23 lut 2019

Od Sarah cd. Conrad

– Oh, no tak – strzeliłam sobie z dłoni w czoło, chwilę później tego żałując. – proszę — podałam mężczyźnie telefon, a ten klikał coś w nim chwilę, zapisując numer. – Zawsze możesz wsiąść, jeśli chcesz, ale do wyboru są tylko dwa konie, reszta niestety nie jest jeszcze gotowa na przyjęcie innego jeźdźca – powiedziałam, gdy ten dalej byl zajęty jakąś czynnością na telefonie. Zadzwonił do siebie, aby mieć także mój, po czym odjechał, gdy się pożegnaliśmy.
Stałam chwilę opatulona kurtką, na uwadze mając, że powinnam zabrać konie do stajni, zamknąć ją na cztery spusty, podobnie jak dom, po czym jechać do pracy. Bylam ubrana w robocze bryczesy, które jednak nosiłam także w pracy, dlatego też zrobiłam to, co miałam,
jadąc na siedemnastą do stadniny. Miałam kolejno treningi z początkującymi, zaawansowanymi oraz z prywaciarzami trzymającymi tutaj własne konie. Czesałam z tego niezłe pieniądze, w mieście będąc cenioną trenerką, moglam wiele wymagać od moich podopiecznych, bo i oni, i ja, wiedzieliśmy czego chcemy i do czego dążymy. Do domu wróciłam o dwudziestej trzeciej, czując w kościach drugą zarwaną noc. Niestety, zaplanowane grafiki same się nie zrobią,
podobnie jak trening wszystkich koni, który miałam ustawiony na godzinę szóstą rano. Nie lubiłam tracić dnia, nocy też nie, właściwie nie spałam praktycznie wcale, jeśli trzy - cztery godziny dziennie można nazwać spaniem. Każdy dzień wyglądał tak samo, ale pasowało mi to, nawet jeśli już dawno popadłam w rutynę, to czułam się bezpiecznie i stabilnie.
Nazajutrz napisałam krótkiego SMSa Conradowi, z zapytaniem, czy termin za dwa dni by mu odpowiadał, a gdy ten przytaknął, wpisałam w kalendarz przy dacie, także godzinę spotkania. Mężczyzna był na tyle tajemniczy, na ile pozwalała mu gadatliwa córka. Nie mogłam nie przyznać, że nie był w jakiś sposób pociągający, jednak miał dziecko, a to mi w zupełności wystarczyło, aby trzymać się z daleka. Nawet jeśli nic nie planowałam względem niego, a nasza znajomość była na poziomie zwanym „żadnym”, o tyle z tyłu głowy słyszałam natrętny głos, mówiący że on i tak jest już zajęty.
Byli punktualnie, a Jinx stał przy boksie osiodłany, oczekując na Daphne. W międzyczasie ja kończyłam trening skokowy jednego z koni - Madame. Dziewczynka patrzyła, jak wspólnie pokonywałyśmy zagmatwany parkur pełen niskich przeszkód, przeróżnych kombinacji drągów i kawaletek, ćwicząc wygimnastykowanie i skrętność konia. Klacz prowadziła się znakomicie i byłam pewna, że lada dzień można wystawiać ją na sprzedaż, a chętnych nie zabraknie. Zeszłam z konia po rozstępowaniu, podchodząc do płotu i witając się z gośćmi.
– Gotowa na dzisiaj? Możesz iść do Jinxa, jest dopiero co osiodłany i czeka na ciebie, ja muszę rozsiodłać Madame – powiedziałam do Daphne, rozpinając popręg klaczy, a następnie zamieniając ogłowie na luźny kantar. Dziewczynka pobiegła do konia, na którym poprzednio jeździła, a który stał grzecznie w stanowisku w wiacie niedaleko, więc na obojga mieliśmy oko - ja na konia, Conrad na córkę.
– I jak? Daphne opowiadała coś tobie, albo mamie? Podobało jej się? Myślę, że trochę na pewno, inaczej nie chciałaby więcej przyjeżdżać – skierowałam wypowiedź do mężczyzny opartego o ogrodzenie ujeżdżalni, który głaskał klacz po łbie. W międzyczasie zdjęłam ochraniacze z jej nóg, a spocone miejsca roztarłam słomą.
– Może nie wspominaj o mamie przy młodej? Zostawiła mi ją po narodzinach i od tamtego momentu nie mamy kontaktu. Samotny ojciec na pokładzie – zmarszczył lekko brwi, uśmiechając się lekko pod koniec, a ja przerwałam dotykanie grzbietu klaczy, chwilowo zupełnie wypadło mi z głowy sprawdzanie, czy jej mięśnie aby na pewno prawidłowo się rozbudowują.
– Oh, cóż. Nie będę przepraszać, bo nie ma sensu, po prostu nie wiedziałam. Wiesz, z góry przyjęłam, że normalnie masz żonę. Mogę ci jedynie powiedzieć, że świetnie sobie radzisz, jeśli wychowujesz ją sam – odparłam, idąc na pastwisko, a klacz podążyła za mną, choć niechętnie, przedtem rozglądając się w poszukiwaniu jedzenia. – Chodźmy już do Daphne – uśmiechnęłam się.
– Dzięki. Staram się jak mogę. I to żaden temat tabu. Po prostu mogło by się młodej zrobić przykro. Rozmawiam z nią o tym, ale na spokojnie. Na razie jest świadoma, że mama żyje. Pomóc ci? – zaśmiał się.
– Jasne, rozumiem i wiem o co chodzi. Możesz sprzątnąć przeszkody z ujeżdżalni z jednego kąta? Bo nie mam gdzie poprowadzić lonży, a Jinx chyba się niecierpliwi – zagaiłam do tesktów przez nas słyszanych (czyli do ciągłych narzekań w wykonaniu Daphne, w stylu „przestań, Jinx, co ty wyrabiasz?”). – Madame miała dzisiaj gimnastykę, stąd tyle tego, ale nie martw się, drągi są lekkie. Potem, jeśli bardzo by ci się nudziło, a ciągnie cię do koni, to możesz wyprowadzić Joko na padok za stajnią. Tylko zamknij bramkę na kłódkę, bo sobie otwiera – poradziłam, widząc, że Conrad wcale nie przeraził się natłokiem pracy w stajni i jest gotowy, aby mi pomóc.
Rozeszliśmy się w swoje strony, a ja mogłam dalej zagłębiać Daphne w świat jeździectwa. Wyjaśniłam jej pokrótce na czym polega skręcanie i jak to robić, ćwiczyłyśmy także dalej kłus, szło jej bardzo dobrze. Niestety, po półgodzinie musiałyśmy skończyć, gdyż na podjazd wjechał czarny samochód z lśniącym koniowozem, z którego wydobywało się głośne rżenie. Zatrzymałam Jinxa, zwijając lonżę, a mężczyzna, który wysiadł z samochodu, zaczął iść w naszą stronę.
– Dzień dobry – kiwnął w stronę Conrada, za chwilę podchodząc do mnie. – Zostałem tu skierowany w sprawie sprzedaży konia. Symboliczna cena, chcę się go pozbyć. Chciałaby pani go obejrzeć? – spytał, a ja stałam w ciężkim szoku, dopóki ten nie odchrząknął.
– Jak pan widzi, prowadzę lonżę. Mogłabym, ale wyskoczył pan tak nagle, zupełnie nie jestem przygotowana. Nie mam umowy, nic. Proszę poczekać – powiedziałam, odwracając się w stronę dziewczynki i jej taty, który w międzyczasie podszedł. – Także na dzisiaj musimy już skończyć, Daphne, ale obiecuję, że następnym razem pojeździsz dłużej. Może nawet pójdziemy na spacer do lasu z Jinxem? – spytałam. – Wybacz, Conrad. Zupełnie tego nie planowałam i nie wiem o co chodzi temu facetowi, ale muszę dbać o reputację, mimo wszystko. Możecie zawsze pójść do stajni, tam zawsze jest coś do roboty – powiedziałam. Było mi naprawdę głupio, że kończyłam wcześniej, niż planowałam. W dodatku, mężczyzna pofatygował się tutaj z córką, a ja po raz drugi nie wypadłam dobrze. Byłam ciekawa, co takiego sobie o mnie pomyśli, mimo wszystko pracowałam raczej na dobrą opinię i bardzo nie chciałam łapać czyjegoś negatywnego zdania o mnie, nawet jeśli nie bardzo znałam Conrada,
i nawet jeśli mi na nim na razie nie zależało.

Conrad?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz