*następny dzień - walentynki* (przez moją nieobecność je przegapiliśmy)
- Dzień dobry, dobrze się spało? - zapytałem, podając mu kubek.
- Zajebiście, tylko dobija mnie myśl o pracy – westchnął. Usiadłem po drugiej stronie stołu.
- O której wrócisz? - zapytałem, a ten wzruszył ramionami.
- Dość późno, mam dużo pracy. Wlejesz mi kawę do termosu? Muszę się już zbierać – poprosił, na co skinąłem głową. Gdy ten szykował się na wyjście w łazience, ja wlałem jego napój do szczelnego pojemnika. Był już przy drzwiach, podałem mu przedmiot i pocałowałem na pożegnanie. Wyszedł z mieszkania, a ja zostałem sam jak ten palec. Na spokojnie przygotowałem śniadanie, potem się ubrałem i mogłem wychodzić do pracy. Dzisiaj z okazji walentynek, będziemy grali koncert na sporej scenie. Nie tylko mieliśmy zaśpiewać coś romantycznego, ale także wziąć udział w małym losowaniu. W koncercie udział brały cztery kapele, śpiewające po pięć piosenek, po koncercie miało się odbyć losowanie numerku biletu, a jego właściciel miał spędzić romantyczną kolację z wybranym przez siebie członkiem danej kapeli. Oczywiście konkurs był dla kobiet, chociaż gdyby jakiś mężczyzna został wybrany, nie musiał odmawiać. Osobiście nie chciałem zostać wybrany, ze względu na zazdrosnego Oliego, ale nic bym nie poradził, gdyby tak się przydarzyło. W końcu fanom się nie odmawia, a mnie koledzy zlaliby, gdybym się jakoś wykręcił. Umówiłem się z szefem, że skoro mam koncert, będę mógł wyjść dwie godziny wcześniej, jednak to wiązało się z nadrobieniem tego innego dnia. Zgodziłem się, bo nie miałem wyboru. Cieszyłem się, że miałem tak wyrozumiałego szefa.
Praca przeleciała spokojnie, głównie zastanawiałem się, co kupić dla Oliego, z okazji walentynek. Zastanawiałem się też, czym by dokładnie jesteśmy. Chociaż wyznaliśmy sobie jako tako miłość, czy można o nas powiedzieć „para”? Po za tym skąd mam pewność, że chłopak mówił prawdę? Może chciał mnie tylko przelecieć, w końcu tylko na to czekał. Ale gdyby tak było, nie zostawiłby mnie już? Może chce mieć jakąś przyzwoitkę, albo kogoś, kto go w każdej chwili wyrucha, bez męczenia się z grą wstępną? W dalszym ciągu postać Oliego jest dla mnie zagadką. Niestety.
Dla każdego klienta dawaliśmy balon w kształcie serca, a parom dawaliśmy nie dużą butelkę wina – wszystko zawierało logo promocyjne naszego przedsiębiorstwa. Ja sam zająłem się tylko pięcioma osobami: dziewczyną, której musiałem wytłumaczyć, że nie zrobi kariery muzycznej, bo śpiewa przez nos; parze, która chciała przysłać swoją córkę na nagrania; mężczyzną, który wypytywał się o jakąś piosenkarkę; oraz córką poprzedniej pary, ją nagrałem i powiedziałem, że odpowiedź dostanie jutro, kiedy szef przesłucha jej głos. Osobiście uważałem, że miała ładny głos, ale szału nie robiła. Po sześciu godzinach zmyłem się z roboty i pojechałem do kumpli, z którymi ruszyliśmy na koncert.
Dobrze mi się grało, świetnie się czułem widząc tak dużą publiczność i słysząc te wszystkie krzyki oraz głosy, które śpiewały razem z nami. Cieszyłem się, że nasza kariera się rozrosła i staliśmy się bardziej popularni. Potem odbyło się losowanie: zamiast zagorzałej fanki, wylosowałem zwykła dziewczynę, która nawet nie zdała sobie sprawy, jakie ją spotkało szczęście. Wybrała Vincenta, za którego trzymaliśmy kciuki, gdy nagle przyszedł pracownik, który oznajmił, że matka Vincenta miała wypadek. Byłem zmuszony zamienić się z nim miejscami – w ten sposób poznałem Dianthe Monroe. Miłą redaktorkę, z którą przeprowadziłem krótki wywiad, a potem porozmawiałem o życiu i innych rzeczach. Przypadkiem też mi się wymsknęło, że miałem chłopaka, a ku mojemu zdziwieniu, nazwałem Oliego moim partnerem. No ale w sumie jak go inaczej miałbym nazwać? Przyjacielem, którego kocham, z którym śpię i uprawiam seks? Ta… „przyjaciel”…
Limuzyna odwiozła Dianthe pod dom, odprowadziłem ją do bloku, po czym wróciłem do auta, każąc się zawieść do domu. Chłopaki jutro się dowiedzą, jak poszło; albo ode mnie, albo z gazety, jeśli któryś z nich je czyta. Gdy byłem pod domem, wziąłem motor i pojechałem na małe zakupy. Najpierw kupiłem parę rzeczy spożywczych, a potem zająłem się tym wyjątkowym dniem, podczas którego powinniśmy „świętować naszą miłość” - ale to okropnie brzmi.
Nigdy nie świętowałem walentynek, chyba, ze jako mały srel, który robił laurki dla własnej siostry, dlatego teraz miałem mały problem, co mogłem dać Oliego. Zdecydowałem się na bukiet czerwonych róż oraz na butelkę jego ulubionego wina. Miałem nadzieję, że mu się to spodoba. Wróciłem do domu, zabierając zakupy. Rozpakowałem je i powsadzałem do odpowiednich szafek, a potem korzystając z nieobecności Oliego, przygotowałem stół. Wsadziłem kwiaty do wazonu, postawiłem dwa kieliszki i wino. Zostało mi tylko czekać na Oliego, który wrócił po pół godzinie. W tym czasie zdążyłem się umyć i ubrań się w coś wygodnego.
Chłopak stanął w drzwiach, poszedłem się z nim przywitać, ale kiedy nachyliłem się do jego twarzy z szerokim uśmiechem, ten szybko się odwrócił i wyszedł mówiąc:
- Zapomniałem czegoś z pracy! - nie zdążyłem nawet zareagować, a Oliego już nie było. Stałem na środku korytarza, nie wiedząc, co się właśnie stało. Było mi przykro, to wyglądało, jakby chciał mnie uniknąć, na szybko wymyślając wymówkę o pracy. Nie dość, że siedział tam masę godzin, to jeszcze tam wróci? Zacisnąłem szczękę i pięści, bo smutek przerodził się w złość. Poszedłem przemyć twarz, starając się uspokoić i wmówić sobie, że mówił prawdę i wróci za kolejne pół godziny, jeśli go tak przypadkiem nie zatrzymają. Wyszedłem z łazienki i usiadłem przed laptopem, starając się w jakiś sposób nie przejmować się tą sytuacją.
<Oli? NARESZCIE!>
+10 PD
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz