6 gru 2018

Od Adama C.D Odette

    Gdy usłyszałem dzwonek do drzwi, od razu chwyciłem za spodnie i zacząłem je ubierać. Jakie było moje zdziwienie, gdy usłyszałem głos Andree. Ze zmarszczonymi brwiami podszedłem do wejścia i zacząłem podsłuchiwać ich krótką rozmowę, w której Odette wybaczyła mu wszystko to, co on chciał z nią wczoraj zrobić. Czułem, jak złość i niezrozumienie wypełnia każdą komórkę mojego już nabuzowanego ciała. Ja rozumiem, dziewczyna ma miękkie serce, wybacza wszystko - nawet próbę wykorzystania jej ciała do własnych przyjemności. Najbardziej jednak zastanawia mnie jedno… Jak? Jak ona potrafi nagle zachowywać się tak, jakby wszystkie zdarzenia minionego wieczoru nigdy nie miały miejsca. Jak może tak nagle o tym… zapomnieć? Jak jedno głupie “przepraszam” ma na nią taki wielki wpływ? Ja już dawno zatrzasnąłbym mu drzwi przed nosem na jej miejscu. A ta mimo wszystko stoi i delikatnie się do niego uśmiecha. Nie rozumiem tego, ale wiem, że to kiedyś może ją zgubić…
     - Cześć Andree - powiedziałem, wychylając się zza drzwi i zasłaniając Odette swoim w połowie nagim ciałem. Nie zwróciłem nawet uwagi na to, że nie miałem założonej koszulki. - Po co zawitałeś do moich skromnych progów? - zapytałem kpiąco.
     - Cześć - mruknął niezadowolony, patrząc na mnie wymownie. Widocznie nie był zadowolony faktem, że przerwałem mu rozmowę twarzą w twarz z Odette. - Przyszedłem przeprosić Odette - westchnął, udając skruchę. Znałem go za dobrze, by wierzyć w jego marne sztuczki, którymi chce przekonać dziewczynę, że strasznie żałuje swoich czynów. Coś czułem, że byłby w stanie zrobić ponownie to samo. Skoro dziewczyna mu tak łatwo wybaczyła, to czemu nie spróbować jeszcze raz, prawda? Może teraz by mu się to udało? Nie, na pewno nie. Znów bym do tego nie dopuścił. Tym bardziej, że nie mam ochoty oddawać jej ciała w niczyje ręce.
    Nagle właśnie ta myśl, że ten znowu chce spróbować ją podejść i wykorzystać, sprawiła, że podniosło mi się ciśnienie. I to już nie z powodu, iż ta będzie wykorzystana bez własnej woli, tylko to, że ktoś inny niż ja będzie mógł ją dotykać. Świadomość tego sprawia, że coś zaczyna się we mnie gotować. Dlatego nikt jej nie dotknie. Nikt. Zupełnie nikt. Tylko ja w ostateczności.
     - Ja już znam te twoje przeprosiny - warknąłem pod nosem pogardliwie. Wiedziałem jednak, że nie będę potrafił długo się na niego gniewać. Znając życie za jakieś pięć, dziesięć minut również o tym zapomnę. Tak, jak dziewczyna.
     - Przeprosił, Adam nie bądź taki zamknięty na wszystko. - Odette szturchnęła mnie delikatnie łokciem w ramię i uśmiechnęła się uroczo. Sam ten fakt sprawił, że moja złość odeszła w niepamięć. Jakby nigdy mi nie dolegała.
    Westchnąłem ciężko.
     - Okej… - powiedziałem zrezygnowany i skierowałem swój wzrok na kumpla. - Chcesz wejść do środka czy wolisz marznąć na zewnątrz. Zaraz napalę w kominku i powinno być jeszcze cieplej. - Otworzyłem przed nim szerzej drzwi, na co ten z uśmiechem na ustach wszedł w głąb domu.
     - Dzięki - usłyszałem od niego, gdy zamykał za sobą drzwi. W tym samym czasie złapałem za koszulkę i zacząłem ją na siebie zakładać, a ten ściągnął swój płaszcz i powiesił na wieszaku. Dosłownie parę chwil później usłyszałem dźwięk nadjeżdżających samochodów. Już wtedy wiedziałem, że rodzinka wróciła z niewielkich wakacji do domu. Uśmiechnąłem się na myśl, że znowu do tych zimnych ścian wpłynie rodzinne ciepło i wyjątkowa atmosfera. Ponadto za niedługo święta, a dzieciaki będą pisać listy do Mikołaja. Pewnie to ja znowu będę go grał tej pięknej daty, bo jakżeby inaczej. To zawsze jestem ja. Tej roli nie przejął nikt inny od paru dobrych lat i najprawdopodobniej będę się z nią borykał przez następne tyle i może jeszcze więcej.
    W domu rozbrzmiał znany mi dźwięk przekręcanych kluczy i otwieranego zamku. Już chwilę później w progu widniał mój dziadek. Szeroko uśmiechnięty z jakimś małym pudełeczkiem w dłoni.
     - Dzień dobry - uśmiechnął się do nas. - Co tu tak pusto - zażartował, parskając jednocześnie. - Jak się bawiliście beze mnie? - Nim zdążyliśmy odpowiedzieć, ten zadał nam kolejne pytanie. - Kim jest wasz kolega? - Wskazał ręka na Andree.
     - To Andree, mój znajomy ze studiów. - Na tę wiadomość dziadek pokiwał głową z uznaniem.
     - Odette nadal u nas siedzi? - uśmiechnął się, ignorując już Andree i zwracając całą swoją uwagę na blondwłosą dziewczynę.
     - T-tak, jeśli to nie problem… - Z lekka się zakłopotała, spuszczając wzrok na moment.
     - Nie! Skądże znowu - powiedział, łapiąc się za serce przestraszony. - Akurat mam coś dla ciebie. - Otworzył przed nią pudełko, a w nim widniałą małą karteczka i niewielki, amatorsko wyrzeźbiony lis w drewnie z jej i moimi inicjałami. - To raczej nie ode mnie, tylko od Cindy, ale bała się tobie to dać - zaśmiał się i wyminął nas, zanosząc bagaże na górę. Z ciekawości zajrzałem kobiecie przez ramię, zaglądając na zawartość karteczki.

Wiem, że będziecie razem
 - Cindy <3

    Zaśmiałem się, widząc koślawe pismo pięciolatki i złapałem za pudełko, gdy zauważyłem, że Odette dosyć mocno się zarumieniła.
     - Mocne, prawda? - parsknąłem cicho, odruchowo obejmując w ją pasie i przciągnąłem ją bliżej siebie. Nie byliśmy parą fakt. Stosunek też raczej tego nie zmieni, ale można by było… zmienić ideę naszej relacji.


< Odetka? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz