4 lut 2019

Od Odette C.D Samuel

     Emocje powoli przestawały nękać mój biedny, postrzępiony pościgiem myśli umysł. Z wolno upływającym czasem, przy ładnym widoku nocnego miasta zaczynałam ze spokojem uświadamiać sobie, w czym wzięłam udział. I że nie było innego wyjścia, chyba że stracenie cennego życia. Bezmyślnie wplątałam się w coś, czego nie rozumiem — w jakieś zawiłe sidła, które nie pozwalają mi się uwolnić i same tworzą coraz trudniejsze więzadła. W głowie utworzyło mi się tyle pytań, że mogła na nie odpowiedzieć tylko jedna osoba. Osoba, która stała teraz beztrosko oparta o barierkę, a tuż przed nią rozciągał się krajobraz setek oświetlonych budynków, które swoją wysokością kryły odległy horyzont.
     Otworzyłam usta, ale nie wyleciało z nich ani jedno słowo. Odkryłam, że nie miałam nawet zielonego pojęcia, od czego zacząć.
     - Dobra, ułatwię ci to. Co chcesz wiedzieć? Odpowiem na pytania, na które będę mógł odpowiedzieć, obiecuję.
     Na te słowa zbliżyłam się jeszcze o parę kroków, tak, by złapać za barierkę i usiąść zaraz pod nią. Moje nogi zwisały za krawędzią, muskane lekkim powiewem wiatru, ale ogromna znieczulica, jaka mnie teraz ogarnęła, uśmierzyła strach przed wysokościami.
     - Dlaczego ci ludzie cię ścigają? — Nie popatrzyłam nawet na niego. Niezrozumienie dało się aż nazbyt wyraźnie wyczuć w moim głosie. — Należysz do jakiejś sekty, mafii, masz wrogów?
     - Sekty? Nie. — Parsknął cichym, ironicznym śmiechem, ale zaraz się uspokoił. — Faceci, którzy mnie ścigali, mają związek z moimi interesami. Nie chciałem cię w to wplątywać, ale nie chciałem też mieć cię na sumieniu.
     - Interesami? — Zmarszczyłam nieznacznie brwi na te słowa.
     - Tak, interesami. Niezbyt bezpiecznymi. — Nie wydawał się zbyt skłonny do odpowiedzi. Bardziej określonej odpowiedzi. 
     - Dużo mi to nie mówi.
     Skupiał się na hipnotyzującym, wyciszającym widoku, co chwilę potem udzieliło się i mnie, bo zrezygnowałam z dopytywania. Gdyby nie głos Sama, prawdopodobnie ucichłabym na znacznie dłużej.
     - Jeśli interesuje cię cokolwiek więcej, powinnaś dowiedzieć się tego na własną rękę.
     - Nie dasz mi żadnej podpowiedzi? — Uniosłam na niego wzrok, kiedy powoli wiódł w kierunku auta. Zatrzymał się na chwilę, pomyślał, jakby nie chciał zdradzać zbyt wiele, i odparł:
     - Weston. — Rzucił mi krótkie spojrzenie. — To ta podpowiedź. Chodź, odwiozę cię.
    Miałam ochotę mu trzepnąć za te tajemniczość, która ani trochę mi nie ułatwiała. Zdusiłam jednak tę chęć w zaciśniętych pięściach i powoli wsiadłam do samochodu. Po niespełna piętnastu minutach spokojnej jazdy trafiliśmy pod akademik, a ciemność czająca się za oknem mojego pokoju dawała mi do zrozumienia, że moja współlokatorka albo śpi, albo wybyła na libację alkoholową.
     Miałam już wychodzić z auta, ale plama krwi na ramieniu mężczyzny niespodziewanie przyciągnęła moje zmartwione spojrzenie.
     - Sam… to nie wygląda dobrze. — Zmarszczyłam nieznacznie brwi. Zerknął przelotnie na ramię, dotknął je tylko z delikatnością i widziałam, jak dyskretnie zacisnął zęby. — Dalej tego nie oczyściłeś?
     - Nie miałem wolnej chwili — odparł, wzdychając.
     Dalej nie zamykałam drzwi od auta, tylko opierałam się o nie z niemałym mętlikiem w głowie. Dobra, przecież trzeba mu pomóc. 
     - Wysiadaj.
     - Co? — Odpowiedział mi nierozumiejącym wyrazem oczu.
     - Wpadniesz na chwilę, oczyszczę ci ranę. — Może zwyczajnie chciałam odpłacić się za ratowanie nędznego życia, albo mimo znieczulicy istniał jeszcze w mojej głowie element odpowiadający za empatię. — Nalegam. Mojej współlokatorki pewnie nawet nie ma, nikt cię nie zauważy. Na ulicy jest pusto.

Samuel?
Sorki, że tak krótko :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz