1 lut 2019

Od Raven C.D Cameron

    Wyrecytowany przez Camerona cały plan następnego dnia (czyli wigilii) wprawił mnie w osłupienie. Nie mogłam uwierzyć w to, że mężczyzna potrafił zorganizować to wszystko w tak krótkim czasie. Stałam przez dobre parenaście sekund w bezruchu i z rozdziawionymi w zdziwieniu ustami. Tylko jedno pytanie mi się cisnęło na usta: JAK? Co on zrobił, że załatwił to tak szybko? Nie wiem.
     - Co - powiedziałam po dłuższej chwili ciszy, nadal będąc dosyć porządnie zaskoczona. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. - Jak to zrobiłeś?
     - Nie pytaj - uśmiechnął się w moją stronę szeroko i ściągnął płaszcz z ramion. - Nie musisz dziękować.
    Nie lubiłam, gdy ktoś mówił “nie musisz dziękować”. Zawsze wtedy odczuwałam jeszcze większą potrzebę zrobienia tego. Dlatego też wzięłam głęboki oddech i z uśmiechem na ustach powiedziałam:
     - Dziękuję.
     - Przecież nie musiałaś.
     - Gdybyś nie powiedział, że nie muszę, to na pewno bym tego nie zrobiła - parsknęłam cichym śmiechem. Myśląc o naszym jutrzejszym wypadzie prawie na cały dzień, z każdą kolejną chwilą coraz bardziej się ekscytowałam. To będzie pierwsza wigilia, na której robię coś różniącego się od siedzenia w kuchni i przygotowywania tradycyjnych potraw na stół.
    Za zorganizowanie tego wszystkiego, postanowiłam mu się w jakiś sposób odwdzięczyć. Dlatego też wyjątkowo ja tego wieczoru zrobiłam kolację, mimo tego, że teraz miałą być jego kolej. Chłopaczek się męczył, żeby to wszystko zorganizować, więc na coś też zasłużył, nie? [za niedługo kurwa dostanie bachora w prezencie za darmo xD bidocek]
    Zaczęłam robić nam na szybko dosyć pożywną jajecznicę na maśle z bekonem i po około dziesięciu minutach podsunęłam mu pod nos talerz z ciepłym posiłkiem, obdarowując go przy tym miłym uśmiechem.
     - Smacznego - wypłynęło to z moich ust wyjątkowo szybko i odruchowo. Z resztą, jak zawsze. Nie kontroluję tego typu słów, po prostu same znajdują drogę by wyjść z mojej buzi. Dobrze, że nie powiedziałam mu “udław się”.
     - Smacznego - odpowiedział mi tym samym, jak i również odwzajemnił on mój uśmiech. Momentalnie zabrał się za posiłek, by po dosłownie paru minutach zostawić przed sobą idealnie pusty talerz. - Dziękuję, było pyszne, jak na ciebie - parsknął cichym śmiechem, na co ja udałam oburzenie, mimo wszystko jednak unosząc delikatnie kąciki ust do góry.
     - Jak na mnie?! O ty gnoju - prychnęłam, podnosząc się z krzesła i odgarnęłam teatralnie włosy do tyłu. - Jestem wspaniała.
     - Tak, tak - prychnął, w dalszym ciągu żartując, na co ja spojrzałam na niego spod byka. - Boże, idę się umyć, bo zaraz mi oczy wydłubiesz. - Po tych słowach momentalnie zniknął mi z oczu i zaszył się w łazience. Dlatego też postanowiłam poczekać w salonie, a konkretnie leżeć na kanapie i oglądać telewizję, aż książe stamtąd wyjdzie i nadejdzie moja kolej na prysznic.
    Przez te piętnaście minut, podczas których wygodnie usadowiona na kanapie, oglądałam wiadomości i dowiadywałam się o ciekawych rzeczach, które aktualnie działy się w naszym kraju - czym aktualnie była kradzież sztucznych choinek ze sklepów oraz darmowe rozdanie żywych drzewek dla potrzebujących. Od dawna nic mnie tak bardzo nie znużyło jak to. To działało na mnie wręcz jak dobranocka na małe dziecko. Nie zorientowałam się nawet w którym momencie tej “kołysanki” udało mi się zapaść w dosyć głęboki sen.
    Obudziłam się prawdopodobnie parędziesiąt minut później, czując, jak ktoś przenosi mnie z jednego miejsca do drugiego. Niespokojnie się pokręciłam w czyimś uścisku, by po chwili powoli rozchylić moje zmęczone całym dniem powieki i unieść wzrok na dobrze znanego mi już mężczyznę. Delikatnie próbowałam złapać dłonią za jego koszulkę, jednak moje palce napotkały jego nagą, wyjątkowo ciepłą skórę, co spotkało się z dreszczem, który przepłynął przez całe moje ciało. Wtedy też Cam spostrzegł, że się obudziłam. Jego dziwnie łagodny wzrok spoczął na mojej twarzy, a kąciki jego ust uniosły się do góry. Nim zdążyłam wykrzesać z siebie chociaż jedno słowo, ten już zdążył położyć mnie na miękkiej pościeli w sypialni.
     - C-cam… - zaczęłam, jednak ten momentalnie uciszył mnie subtelnym gestem dłoni.
     - Shh, śpij. Dobranoc. - To były ostatnie słowa, które od niego usłyszałam. Zaraz potem ujrzałam, jak drzwi z cichym skrzypieniem się za nim zamykają, a ja pozostaję sama w ciemnym pomieszczeniu. Przez chwilę trwałam ze spojrzeniem utkwionym w złotej klamce, jednak gdy chwilę później otrząsnęłam się z tego dziwnego wręcz stanu, obróciłam się plecami do drzwi i okryłam swoje zmęczone ciało pierzyną. Zamknęłam oczy, by zaraz później zostać otulona objęciami morfeusza.

▼▲▼

    Następny dzień szykował się obiecująco. No, może prawie. Już na samym wstępie musiałam zająć łazienkę na dobre pół godziny, gdyż dzień wcześniej tak szybko padłam, że nie zdążyłam nawet wziąć prysznica. Dlatego też potrzebowałam wziąć go rano, przed naszym wyjściem na prawie cały dzień z mieszkania. Wykąpana i czysta założyłam na siebie zwykłe czarne spodnie i niedawno kupiony przeze mnie świąteczny sweter z Rudolfem na przodzie. Nie malowałam się. Wiedziałam, że podczas intensywnego wysiłku na siłowni, cały makijaż spłynie z mojej twarzy szybciej, niż by się na niej pojawił. W takim stanie byłam gotowa do wyjścia. Przez to wszystko, znaczy ponoć głównie przeze mnie, prawie spóźniliśmy się na poranną siłownię, którą Cameron dzień wcześniej nam zorganizował. Spędziliśmy w niej dobrą godzinę. Cameron skorzystał z wielu więcej obiektów niż ja. Moja uwaga skupiła się na bieżni. Znaczy, nie byłoby tak, gdybym nie założyła się z nim o pięćdziesiąt avarów, że przebiegnę dwadzieścia kilometrów w mniej niż dwie godziny. Jakie było zdziwienie na jego twarzy, gdy zrobiłam to w niecałe sto minut i wykończona padłam na posadzkę, znajdującą się dokładnie obok maszyny. Przez następne dwadzieścia minut nie ruszałam się z miejsca, a po dokładnych dwóch godzinach ćwiczeń mężczyzna musiał mnie siłą ciągnąć z powrotem do szatni, bym mogła się jakoś ogarnąć. Tam rzeczywiście doprowadziłam się do porządku i wychodząc z siłowni wyglądałam nawet lepiej, niż gdy opuściłam mieszkanie.
    Punkt siódma czterdzieści znaleźliśmy się w jednej z lepszych knajp w mieście, gdzie zjedliśmy jedno z lepszych śniadań, jakie miałam kiedykolwiek okazję zjeść. I nie tylko ja byłam nim zachwycona, Cameron również, jednak nie okazywał tego wprost. Wszystko dałam radę wyczytać w jego spojrzeniu. No cóż, przede mną nic się nie ukryje.
    O dziewiątej czekał nas seans. Jednak nigdy nie spodziewałabym się tego, co chłopak dla nas wybrał. Była to bajka, a konkretnie nowo powstały “Grinch” [grincz, zupełnie jak krindż]. Siedzieliśmy we dwójkę obok siebie, pośród tabunów rodziców z małymi i trochę większymi dziećmi. Dziwnie się czułam, otoczona przez takie towarzystwo, jednakże szybko przestałam zwracać na to uwagę. Szybko wciągnęłam się w produkcję i nie przeczę, byłam z niej bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się, że mi jeszcze kiedykolwiek spodoba się jakaś współcześnie stworzona bajka. Niestety, jestem osobą, która oddała swoje serce bajkom z dzieciństwa, a te, które teraz powstają, są dla mnie totalnym dnem. Nie spodziewałam się, że jeden film zmieni moje spojrzenie na to wszystko [Jakby co to nie oglądałam nowego grincza xD Znam tylko tego z 2000 roku <3].
     - Jak się podobało? - spytałam się mężczyzny, gdy już wyszliśmy z kina. Wsadziłam swoje dłonie do kieszeni kurtki i spojrzałam na niego wyczekująco, z delikatnym, aczkolwiek ciągle rosnącym uśmiechem na twarzy.


< Cameron? Trochę słabe :/ I sorki, że musiałaś tak długo czekać >

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz