-No mówię ci, gwiazda
-Ale tak sam z siebie? Co to za gwiazda co gra w klubach?
-Oj czepiasz się, będzie kiedyś może sławny tak?- Nie czułem, jak by mnie to dotyczyło, wiec spokojnie kontynuowałem moje zakupy. Przystanąłem nad półką z kaszami i zamyśliłem się. Może by dzisiaj pęczak? Powoli zbierałem się do kasy. Stoisko z winami kusiło, więc zdecydowałem się na butelkę dobrego czerwonego, wytrawnego wina. Przy kasie zapłaciłem i zapakowałem się szybko do plecaka. Spokojnie ruszyłem do mieszkania, po drodze zawadzając o róg jednej z miejscowych szkół. Czemu? Zawsze mnie interesowały takie miejsca, pełne nastolatków, każdy indywidualny, ale zwykle za bardzo przygnieceni przez tłum, żeby coś z tym zrobić. Uśmiechnąłem się, widząc grupę dziewczyn przy samochodzie, stereotypy jednak nie wymarły. Dopiero po paru krokach dotarły do mnie stłumione jęki. Za śmietnikami ktoś zbierał, wpierdol, i to taki porządny. Nie zaszkodzi, jak zerknę, tak? Znalazłem się dość szybko obok kosza i wyjrzałem na dwóch nastoletnich mutantów, którzy wyżywali się na... Borysie. Co ten chłopak znowu zrobił?
-Pierdolony, pedał -Splunął wysoki pryszczaty szatyn i ponownie kopnął brzuch mojego młodego znajomego. Westchnąłem.
-Dobra chłopaki, won -Wyszedłem zza mojej kryjówki i spokojnie do nich podszedłem.
-A co cię to kurwa nagle obchodzi? Spierdalaj
-Oj młody, obchodzi mnie. - Nie był wyższy, był o parę centymetrów niższy, nawet dopowiem, ale jednak moja fizyka w tej chwili nie powalała, schudłem po ostatnich perypetiach i nie byłem już aż tak przypakowany.
-Daj spokój stary -Sarknął niski łysy za nim. Zmierzyłem go wzrokiem.
-Posłuchaj kolegi i spierdalaj, już. Chyba nie chcesz mieć problemów? -Zapytałem, podchodząc bliżej do jego twarzy i w zasadzie zderzając się z nim nosem. Sarknął, ale zwinął się szybko. Odwróciłem się do Borysa.
-Czy ja zawsze muszę ci ratować dupę młody? Wstawaj -Złapałem go za ramię i postawiłem na nogi. Miał limo pod okiem, siniaka na policzku i leciała mu krew z nosa.
-Dzięki -Mruknął tylko i przejechał zaciśnięta dłonią po górnej wardze starając się zahamować krwotok. Pokręciłem głową i spokojnie pociągnąłem go w kierunku mojego mieszkania.
-Nie będzie nikt zły?
-Już sobie wszystko z tamtym kolegą ustaliłem. Nie będzie. Pomożesz mi ugotować obiad – Burknąłem i ruszyłem szybko w kierunku mieszkania. Jednak spacerowanie z obitym nastolatkiem nie było czymś, co chciałem robić. Otworzyłem drzwi od klatki i wepchnąłem go za drzwi.
-Jeez, nie musisz być tak agresywny -Burknął.
-Słuchaj, to, że cię ktoś już pokaleczył, nie znaczy, że ja tego nie zrobię znowu. Nie chce być kojarzony, jako ten, co szlaja się z obitymi i nieprzytomnymi nastolatkami -Prychnąłem i otworzyłem mu drzwi od mieszkania. Kotka przywitała nas przy drzwiach.
-Głodna dziewczynka? Mam mięsko dla dzidzi -Uśmiechnąłem się i postawiłem plecak na blat kuchenny.
-Mam ci pomóc? -Usiadł na krześle. Skrzywiłem się, najpierw to on musiał przestać przeszkadzać.
-Idź do łazienki i się ogarnij, leci ci krew i wyglądasz okropnie, mam ci dać coś na przebranie?
-Umm- Popatrzył na zakrwawioną koszulkę i uśmiechnął się głupio. Machnąłem dłonią i poszedłem szukać czegoś, co będzie na niego, odrobię dobre. Był niższy ode mnie i Thomasa, miał szczupłe ciało i wielkie oczy. To chyba te oczy mnie do niego przyciągnęły jak sarna. Pokręciłem głową i podniosłem białą koszulkę z jakimś nadrukiem. Była czysta, była mała? No nie do końca, ale nie miałem innej opcji. Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Siedział na sedesie z lusterkiem pod twarzą i mokrym papierem przy nosie.
-Masz, jak potrzebujesz, to się umyj, ale niczego nie zepsuj- Mruknąłem i zamknąłem drzwi. Czemu ja mu pomagam? Ten bachor był zdecydowanie problematyczny. Pokręciłem głową i zabrałem się za obiad. Kasza jaglana, kotlety z polędwiczki i warzywa. Zagotowałem wodę i mamrotałem sobie przepis pod nosem. Dzwonek telefonu mnie wybił z transu.
-Halo?
-Hej skarbie -Na ostatnie słowa moje ciało wydawało się skulić i wywalić fikołka, ale i skrzywić. Zarazem szczęście i obrzydzenie?
-Hej Thomas – Mruknąłem w słuchawkę i przygniotłem telefon brakiem o ucho, wracają cod moich wcześniejszych czynności.
-Co robisz?
-Gotuję obiad....
-Oo a co dzisiaj wymyśliła kuchnia?
-Same smaczne jedzonko, jak przyjedziesz, to zobaczysz -Prychnąłem.
-OLI ONA JEST ZA DUŻA ! -Głos Borysa z łazienki zdecydowanie dotarł do Thomasa.
-Ktoś u ciebie jest?- Jego głos momentalnie się zmienił.
-Ta, poznasz go w domu, to taki Wkurzający BACHOR, KTÓRY NIE WIE, ŻE SIĘ NIE PRZERYWA -krzyknąłem ostatnie zdanie i usłyszałem śmiech Thomasa.
-Kto to?
-Znasz go, był u mnie parę dni temu, ale nic nas nie łączy...
-Ten dzieciak?
-Yup, umie się zawsze władować w problemy, jak jestem obok, dobra idę, bo się zaraz zabije, jak mu nie pomogę -Westchnąłem i odłożyłem telefon na blat.
-Co? -Otworzyłem drzwi od łazienki.
Stał tam, w koszulce, która mocno na nim zwisała, była zdecydowanie za luźna.
-Oj nie marudź, ciesz się, że masz coś, co nie jest zaplamione krwią, już won z łazienki, idź do ... Idź, się nie wiem co, zajmij lekcjami – Mruknąłem i pogroziłem mu łyżką.
-Już mamo... -Burknął.
-I ŁADNIEJ DO MATKI – Jego słowa mnie rozbawiły, więc po prostu kontynuowałem grę, skoro miałem tatusia, to mogłem być matką? Nie wiem, czy to tak działa, ale chuj. Wróciłem do gotowania. Kiedy potrawa, była gotowa a ja miałem święty spokój, do drzwi ktoś zapukał. Westchnąłem, naprawdę nie zasługuję na odrobinę spokoju? Bez zamieszania? Uchyliłem drzwi i wyjrzałem na korytarz. Pod drzwiami stał... Facet którego kojarzyłem?
-Tak?
-Miałem podrzucić Thomasowi jego notatniki które u mnie zostawił -Pokazał na torbę na ramieniu. Kiwnąłem głową.
-No to zostaw -Nie musiałem być dla nikogo miły.
<Tomcio>
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz