27 lut 2019

Od Lucii C.D Elias

    Wycieczka szkolna. Dwa słowa, które potrafią zniszczyć mój dzień. Osobiście nie chciałam jechać. Zostałam do tego zmuszona. Przez ojca i siostrę - uwzięli się na mnie. A mówiłam im, że osobiście wolałabym siedzieć w domu na dupie przed telewizorem i oglądać bezsensowne seriale z psem, leżącym na moich kolanach. Jednak nie. Skoro tata ma pieniądze, to czemu miałabym nie skorzystać? W końcu taka okazja już może mi się nigdy nie nadarzyć! No tak. Chwytaj dzień, jak to mówią. Ale kiedy się tak bardzo nie chce, to też mam to robić? Wygląda na to, że tak. No cóż, jestem niepełnoletnia. Odpowiada za mnie mój prawny opiekun - Althea “Super Siostra” Santos.
    Gdy nadszedł ten wiekopomny dzień, kiedy to ja - mała, głupia dziewczynka z plecaczkiem i walizeczką - przyjechałam pod budynek szkoły samochodem ojca. Oczywiście była to pierwsza wycieczka szkolna, na którą kiedykolwiek miałam okazję jechać. Bardzo ważna chwila w moim życiu, więc musiały być tu wszystkie bliskie mi osoby. W samochodzie nie byłam tylko ja i tata. Musiała z nami też jechać Althea. Brakowało tylko tego, żeby zaczęła płakać i mówić coś w stylu “Takie małe, a tak szybko dorastają”. Śmiech na sali.
    Wychodząc z samochodu, pożegnałam się z nimi aż nazbyt oschle. W końcu nadal miałam im za złe to, że wyjazd na wycieczkę nie był moją, a ICH decyzją. Zrobili to wbrew MOJEJ woli, a to tylko potęgowało moje zdenerwowanie tego dnia. Jednak nie dawałam po sobie tego poznać. Spokojnie podeszłam pod szkołę i nie stresując się zbytnio, podreptałam do Eliasa, który już stał i czekał na ostatnią garstkę moich rówieśników.
     - I komu tu tyłek odmarza? - parsknęłam pod nosem w jego stronę, gdy już jakiś czas staliśmy pod niemalże średniowiecznym budynkiem szkoły. W jednej dłoni trzymałam termos z ciepłą, dobrą, zieloną herbatą, którą zrobiła mi Althea przed wyjściem. Z błogością zaciągałam się jej ładnym zapachem, w tym samym czasie słysząc głos Eliasa.
     - Gdybym cię nie lubił, dostałabyś już ze dwie uwagi z marszu. - Zerknąłem na mój termos z pewną nadzieją. - Daj łyka i zapomnimy o sprawie.
    Po chwili namysłu i z pewną niechęcią podałam mu mój termos. Gdy z powrotem on do mnie wrócił, mężczyzna włożył ręce do kieszeni i zapytał:
     - Jakim cudem pojechałaś na trzydniową wycieczkę? Dofinansowanie tatusia?
    Podniosłam na niego wzrok, unosząc przy tym dumnie głowę. Trafił w czuły punkt, fakt, jednak nie chciałam tego pokazać. Mimo wszystko był to cholerny psycholog, więc pewnie i tak czy siak dostrzegł coś nienaturalnego i sztucznego w moim zachowaniu. Że też on musi być jednym z opiekunów na wycieczce.
     - Może? Chyba to jest bardziej prawdopodobne, niż żeby to wszystko było za ciężko zarobione pieniądze mojej siostry. - Wykonałam ten sam ruch, co on przed chwilą - włożyłam ręce do kieszeni. Zima się kończyła, fakt, jednak nadal było cholernie zimno. Nawet moja ciepła kurtka, szal, czy wygodne i miękkie buty w niczym nie pomagały. Dosłownie zamarzałam.
     - Tobie też nadal tyłek odmarza, młoda - powiedział Elias po chwili, gdy skierował na mnie swój przenikliwy wzrok. - Byłaś się zbadać na hemoroidy? - Uśmiechnął się do mnie, jakby to, co powiedział, było niesamowicie zabawne. Prychnęłam pod nosem.
     - Pożegnaj się z termosem i ciepłą herbatą.
     - O nie! - westchnął teatralnie, jak i również w ten sam sposób złapał się za głowę, chcąc ukazać, w jak bardzo tragicznej sytuacji się znalazł. - Jak możesz mnie tak karać!
    Przewróciłam oczami, zbywając jego komentarze. W tym czasie na zbiórkę doszła reszta mojej klasy i w końcu mogliśmy wsiąść do autokaru. Ciepłego, wygrzanego autokaru, w którym jebało tak, jakby coś tu zdechło. Szkolny budżet - nic dodać nic ująć. Ten pojazd pokazuje na jak bardzo wysokim poziomie jest nasza wyśmienita i jedyna w swoim rodzaju szkoła. Cuuuudownie.
    Zajęłam jedno z miejsc na końcu. Sama, oczywiście. Odkąd pamiętam nie miałam znajomych. W podstawówce, gimnazjum, czy też teraz - w liceum. Najlepsze jest to, że do liceum chodzę z moją starą klasą właśnie z gimnazjum. Czy nie mogę mieć jeszcze bardziej przejebane? A i owszem.
    Ściągnęłam z siebie kurtkę razem z szalem i niepotrzebnym nakryciem, a następnie położyłam je na siedzenie obok. Już chciałam zakładać słuchawki na uszy, by odciąć się od całego tego burdelu umysłowego, który mnie otaczał, gdy usłyszałam dobrze znajomy głos.
     - Santos. Bierz te szmaty gdzieś indziej. Twój król przybył, musisz go należycie przywitać.
    Spojrzałam się na niego jak na jednego wielkiego idiotę. Nic nie robiłam, nie ruszyłam się ani nic. Jedynie wgapiałam w niego swoje zażenowane spojrzenie.
     - Młoda, nie bądź taka sztywna, bo za niedługo kij, który ktoś ci wepchał głęboko w dupę, wyjdzie drugą stroną i już nie będziesz taka piękna - przychnął i bez większego pardonu przesunął moje ubrania w moją stronę, a sam zajął miejsce obok mnie. - Gdzie masz tą herbatkę.
     - Nie dla psa.
     - Minus pięć puntków dla Gryffindoru.
     - Zabawny jesteś.
     - Wiem, takiego mnie pan Bóg stworzył. Kij z tym, że on nie istnieje.
     - Skąd możesz to wiedzieć?
     - Możesz mi kurwa powiedzieć, dlaczego schodzimy na temat religii? Chcesz mi tu rozpętać trzecią wojnę światową?
    Zamilkłam na chwilę, by po chwili wyjąć termos z plecaka i przytulić go do piersi, patrząc na mężczyznę spod byka.
     - Nie dostaniesz mojej herbatki.


< Elias? xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz