3 lut 2019

Od Ophelii cd Tylera

Klient jak każdy inny. Powaga na twarzy i zero odzewu, kiedy coś do niego mówiłam, nie zbijały mnie z tropu. Za długo żyje na tym świecie, żeby mnie to zmartwiło. Podałam mu kawę na wynos, (czarną, jak to poważny facet pija) i pożegnałam z jeszcze szerszym uśmiechem. Wyszedł bez słowa. No bywa. Wzruszyłam ramionami i rozliczyłam rachunek. Kolejne zamówienia napływały, wiec nie miałam, kiedy się skupić nawet na jego osobie. Kiedy wreszcie zamknęliśmy, znajoma zza baru zajęła się mopowaniem podłogi. Głośno puściłyśmy muzykę i obie mogłyśmy śpiewać z całych sił, jedynym mieszkaniem nad lokalem było to moje, nikt nie będzie marudził na muzykę. Zebrałem worki na śmieci i spokojnie ruszyłam z nimi do wielkich koszy na zapleczu. Nie były przyjemnym miejscem. Miały połączenie z wyjątkowo nieprzyjemnym zaułkiem i zawsze wydawało mi się, że ktoś mi tam zaraz zrobi krzywdę. Uchyliłam klapę wielkiego kosza i szybko przekładałam worki do wnętrza. Było mi zimno, jednak cienka bluza nie była dobrym pomysłem na ochronę w taką pogodę. Niby nie padał śnieg, niby było na plusie, ale nocą... Noc miała swoje reguły, które wyraźnie wszystkim pokazywała. Ostatni worek głośno uderzył o boczną ścianę kubła i... Cisza. Uśmiechnęłam się i zamknęłam pokrywę, powoli wracając do lokalu. Zaułek był dzisiaj wyjątkowo zatłoczony. Grupa ludzi, o czymś rozmawiali. Pewno coś z narkotykami, to miasto było zniszczone, przegniłe... Ale było zdecydowanie lepsze od mojego poprzedniego domu. Ta myśl mnie zatrzymała i nagle rozległ się głośny strzał. Zamarłam i popatrzyłam w jego kierunku. Ktoś trzymał broń, ktoś padał właśnie za ziemię, brudząc pozostałości śniegu krwią. Widok czyjejś śmierci... Nie była to pierwsza martwa osoba, ale nie w ten sposób. Nagle jeden z nich popatrzył na mnie. Coś powiedział i ruszył z kimś w moim kierunku. Bardzo szybko wybiegłam z zaułka, starając się nie poślizgnąć. Całe moje ciało trzęsło się. Morderstwo. Zabili kogoś. Kroki były coraz bliżej mnie, a moje robocze buty niezdarnie ślizgały się po zlodowaciałej powierzchni.
-Stój kurwa -Głos był zły. To chyba oczywiste, że przyspieszyłam. Moja drobna budowa, a nie była jednak pomocna. Czyjaś dłoń złapała mnie za ramię i powaliła na ziemię. Stęknęłam. Serce waliło mi jak oszalałe. Światło zapleczowych drzwi rozjaśniało mi brud dookoła mnie. Tak umrę? Starałam się zrzucić z siebie osobnika.
-NIC NIE WIEDZIAŁAM, NIC NIE WIEDZIAŁAM -Wydarłam się i ponownie kopnęłam na ślepo, zaciskając palce na ziemi dookoła mnie. Niestety nie dawało to skutku.
-Ta kurwa, a ja jestem święty Antoni – Prychnął ktoś i wykręcił mi ramię. Jęknęłam, a oczy zaszły mi łzami. Błagam, tylko nie to. Ktoś mnie podniósł i postawił na nogi, dalej trzymając mnie mocno za ręce. Spuściłam głowę na buty, nic nie wiedze. Nie wiem, kim jest, jeszcze mam szansę. Ktoś podszedł do mnie spokojnie i zatrzymał się, miał drogie, ciemne buty.
-I co koleżanko? Gdzie byś uciekła? -Zaśmiał się ironicznie. Przeszły mnie dreszcze. Miał niski głos, ale był to głos osoby okrutnej.
-Nic nie widziałam, nikomu nic nie powiem, puśćcie mnie, błagam, ja jestem nic niewarta... -Zaczęłam bablaninę, ale uciszył mnie strzał w tył głowy.
-Siedź cicho, irytujesz mnie – Burknął. Moim ciałem targnęły dreszcze. Było zimno, cholernie zimno, dodatkowo miałam, wrażenie, że robi się coraz chłodniej. Zaczęło mi się robić niedobrze, cała moja panika niestety zwykle lokowała się w moim żołądku. Zanim dałam radę cokolwiek zrobić, zostałam podniesiona w powietrze i bardzo szybko zaniesiona do samochodu.
-Błagam, ja naprawdę nikomu nie powiem, nie jestem groźna, popatrzcie na mnie. Czy ja wyglądam na groźną osobę? Ja jestem przeciwieństwem grozy. -Gadałam i starałam się połykać kolejne łzy, które toczyły się po moich policzkach. Nie tak to wszystko miał być. Uciekałam całe życie, ale nigdy sama. Zawsze mi ktoś pomagał, teraz jestem sama. Przecież on mnie zabije, nie wiem, co gorszego jest od śmierci.... Powrót do domu? Gwałt? Tortury? Czemu ja, czemu ja musiałam wynosić dzisiaj te śmieci. Czemu zamieniałam się na zmiany z Teresą? Czemu, czemu. Zatrzymali się przy samochodzie. Tylne drzwi zostały otwarte i ktoś mnie wsadził do środka siłą. Obok mnie siedział przypakowany facet. Nadal nie podnosiłam wzroku. Nie chciałam być świadkiem czegokolwiek więcej. Nerwowo sięgnęłam na bok, szukając pasu.
-Co ty robisz. -Ktoś warknął z przedniego siedzenia.
-Ch.. Chcę się zapiąć -Pisnęłam, czując, jak całe moje ciało jest wbijane w fotel. Prychnął i opadli silnik. Zapałam w pośpiechu za pas i pociągnęłam. Zablokował się, ponowiłam próbę, ale moje trzęsące się dłonie chyba nie ułatwiały sprawy. Samochód szarpnął szybko do przodu, a ja w jeszcze większej panice starałam się zapiąć pasy. Kiedy wreszcie przełożyłam klamrę do biodra i znalazłam przypinak, samochód szarpnął, pozbawiając mnie, jakiejkolwiek równowagi. Poleciałam do przodu, trzymając się mojego niezapiętego pasa. Zaczęło mi być niedobrze. Jako dziecko mało jeździłam wozami, wiec szybsze środki transportu przyprawiały mnie o strach... A strach oznaczał mdłości. Przeszły mnie dreszcze. Poczułam, że powoli tracę kontakt ze światem. Dłoń znalazła się na mojej piersi i pchnęła mnie mocno w tył. Koleś siedzący obok mnie przyszpilił mnie do fotela i złapał klamrę, zapinając mnie na dobre. Jego dłoń była wielka i zajmowała w zasadzie całą moją klatkę piersiową. Puścił mnie i wrócił do swoich zajęć. Pisk opon i ponowne hamowania, moje ciało powoli miało dość.
-Błagam, ja naprawdę...
-Irytujesz mnie już.... Koleżanko -Syknął głos z przodu pojazdu.
-P.. Przepraszam ! Ja naprawdę, proszę, ja będę cicho... - Zaczęłam płakać. Pociągnęłam nosem i starałam się opanować drżenie szczeki. Co oni mi zrobią? Zabiją mnie tak? Wywiozą do lasu i każą kopać swój własny grób? Głośny szloch opuścił moje usta, ciało całe drżało.
-Jesteśmy -Burknął. Zatrzymaliśmy się i zostałam odpięta. Stałam się zostać w fotelu z całych sił. Czyjaś dłoń złapała mnie za włosy i po prostu wytargała z samochodu.
-Wkurwiasz – Syknął właściciel ciemnych butów i złapał mnie za ramię, ciągnąc do wielkiego domu. Otworzył jakieś drzwi i zatrzymał się, zapalając światło. Schody, co on mi zrobi, Znów zaszlochałam i starałam się stawiać, jaki kol wiek opór.
-błagam- Moja ostatnia próba nie została wysłuchana jak każda poprzednia. Zniósł mnie na dół i popchnął. Bez słowa wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Nie umiałam się uspokoić. Moje całe ciało trzęsło się, aja miałam wrażenie, że... Upadłam na kolana i zwymiotowałam na kafelki. Biel kafelków i mój ostatni tego dnia posiłek był mocnym kontrastem. Zapach częściowo strawionego jedzenia zalał mój nos. Podniosłam się powoli i starałam opanować drżenie nóg, rąk, całego ciała. Materac przykuł moją uwagę. Szybko się na nim znalazłam i okryłam kocem, który o dziwo był ciepły. Ciepło, nie zlikwidowało jednak dreszczy i drgawek. Wsadziłam głowę pod koc i starałam się uspokoić. Nic na mnie nie znajdzie. Moje jedyne dane to te, które ma mój pracodawcą. Czyli imię... Imię, które było nowe i nazwisko, które też nie należało do mnie. Jedyne co ma... Jedyne co ma to roztrzęsioną dziewczynę w piwnicy. Okulary wbijały mi się w nasadę nosa. Naprawdę nie wiedziałam jakim cudem nadal tkwiły na moim nosie. Chlipnęłam, podkulając nogi pod brodę i starając się uspokoić. Byłam martwa. On mnie zabije... Nawet nie widziałam, jak wygląda. I nikt nie będzie mnie szukał.
<prosz>

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz