1 kwi 2019

Od Victorii do Franciszka

Szwendałam się po ulicy czekając na Gareda, który miał pojawić się już kilka minut temu. Czyżby nasze dzisiejsze nagrywki w studiu poszły się jebać? Chyba nici z nowej piosenki, jeżeli jego zaangażowanie będzie tak wyglądało. No aczkolwiek nie wiem. Zawsze dowiaduje się o wszystkim ostatnia. Nie no przyjdzie dzień koncertu, a ja dowiem się pięć minut przed nim, że mam śpiewać. Albo, odpukać, Nick zrobi sobie coś w nadgarstek i ja będę musiała grać na perkusji. Oczywiście improwizacja będzie wtedy moim chlebem powszednim. Dzwoniłam do Gareda jeszcze kilka razy. Oczywiście nie odebrał, co zwiastuje fakt, iż jeszcze nawet nie wyjechał, bo podczas jazdy zawsze zdarzało mu się odebrać. No trudno. Uznałam, że nie będę stała jak debil przy drodze, tylko wejdę do jakiegoś sklepu. No nie wiem dlaczego, akurat tak się złożyło, że najbliżej był monopolowy. To przeznaczenie. Albo jestem już uzależniona. No nie wiem. Weszłam do sklepu. Jakoś wyjątkowo schludny jak na monopolowy. Za ladą siedział w młody chłopak z pofalowanymi, ciemnymi włosami. Był mniej więcej mojego wzrostu. Uśmiechnięty, jakbym szła do kata. No ale może tak wygląda dzisiejsza młodzież? (Powiedziała dwudziestoletnia dziewuszka.) Chyba powinnam więcej czasu spędzać wśród ludzi. Poznałabym może wreszcie kogoś normalnego. Bo użeranie się z zespołem to istna katorga. Do tego jeszcze, jeżeli każdy z nich nie ma w sobie grosza przyzwoitości i jakichkolwiek zasad moralnych. Muszę to jakoś przeżyć, bo aktualnie to moja jedyna, lepiej płatna praca. Chyba, że któregoś dnia jednemu z tych czubków wpadnie do głowy pomysł przelizania się ze mną... Fu. Chyba jestem za bardzo przewrażliwiona na punkcie higienicznym. Kontynuując moje spotkanie z alkoholem... Podeszłam i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to oczywiście lśniące bielą zęby chłopaka. Stałam tak kilka chwil i wreszcie wydusiłam z siebie jakieś tak słówka.
- Carlo Rossi różowe i Finlandię poproszę.
Podał dość sprawnie. Najwidoczniej ma każdy zakamarek tego sklepu w jednej kieszeni.
- Chyba ostry melanż się zapowiada. - uznał nagle.
- Raczej nie. Wypiję albo w samotności, ale ściągnę sobie jakiegoś metalowca do domu. Aczkolwiek preferuję samotność.
Franciszek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz