24 lut 2019

Od Axela cd. Chloe

Chwilę przyglądam się niziutkiej kobietce idącej w stronę jej samochodu jak mniemam. Kącik moich ust unosi się w krzywym półuśmieszku. Latarnia słabo oświetla parking, który miejscami błyszczy od światła księżyca, który próbuje się przedostać przez chmury. Nawet postać Chloe rzuca tylko delikatny cień, więc wszystko wydaje się tonąć w ciemności, a dodatkowo mrozie. Stojąc w kręgu światła latarni dokładnie widzę parę wydostającą się z moich ust przy każdym wydechu. Ruszam truchtem za dziewczyną przyznając się sam przed sobą, że to nie jest moja ulubiona pora roku na tego typu spacery. Zwalniam dopiero, kiedy się z nią zrównuję, a obserwacja, że ona idzie równie szybko co wcześniej wywołuje u mnie lekki śmiech. Szatynka unosi głowę, ze zmarszczonymi brwiami i pytającym spojrzeniem, a mimo to chwilę milczy idąc dalej.
- Coś się stało? - pyta w końcu tym swoim słodkim, cichym głosem, który wywołuje u mnie jeszcze większy uśmiech, chociaż nie spodziewałem się, że to jeszcze możliwe.
- Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś słodziutko niska? - unosi brew, a ja dalej kontynuuję, delikatnie się podśmiewając. - Ale wiesz tak idealnie niska, bo są dziewczyny, które nadal są niskie, ale to już nie to samo, albo takie kompletnie niskie, że chyba musiałbym klęknąć, żeby znaleźć ich oczy na wysokości moich. Ty za to jesteś taka w punkt, co nadal jest słodkie, kiedy ja sobie spaceruję, a ty przebierasz nóżkami jakby to był bieg na sto metrów... - kończę mój wywód i na chwilę ściskam usta w wąską kreskę, a moje ręce automatycznie wędrują do kieszeni kurtki. Dopiero teraz zauważam, że ona się zatrzymała. Teraz stoimy w kompletnej ciszy kilka metrów od siebie, ja z moimi dłońmi w kieszeniach, ona ze zmarszczonymi brwiami. Spuszczam głowę i nieznacznie się krzywię. - Za dużo mówię, co? - spode łba zerkam na Chloe, która nie spuszczając ze mnie wzroku powoli kiwa głową. Znowu następuje taka chwila ciszy między nami. Ciężko mi jednak jednoznacznie powiedzieć, czy ona mnie denerwuje, ale raczej nie. W końcu ona robi pierwszy ruch, w kierunku samochodu oczywiście, do którego mamy już właściwie niedaleko. Mija mnie i dopiero, kiedy znika za moim ramieniem słyszę jej głos.

- To idzie pan? - pyta, a ja się odwracam. Nie odeszła daleko, pewnie z grzeczności. Ja czasem tak mam, że wydaje mi się niegrzeczne od kogoś odejść, zostawić kogoś. Mój jeden długi krok właściwie mi wystarcza, żebym znalazł się blisko niej, jednak w jeszcze komfortowej odległości. Zadziera głowę, żeby utrzymać kontakt wzrokowy, ja natomiast spuszczam głowę.
- Idę, ale tylko jeśli będziesz mnie nazywać Axel - puszczam jej oczko i wymijam ją, kierując się do jej samochodu. - Za młody jestem, żeby mi na pan mówić, a jeśli nie, to zdecydowanie za głupi jak na razie - rzucam przez ramię i mam wrażenie, że dobiega mnie ciche prychnięcie śmiechem dziewczyny.
Już w samochodzie panuje raczej cisza. Wymieniamy kilka przymusowych zdań, jakby chcąc doprowadzić dialogi do minimum i szczerze, kiedy z niedowierzaniem sprawdzam godzinę, to wydaje mi się ten pomysł za całkiem logiczny. Kto normalny ma na tyle energii o tej godzinie, żeby rozmawiać. Siadam na miejscu pasażera i początkowo wyglądam przez szybę, rozglądając się po okolicy, w której tak dawno mnie nie było. Trochę się tutaj zmieniło, jednak nie na tyle, żebym nie wiedział gdzie jestem. Później jednak po kilku westchnięciach ze strony dziewczyny, moja uwaga przenosi się na nią. Jej dłonie są mocno zaciśnięte na kierownicy i w moich myślach widzę jak bardzo zbielały od uścisku. Cała jej postawa wydaje się być wyjątkowo skupiona, a mimo to oczy coraz częściej opadają, jakby zaraz miały się zamknąć. Kiedy samochód delikatnie skręca, przy jej zamkniętych na chwilę oczach, odruchowo łapię za kierownicę, centralnie między jej dłońmi. To ją budzi, a zaraz zatrzymujemy się na wolnym pasie parkingowym przy jezdni. Dziewczyna przeciera dłońmi twarz.
- Przepraszam - mówi cicho, kładę dłoń na jej kolanie i łagodnie je ściskam.
- Spokojnie, jesteś po zmianie. Przynajmniej tyle szczęścia, że tutaj byłem. Daleko mieszkasz? - zbieram dłoń z jej kolana, kiedy ona zaczyna ją uważnie obserwować. W końcu unosi głowę, żeby na mnie spojrzeć.
- Może jakieś trzy kilometry od ciebie? Może mniej - przyznaje. Chwilę zastanawiam się nad jej słowami, a kiedy sięga dłonią do skrzyni biegów, kładę swoją dłoń na jej, aby ją zatrzymać przed ruszeniem.
- Zamienimy się - mówię stanowczo, ale łagodnie. - Odwiozę cię do ciebie, a później sobie poradzę. Jestem dużym chłopcem, może te trzy kilometry mnie nie zabiją. Dobrze? - chwilę się opiera, ale w końcu kiwa głową, rozpina pasy i ja robię to samo. Za chwilę już zmieniamy swoje miejsca.

W momencie, w którym zatrzymuję samochód na podjeździe, dziewczyna się budzi, a przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Zakłada opadły kosmyk włosów za ucho i jakby delikatnie zdezorientowana rozgląda się wokół. Kiedy jej wzrok pada na mnie, zatrzymuje się na mnie, co pierwotnie powoduje wewnątrz mnie przyjemne poczucie ciepła, które jednak zmienia się powoli z czasem trwania w tej chwili w pewnego rodzaju ciężar. Nie jestem w stanie sobie odpowiedzieć dlaczego, po prostu mam wrażenie, że ta dziewczyna ma w sobie coś takiego, co powoduje ten pewnego rodzaju dyskomfort u mnie.
- Mam nadzieję, że nie pomyliłem adresu - uśmiecham się niepewnie, a Chloe odwraca wzrok w kierunku domu. Przygryza na sekundę usta, które skubie dolną wargę zębami, w końcu wraca uwagą do mnie.
- Nie, nie pomyliłeś - odpowiada po raz pierwszy tego wieczoru bez zbędnego słowa "pan". Wywołuje to u mnie uśmiech, po raz kolejny w ciągu może godziny, chociaż pewnie mniej.
- To może... - nie kończę zdania, tylko patrzę na nią, a ona nie urywając kontaktu wzrokowego kiwa głową.
Muszę przyznać, że to mi się podoba, że nagle ktoś daje mi tak wiele uwagi...
Jesteś samolubem, Axel.
Ale na szczęście wcale mi to nie przeszkadza.
Wysiadamy, a ja oddaję jej kluczyki, chociaż właściwie na kilka sekund ich nie puszczam. Jakoś nie chcę jeszcze iść. Mam dziwne przeczucie, że jeśli czegoś nie zrobię z zaistniałą sytuacją, to nigdy więcej nie spotkam tej dziewczyny. 
Nie żebym  wiedział gdzie mieszka i gdzie pracuje...
W swojej niezmierzonej niezręczności przenoszę wzrok z niej w górę, na czyste zimowe niebo. Nawet pomimo światła miasta, mogę zauważyć kilka maleńkich gwiazd. "Piękne" - myślę.
- Owszem, piękne - mówi nagle dziewczyna, a ja uświadamiam sobie, że powiedziałem to na głos. Wzdycham i spuszczam głowę, żeby na nią spojrzeć. Ona chwilę wpatruje się, w niebo, aby po chwili powielić moją czynność.
- Właściwie... to nie chciałem mówić o gwiazdach - wzruszam ramionami, dłonie wędrują do kieszeni, co już chyba przestanie mnie już dziwić. - Nie jestem przesadnie romantyczną osobą, właściwie to prawie wcale nie jestem romantyczny...
- Ale mówisz o gwiazdach - uśmiecha się na chwilę, a ja chichoczę pod nosem.
- No tak... - między nami na chwilę ponownie zapada ta kontemplacyjna, komfortowa w pewien sposób cisza. - To może zjemy dziś wspólny obiad? Lunch? Po prostu nie chcę odejść bez słowa. Nie od ciebie.

Chloe?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz