Wzrok mężczyzny mówił sam za siebie. Gromił, podjudzał, karcił za wszystkie występki, jakich się dopuściłem. Negował słowa i zachowania. Gardził tym, jak odważyłem się potraktować tego nieszczęsnego szczura, który najwidoczniej stał się dla niego całkiem nową alfą i omegą, który zawładnął, omiótł, przyciągnął do siebie i nie miał zamiaru puścić.
A ja chyba musiałem pogodzić się z faktem, że już na zawsze musiałem zejść na drugi plan, zostawiając miejsce dla Antoniego i Merlina.
Wszystko oczywiście dość mocno wyolbrzymiając i śmiejąc się prosto w twarz dziwnemu wytworowi, który zawitał na ciele mężczyzny. Sądziłem, że tego dnia nie uda mi się dożyć. Że Adam zdecyduje się na tatuaż. A tu proszę bardzo. Mniejsza o okoliczności.
— On jest więcej niż ok — odparł, może warknął i znowu złączył usta w mokrym, namiętnym i zdecydowanie głośnym pocałunku, przy okazji decydując się na drażnienie bioder palcami.
Na co początkowo jedynie się wyginąłem, starając się uciec od narzędzia tortur, a gdy to niczego nie dawało, a sam wytrzymać już dłużej nie mogłem, ryknąłem dość głośnym śmiechem, prosto w usta drugiego mężczyzny, po czym odgiąłem szyję, łapiąc go za nadgarstki i odsuwając przeklęte dłonie od ciała.
Sapiąc, oddychając dość głośno i zagryzając wargi, bo och, cholerny był z niego kat. Paskudny, okropny, wredny.
Może dlatego za chwilę łypnąłem na niego nieco zdenerwowanym spojrzenie, któremu jednak nie brakowało iskierek radości i rozbawienia.
— Gadzie, nie łaskocz — wysyczałem, zaciągając się mocno powietrzem, którego jakoś zdążyło i zabraknąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz