Zanim zdążyłem odpowiedzieć, usłyszałem
odgłos podjeżdżającego samochodu. Westchnąłem. Już po pięciu minutach pojawił
się Pablo oraz jego brat. Spojrzał na dziewczynę a potem na mnie. Machnąłem
ręką, na znak aby się wyluzowali.
-
Samuelu, musisz iść. Pamiętaj że… - Spojrzałem na niego. – Masz zaplanowane
spotkanie z Peterem. Chciałem tylko przypomnieć i….
-
Zabierz Daemona. Nie chcemy tu strzelaniny, zwłaszcza, że pewni ludzie czują
się tu lepsi – Spojrzałem na dziewczynę. To nie tak, że nie szanuję wojska.
Ale, nie szanuję ludzi, którzy nie szanują mnie. Dobra, kogo oszukuję, ja nie
szanuję prawie nikogo.
Dziewczyna
prychnęła. Bez słowa odwróciłem się do niej plecami. Była uzbrojona, ale jakoś
mnie to nie obchodziło. Odchodząc, odwróciłem się do niej po raz ostatni i
uśmiechnąłem pogardliwie.
-
Lepiej uważaj, wojsko jest potężne, ale zawsze znajdzie się ktoś silniejszy. –
Wtedy usłyszałem jak Pablo zaczyna krzyczeć.
-
WESTON! Jak się spóźnisz, twój przyjaciel mnie odstrzeli! – Odwróciłem się, po
czym najzwyczajniej w świecie dołączyłem do przyjaciela w samochodzie. Niezbyt
obchodziła mnie tamta dziewczyna.
Jadąc
do Avelney, a konkretnie do centrum, myślałem tylko o jednym. Czy mój problem
udało się rozwiązać. Zapłaciłem Peterowi za usunięcie niewygodnego świadka
mojej ostatniej imprezy na której zginęło sporo osób. Przypuszczałem, że sam
będę musiał się tym zająć. Zaparkowaliśmy tuż pod barem. Znów zobaczyłem
niejaką Cheryl. Ale to jednak ignorowała mnie tak samo jak ja ją. Siedząc z
Peterem przy barze, wyglądaliśmy nieco śmiesznie. Zwłaszcza, że ostatnio nasze
stosunki się pogorszyły. A wszystko przez małą bójkę w zeszłym tygodniu.
Jednak
humor poprawił się kiedy dowiedziałem się, że owy świadek leży teraz w piachu w
lesie, pod jednym drzewem. Kiedy
wróciłem do Pablo, ten od razu zauważył, że wszystko poszło po mojej myśli. Nie
rozmawiałem z nim, nie miałem o czym. Poza tym, widziałem że jeszcze trzymał go
kac. Nie wiem skąd on ma tyle siły, aby co wieczór być w innym klubie a
następnego dnia funkcjonować jak człowiek. Wysiadłem z Daemonem pod moim
mieszkaniem.
-
Słuchaj brudasie, trzeba cię wykąpać ale tym razem nie odgryź mi ręki dobra? –
Powiedziałem do psa, który już teraz, jakby dobrze rozumiejąc moje słowa patrzył
na mnie ukazując zęby. Westchnąłem, a zaraz po tym zdjąłem koszulkę i w takim
stanie ruszyłem do łazienki. Wolałem nie stracić kolejnej części garderoby.
Jakimś
cudem udało mi się wepchnąć tego ludojada do wanny, ale nawet wtedy nie
przestawał walczyć. Daemon nie znosił kąpieli, ale raz na jakiś czas należało
go wykąpać. Nie woziłem go też do typowych salonów, bo wtedy bez wątpienia
chcieliby go uśpić. A mi pasowało to, że był agresywny. Nie raz uratował mi tym
życie. Kiedy skończyłem i już chciałem go wycierać, pies wyskoczył z wanny,
wpadając na mnie i przewracając mnie na zimne kafelki. Mimo wściekłości w
oczach, wiedziałem że to tylko pokaz. Zaśmiałem się, a pies w mgnieniu oka
złagodniał. Zaczął lizać mnie po twarzy, oraz merdać ogonem. Śmiałem się jakiś
czas, aż pies zszedł ze mnie a ja wypuściłem go z łazienki. Od razu wskoczył na
dywan i zaczął się wycierać i otrzepywać. Podszedłem do niego i pogłaskałem go
po łbie.
Może
nie raz mnie zaatakował, ale bez niego w mieszkaniu byłoby pusto. A ja nie
miałbym po co tu wracać. Usiadłem na kanapie przed telewizorem, a Daemon
wskoczył obok mnie i kładąc łeb na moich kolanach, leżał tak dość długo, abym
zdążył zasnąć.
Katfrn? Wybacz, nie za bardzo
wiedziałam co napisać xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz