26 lut 2019

Od Victorii do Nivana

Obudzić się w sobotę to chyba najgorsza rzecz, jaka mogła się przytrafić w życiu. Chęć zanużenia się w głęboki sen porwał Victorię na jeszcze kilka minut. Tylko nagły krzyk Gared'a mógł ją dostatecznie obudzić. Mimo nieopanowanych głosów szła powoli i mozolnie, nie zwracając uwagi na przerażenie współlokatora.
- Victoria!!! - krzyczał, stojąc na stołku - Tu jest mysz!!!
To był już standard. Dorosły facet, grający w metalowym zespole, boi się cholernych gryzoni. Dla tej dziewczyny rutyną już było odganianie wszystkich szczurów myszy itp. Przechodząc przez korytarz, złapała za szczotkę i zamachnęła się nią, uderzając przy okazji w żyrandol. Przedmiot dość mocną zatrząsł się i omal nie spadł. Vica nie przejmowała się tym i uderzała w podłogę jeszcze kilka razy. Dało się słychać tylko głuche krzyki Gared'a. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna zawinęła mocniej na siebie szlafrok i otworzyła drzwi. Przerażona mysz wybiegła przez małą szparę w wyjściu.
- Dzień dobry. - powiedziała Victoria ze znudzonym wyrazem twarzy.
- Nie wiem, czy taki dobry. Ja rozumiem, że ma pani bardzo dobre życie towarzyskie, ale nie trzeba zaraz budynku rozwalać! - powiedział delikatnie zdenerwowany szatyn.
Kobieta patrzyła na niego z lekką pogardą i zdziwieniem.
- Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. - mrugnął - Prawie komputer mi spadł z biurka...
Odszedł z jeszcze większym oburzeniem. Dziewczyna zamknęła drzwi i spojrzała ze złością na współlokatora. On tylko niewinnie się uśmiechnął i zszedł ze stołka. Nie chciał wejść jej w drogę. Zażenowana początkiem tak miłego dnia weszła do pokoju i zaczęła ubierać się w pierwsze, lepsze sportowe ubrania. Narzuciła sobie na głowę kaptur i nie mówiąc nic, wyszła z mieszkania. Założyła słuchawki na uszy i puściła nową piosenkę Blutengel'a. Wyszła na ulicę i zaczęła biec przed siebie. Chodniki nie były bardzo zaludnione, więc biegło jej się z największą przyjemnością. Nagle tuż obok niej przeszedł ten sam szatyn, który rano urządził jej małą awanturę i trochę poniżył. Zapatrzona w niego kobieta biegła przez pewien czas z głową skierowaną w bok i... eh... uderzyła twarzą centralnie w znak. Na początku odruchowo złapała się za nos. Trochę krwi, ale nie za dużo. Kiedy nagle się ocknęła, gwałtownie zmieniła kierunek ruchu i pobiegła w stronę nieznajomego. Kiedy do niego podbiegła, stała chwilę w zupełnym bezruchu. Zupełnie zapomniała, że nadal na uszach ma słuchawki. Zdjęła je szybko, a facet tylko lekko uniósł brew, widząc jej zakrwawioną twarz.
- Ja chciałam przeprosić za dzisiejszy incydent. Eh... Goniłam mysz.
- Mysz powiada pani... - uśmiechnął się z zażenowaniem.
- Mogłabym to jakoś panu wynagrodzić? Może kawa? Dziś wieczorem? - zapytała.
- A pani towarzysz panią puści?
- Gared? E to tylko mój współlokator. Więc jak? - uśmiechnęła się jak małe dziecko i stanęła na palcach, by móc spojrzeć w oczy rozmówcy.

Nivan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz