11 gru 2018

Od Thomasa cd. Bellamiego

Chce wieczorem przyjechać na kawę? pomyślałem na początku, gdy jeszcze nie kontaktując za dobrze, rzucił we mnie długim zdaniem. Przez chwilę milczałem, masując obolałe miejsce po upadku i myślałem.
- Tak - mruknąłem, mając nadzieje, że dobrze zrozumiałem treść. - Przyjedź po 18, jeśli ci pasuje. Powinienem być w domu - dodałem zamykając na chwile oczy. Położyłem głowę na kolanie, które podwinąłem do siebie.
- Dobra. Do zobaczenia - po tych słowach się rozłączył. Położyłem komórkę na stole i wstałem z podłogi.
- Oj, Mika... - jęknąłem widząc szklankę w trzech kawałek. - To był mój ulubiony - mruknąłem i zająłem się sprzątaniem. Kopnąłem na bok kołdrę i poduszkę, po czym zacząłem zbierać kawałki naczynia, z uwagą, by się nie pociąć. Ruszyłem do kuchni, by wyrzucić szkło, ale gdy odłamki wysuwały się z mojej ręki do kosza, jedna przecięła mi bok dłoni, a z rany od razu zaczęła się sączyć krew. Przekląłem pod nosem. Wytarłem ciecz, chwilę ją obmywałem wodą utlenioną, a potem zalepiłem, bym przypadkiem niczego nie pobrudził. Wróciłem do pokoju i się po nim rozejrzałem. Wieczorem przyjedzie Bellami, by... właśnie, po co on przyjeżdża? Nie pamiętałem, pewnie mówił to w momencie, gdy na chwilę przysnąłem, ale domyślałem się, że chodziło mu o muzykę - no bo po co innego? W poszukiwaniu rywala czy worka treningowego? Nadawałbym się na to drugie, ale to nie wchodzi teraz w grę. Posłałem łóżko, nakarmiłem kota i pozmywałem naczynia, które zostawiłem jakiś czas temu. Po zjedzeniu śniadania, ubrałem się i wyszedłem na dwór ze zwierzęciem. Mika od razu pognała przed siebie na murek, potem na drzewo, chwilę nasłuchiwała ptaków spod rynny, obserwowałam psy na smyczy idące przed nami, plątała mi się między nogi (w sumie to między wszystkimi nogami, jakie spotkała), spróbowała upolować mysz, siedzącą za kontenerem, potem gila na gałęzi, aż w końcu doszliśmy do domu Peter'a u którego trzymaliśmy wszystkie nagrania i płyty. 
Po krótkie rozmowie, trwającej jakieś dwie godziny i po wypiciu kawy, dał mi pendrive'a, na którym znajdowała się muzyka. Nie była idealna, chcieliśmy dodać jeszcze parę basów i zmienić nieco nuty na samym końcu, ale według nas wszystkich, nie była najgorsza (oczywiście nasz optymistyczny Vincent uważał, że jeśli muzyka się nie spodoba, to znaczy, że nasz klient nie ma słuchu). 
Wróciłem do domu na szesnastą, do tego czasu kotka zdążyła się wyszaleć i upolować mysz, na którą miała chrapkę już wcześniej. Przebrałem się w nieco luźniejsze rzeczy i aby zabić nudę, do czasu przyjścia gościa, zająłem się paprotką w kuchni i zrobiłem parę zdjęć Mice, która chciała się ze mną bawić. Nawet nie zauważyłem, jak czas minął. Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Tylko bądź grzeczna - nakazałem kotce, która usiadła przed drzwiami. Nastroszyła uszy, a jej ogon ciągle się kręcił na boki. Wiedziałem, że nie zbliży się do mężczyzny, nie ważne iloma wodami kolońskimi by się oblał i w jakiej ilości, Mika zawsze wyczuje psy. A on miał ich za dużo.

<Bellami?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz