normalnie we łbach się ludziom przewraca... Na lewej zaś ręce miała zegarek z różowawego złota, co było wielką rzadkością więc na pewno swoje musiał też kosztować. Kobieta miała jeszcze długie kolczyki w kształcie listków i były one koloru złotego, a do kompletu miała także i taki naszyjnik, co wydłużało jej szyję. Włosy natomiast miała związane z kucyka i były w kolorze jasnego blondu.
- Na wystawie zauważyłam takie ładne kolczyki długie i chciałabym je przymierzyć - powiedziałam spokojnie.
- Tutaj po lewej stronie? - spytała wyjmując plik srebrnych kluczy otwierających gablotki z biżuterią, po czym wyszła zza lady.
- Tak tutaj - wskazałam jej miejsce, podchodząc do miejsca w którym znajdowały się kolczyki.
- Takie złote z niebieskimi oczkami? - spytała sięgając tam, by po chwili mi je pokazać.
- Nie, nie są koloru srebrnego - poinformowałam ją spokojnie, a kobieta ponownie tam sięgnęła i po chwili wyjęła te które mi wcześniej wpadły w oko.
- To te? - spytała spokojnie.
- Tak to właśnie te - potwierdziłam zadowolona, a kobieta zabrała te kolczyki i zamknęła gablotkę by następnie podejść do lady.
- To kolczyki firmy La Madame, bardzo eleganckie na jakieś przyjęcia czy bale. Zapięcie jest takie wciskane - wyjaśniła podając mi je bym lepiej się im przyjrzała.
- Są piękne... Zazwyczaj wolę zapięcie angielskie ale wyjątkowo te mi się podobają - powiedziałam lekko się uśmiechając i oglądając dokładniej kolczyki by upewnić się czy aby na pewno chcę je zakupić.
- No niestety u tej firmy mało jest takich zapięć ale te kolczyki bardzo dobrze się trzymają więc nie trzeba się martwić że się wyrobi coś - poinformowała mnie.
- Mogę je przymierzyć tak? - upewniłam się.
- Tak, tak nawet trzeba by Pani była pewna że się Pani podobają - odparła spokojnie poprawiając swoją bransoletkę na ręce.
- To dobrze bo czasem się spotykałam z tym że nie wolno było przymierzać, co było dla mnie bardzo dziwne - ciągnęłam rozmowę zakładając pierwszy kolczyk.
- No ja osobiście tego nie rozumiem... - powiedziała opierając się lekko o ladę biodrem - A jak kolczyki nie pasują i ludzie je reklamują to się dziwią dlaczego - dodała.
- No niestety tak to jest ale sami na własne życzenie sobie strzelili w kolano z tym - odparłam zapinając ostatniego kolczyka na swoim płatku ucha, a następnie zaczęłam się przeglądać w lustrze jak wyglądam.
- Dokładnie tak... dobrze Pani mówi, no ale najgorsze jest to że obrywa się tym ekspedientkom, a przecież to nie ich wina tylko wina polityki ich firmy w której pracują i tego kto to wymyślił - powiedziała zerkając na chwile w stronę drzwi gdyż weszła do pomieszczenia jakaś kobieta, która zaczęła sobie oglądać biżuterię w gablotkach.
- Niestety na niektórych ludzi szkoda gadać - odezwałam się ściągając powoli kolczyki ze swoich uszu - Wie Pani co? Wezmę te kolczyki bo mi się bardzo spodobały, a jak pasują to najważniejsze - dodałam wkładając je do pudełeczka.
- Dobrze to teraz je pani zapakuję... Bedzie płatność karta czy gotówką? - spytała wchodząc za ladę i szukając pudełeczka na moje kolczyki.
- Kartą bardzo proszę - odparłam sięgając do torebki po niebieski portfel w kwiaty.
- Dobrze - odezwała się wpakowując w ładne opakowanie kolczyki, a następnie podeszła do terminala i zaczęła wbijać kwotę na terminal.
- Bo naszyjnika nie ma do kompletu? - spytałam jeszcze gdyż przypomniałam sobie że zawsze przy kolczykach takich powinien być komplet.
- Nie niestety... Przed panią inna pani go wykupiła, więc można na zamówienie jedynie zamówić go jedynie. My dostajemy tak na prawdę tylko po jednym komplecie takich rzeczy, wiec nie mamy ich na magazynach w  sklepach ani nic - wyjaśniła podsuwając mi terminal na którym wyświetlała się kwota 230 avarów - I proszę włożyć kartę... - dodała jeszcze.
- Szkoda... Bo gdyby był naszyjnik to też bym wzięła ale nie mam niestety czasu na zamawianie - westchnęłam lekko, wkładając kartę do terminala, a następnie wprowadziłam pin i zatwierdziłam zielonym przyciskiem.
- A na kiedy by pani potrzebowała? - spytała odrywając paragon wysuwający się z terminala po tym jak pieniądze w mojej karty zostały ściągnięte.
- Potrzebuje go na sylwestra - odpowiedziałam jej, biorąc od niej swoją kartę która mi oddała.
- Potwierdzenie pani dać? - spytała jeszcze.
- Nie, nie trzeba dziękuję - odparłam szybko na jej pytanie, na co skinęła lekko głową i schowała jakiś wydruk dla siebie do lady.
- No to nie ma szans by w kilka dni doszedłby pani naszyjnik, bo my wysyłamy to do centrali, a oni zanim to przyślą to minimum trzeba czekać tezy tygodnie, a w takim okresie to i nawet miesiąc, więc by się pani naczekała - powiedziała wyjaśniając mi ich procedury i powracając do mojego poprzedniego pytania.
- Szkoda ale cóż mi w zasadzie tylko potrzebny na tego sylwestra jest, więc nie będę zamawiać - powiedziałam biorąc torebeczkę z kolczykami w rękę.
- No to nie... Jak pani potrzebuje tylko na to, to tylko kolczyki pani wystarczą, a w razie czego to można w każdej chwili zamówić jakby pani zmieniła zdanie - odparła spokojnie - Udanego sylwestra zatem pani życzę - dodała.
- Dziękuję bardzo i wzajemnie, do widzenia - odparłam uśmiechając się, co odwzajemniła i wyszłam, a ona zajęła się kolejną klientką.
***********************************************************************************
Po paru dniach nadszedł wielce wyczekiwany czas, czyli dzień sylwestra z okazji kończenia się tego roku i powitania nowego. Miałam dzisiaj zalatany dzień gdyż musiałam na chwilę pojechać do szpitala, bo poprosili mnie o pomoc w ustaleniu diagnozy choroby, a byłam w pobliżu akurat wiec zajechałam. Później szukałam czerwonych obcasów, gdyż ja trzepok zapomniałam że moje poprzednie buty na szpilkach się zepsuły po tym jak jeden z obcasów mi się złamał... Kiedy z kolei chciałam zapłacić za nie, to okazało się że terminal nie przyjął mi płatności kartą, bo jakaś tam awaria była, wiec musiałam lecieć do bankomatu by wypłacić sobie pieniądze, co też nie było takie proste, gdyż najbliższy bankomat jak na złość też miał awarię i był nieczynny! Normalnie jakby jakiś armagedon miał nadejść! Jeszcze nie mogłam wypłacać pieniędzy ze wszystkich bankomatów bo nie miałam takiej opcji, że za darmo mogę ze wszystkich, bo "zaoszczędziłam" na tym. I w sumie mi wyszło że jak chcę wypłacić z innego bankomatu pieniądze, niż mój bank, to pobierali mi aż 6 avarów! Normalnie złodzieje... No ale sama sobie byłam winna bo mogłam zapłacić tak te co miesięczne 4 avary i by ze mnie tak nie zdzierali za wypłaty z innych bankomatów, ale mądry człowiek  po szkodzie... W końcu miałam dość tego biegania po mieście, wiec się wkurzyłam i wypłaciłam już pieniądze z tego innego bankomatu, mając już gdzieś te 6 avarów, gdyż miałam do tamtej babki wrócić za chwilę, a tak z tej chwili zrobiła się prawie godzina! Szybkim krokiem wróciłam do galerii i do sklepu w którym miałam dokonać swojego zakupu i na szczęście buty dalej na mnie czekały. Byłam zziajana jak parowóz ale w końcu dotarłam i mogłam zapłacić wreszcie za te buty. 
- Już myślałam że pani nie przyjdzie - przyznała ekspedientka, której wręczyłam należne pieniądze.
- Wie pani co? Jak na złość bankomat był nieczynny z mojego banku, a z innych mam ściągane pieniądze za to że w ogóle wypłacę... - powiedziałam zziajana, odbierając swoje buty.
- Tak to jest z tymi bankami... A jak już się wpadnie w te karty to już tragedia! Ciągle pieniędzy nie ma to sięga się po kartę i tak w kółko - machnęła na to niezadowolona lekko ręką.
- Ma pani rację, ale niestety czasem trzeba - mówiąc to poprawiłam sobie szalik na szyi i założyłam rękawiczki.
- Wiem o tym doskonale, sama mam kartę ale to studnia bez dna - powiedziała niezadowolona.
- Taki nas ludzki żywot... Muszę już iść bo się spóźnię, do widzenia - pożegnałam się szybko i wyszłam, a następnie zapłaciłam za parking i wróciłam do domu gdzie zaczęłam się przygotowywać.
**********************************************************************************
W ciągu dwóch godzin zdążyłam się umyć, wysuszyć włosy, zjeść jakąś kanapkę i się ubrałam. Założyłam czerwone szpilki do czerwonej sukni i kiedy już zapinałam ostatniego kolczyka przy lustrze w łazience, usłyszałam jak dzwoni mi domofon. Domyśliłam się że to Rafael, więc nacisnęłam tylko przycisk by otworzyć mu drzwi na klatkę schodową, a następnie skierowałam się do drzwi głównych mojego mieszkanka, tupiąc lekko przy tym obcasami w podłogę drewnianą. Wpuszczając swojego gościa do swojego domu usłyszałam bardzo miły komplement z jego strony i miałam nadzieję że nie zrobiłam się czerwona jak burak czy też nie tak jak moja suknia. W międzyczasie naszej miłej rozmowy, przeszłam przez szybki kurs wiązania krawata mężczyźnie dzięki filmikowi na internecie który pokazywał jak to zrobić.
- To co jedziemy? - spytałam poprawiając mu jeszcze krawat i biorąc swoja pasującą do mojego obecnego ubioru torebkę.
- Pewnie - odparł zadowolony i wyszliśmy z mojego mieszkania. Oczywiście miałam na sobie ciepły, długi płaszcz, wiec było mi nieco cieplej ale i tak mróz nieźle uderzył w moje ciało, zwłaszcza w nogi. Schody były wyjątkowo odśnieżone i posypane solą, wiec nie miałam problemu z zejściem po nich w obawie że zaraz wywinę orła. Podchodząc do auta, Rafael gentlemeńsko otworzył mi drzwi na co się lekko uśmiechnęłam i wsiadłam do auta, a Rafael zamknął za mną drzwi i wsiadł na miejsce kierowcy.

Rafael? :3
Jedziem? xdd

+30 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz